PiS przejmuje konfitury z samorządów

Nie widać końca batalii o Trybunał Konstytucyjny, a wszelkie ruchy prawno-polityczne oraz wypowiedzi osób wciągniętych pośrednio lub bezpośrednio w ten spór o charakterze ustrojowym przyciągają natychmiast uwagę mediów i opinii publicznej.

Krótko mówiąc, propagandowo trybunał przykrył wszystko. I być może dzięki temu w cieniu, ciszy i spokoju Prawo i Sprawiedliwość demontuje skutecznie inny ustrojowy filar znienawidzonej tak przez tę partię III RP - samorządy wraz z ich dotychczasową ideą i rolą.

Co ma PiS do samorządów? Po pierwsze, pozostają one - szczególnie na szczeblu wojewódzkim - bastionem opozycji. Po zwycięskich dla siebie wyborach prezydenckich i parlamentarnych PiS początkowo myślał, żeby przyśpieszyć wybory samorządowe. Ale poparcie dla partii Jarosława Kaczyńskiego nie rośnie i choć jest wysokie, to nie wystarczy, by przejąć rady oraz podległe im instytucje, w których są największe konfitury - czyli pieniądze i posady.

No i jest jeszcze jeden powód, chyba najważniejszy - prezes Kaczyński (a on to PiS) nie jest fanem samorządów, nie ufa im (bo w większości nie są politycznie jego), a w końcu nie pasują one ze swoją dużą niezależnością i kompetencjami do jego wizji mocnego, władczego i scentralizowanego państwa oraz karnie wykonujących rządowe polecenia urzędników wszelkiego szczebla.

Oczywiście, prawnie nie da się (póki co) zmienić usytuowania samorządów, ale można je zamienić w wy­dmuszkę pozbawioną uprawnień, posad i pieniędzy. I PiS powoli, ale systematycznie to robi, ustawami lub zarządzeniami przenosząc pod skrzydła administracji rządowej całe instytucje i urzędy lub ich kompetencje.

Dotyczy to gospodarki wodnej, regionalnych izb obrachunkowych czy ośrodków doradztwa rolniczego. Na tym się nie skończy, a w efekcie za dwa lata PiS nie będzie się musiał martwić, czy wygra wybory samorządowe i przejmie władzę w terenie. Bo w praktyce będzie ją już miał.