Jak dotąd władzy najlepiej udają się projekty związane z wydatkami. Trzeba to docenić bez ironii. Nikt przed zjednoczoną prawicą tak systemowo i konsekwentnie nie wspierał rodzin i dzietności. Nie mają sensu dywagacje, czyjemu elektoratowi bardziej służą kolejne programy socjalne. Pomoc dla rodzin jest zawsze wartością samą w sobie. A niedożywione dzieci barw politycznych nie mają.
Gdy jednak spojrzymy na stronę przychodową budżetu, nie jest już tak wesoło. PKB nam wyhamowało i nie zmienią tego próby zaniżania starych danych GUS. Inwestorzy, spłoszeni brakiem stabilizacji prawnej i politycznej, też mniej chętnie wydają pieniądze. A plan rozwoju Mateusza Morawieckiego to ciągle zestaw slajdów. Co wytyka wicepremierowi już nie tylko opozycja, ale i sama premier Beata Szydło (i nie robi tego bez kontaktu z uchem prezesa).
Najbardziej niepokojąco brzmią jednak reformy o charakterze ustrojowym, które wprowadza się w pośpiechu. Po rewolucji w oświacie, na tapecie są samorządy (polecam temat z jedynki). Jak bardzo PiS pisze ustawy pod siebie, pokazuje projekt powiększenia Warszawy, przy którym „duże Opole” to pikuś. Aby wygrać wybory samorządowe w stolicy, partia władzy chce uchwalić jej powiększenie o – uwaga! – 32 gminy.
Jeśli dodamy do tego szykowaną reformę sądownictwa, której efektem ma być podporządkowanie sądów władzy, to znajdziemy się w innym systemie. W rzeczywistości, w której kariery nie tylko policjantów i prokuratorów, ale także sędziów wszystkich szczebli będą zależne od partii. Czym to pachnie, akurat czytelnikom prasy tłumaczyć nie trzeba.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?