Ponad 20 dwujęzycznych rodzin spotkało się na Górze św. Anny

Redakcja
Barbara i Krystian Polański z córkami. Dziewczynki z tatą rozmawiają po niemiecku, z mamą - najchętniej w gwarze śląskiej, a literackim językiem polskim mówią w przedszkolu i szkole.
Barbara i Krystian Polański z córkami. Dziewczynki z tatą rozmawiają po niemiecku, z mamą - najchętniej w gwarze śląskiej, a literackim językiem polskim mówią w przedszkolu i szkole. Paweł Stauffer
Rodzice, którzy zdecydowali się rozmawiać z dziećmi po polsku i po niemiecku mówią, że chcą dać swym dzieciom darmo coś wartościowego.

Barbara i Krystian Polański przyjechali do domu pielgrzyma na zaproszenie Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej z Gogolina razem z córeczkami, 4,5-roczną Ellen i 10-letnią Andreą. Tata rozmawia z córkami po niemiecku, mama gwarą śląską, literacki polski dzieci szlifują w przedszkolu i w szkole.

- I nie mylą się, jak do kogo mówić - śmieje się pani Barbara. - Jak odbieram dziecko z przedszkola mówi do mnie: mamo, dziś na obiad były kartofelki, ale mężowi to samo zdanie powie na pewno po niemiecku. Córki w zabawie mówią do siebie po niemiecku, ale po polsku proszą mnie: mamo, zrób nam coś do picia. Jak Andrea była mała, to czasem niemieckim wyrazom dodawała polskie końcówki. Pamiętam, że jak pierwszy raz weszła na drabinę, zawołała do mnie: mamo, Andrea lajtruje (drabina po niemiecku to Leiter ). Teraz mówi równie swobodnie w obu językach.

- Jestem już do tego przyzwyczajona - opowiada Andrea. - Czasem wyśmiewały się ze mnie dzieci w szkole, ale jak wystartowałam w konkursie z niemieckiego i wygrałam, to trochę mi zazdrościły.

Barbara i Krystian mówią, że dwujęzyczność, naturalna na Śląsku, jest elementem ich tożsamości, czymś co ich odróżnia i od Polaków i od Niemców spoza Śląska.

- W PRL-u rodzice w takim duchu nie mogli mnie wychowywać - dodaje pani Barbara - my żyjemy w wolnym kraju i korzystamy z tego. Uważamy, że znajomość dwóch języków u dzieci poszerza horyzonty, ubogaca i uczy tolerancji.

Rodziną dwujęzyczną są także Dorota i Łukasz Jastrzembscy. Burmistrz Leśnicy mówi do dzieci - 4-letniej Emilii i rocznego Konrada - po polsku, mama po niemiecku.

- Na początku oboje mówiliśmy do dzieci tylko po niemiecku - przyznają Jastrzembscy. - Zmieniliśmy ten model dopiero, gdy Emilia zaczęła chodzić do przedszkola. Na początku znała po polsku zaledwie dwa słowa, tyle ile potrzeba, żeby powiedzieć, że chce się skorzystać z toalety. Po tygodniu już nie miała większych problemów z komunikacją z dziećmi. Teraz Emilia, właśnie pod wpływem przedszkola, mówi do nas tylko po polsku. Ale ogląda po niemiecku bajki i wszystko rozumie. A jak wyjechaliśmy do Niemiec, Emilka rozmawiała z tamtymi dziećmi po niemiecku, do Konrada też tak mówi.

Rodzice trzymają się dwujęzyczności konsekwentnie. Na ulicy, w kościele, w aptece, na zakupach i na spacerze.

- Reakcje są bardzo różne - mówią. - Zdarzały się i negatywne. Jak to? Mieszkamy w Polsce, a do dzieci mówimy po niemiecku. To było wyzwanie, żeby cierpliwie tłumaczyć i jednocześnie być sobą. Ale zdarzają się sympatyczne głosy innych rodziców: to świetny pomysł, gdybym znał dwa języki, też bym spróbował. My zdecydowaliśmy się na dwujęzyczność. Chcemy dać dzieciom za darmo znajomość dwóch języków bez świadomości, że się ich uczą. I chyba się udało.

Uczestnicy spotkania mieli okazję wymienić się doświadczeniami, obejrzeć film nt. dwujęzyczności oraz wysłuchać wykładu Andreasa Kotza z Instytutu Goethego w Krakowie nt. modeli dwujęzyczności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska