Porto. Port słynący z porto

Anna Grudzka
Anna Grudzka
Anna Grudzka
Portugalczycy mówią: Coimbra studiuje, Braga się modli, Lizbona wydaje pieniądze, a Porto pracuje. Prawda to? Porto na pewno żyje, a jego mieszkańcy wiedzą, jak z tego życia czerpać to, co najważniejsze.
Atrakcje Porto

Wyprawa do Porto

Ważne

Ważne

Jak dojechać
Najszybciej i najtaniej można to zrobić samolotem. Niestety, zawsze czekać nas będzie przesiadka. Ciekawą ofertę ma Rayanair. Lecimy Kraków-Paryż-Porto, wracamy Porto-Londyn-Wrocław/Kraków. Podróż zrobimy jednego dnia. Bilet można znaleźć już za 200 zł w obie strony.

Ceny
Portugalia nie wiele pod tym względem różni się od Polski. Ceny żywności w marketach są porównywalne, czasem nawet nieco niższe niż w Polsce. Miłym zaskoczeniem są wina. Dobry trunek można kupić za 2 do 3 euro. Tyle samo kosztują papierosy. Ceny metra i autobusów to w zależność i od strefy 1 do 2, 5 euro. Ważne, by raz zakupionej karty na środki transportu nie wyrzucać, bo można ją doładować (oszczędzamy 50 centów na każdym bilecie).

Zatracić się w labiryncie wąskich uliczek, spróbować najlepszej na świecie ośmiornicy, porto i truskawek w styczniowym słońcu albo obserwować godzinami ocean. Grzechem byłoby traktować Porto jak przystanek w drodze do Lizbony czy Faro. I choć tygodnia nie starczy na to, żeby zobaczyć wszystkie proponowane przez przewodniki atrakcje w tym mieście. Po prostu trzeba się zagubić, a potem odnaleźć… nie siebie, ale sposób na smakowanie życia.

Porto zadziwia i czaruje. Trudno tu stracić orientację. Wspinając się do góry zawsze dotrze się do centrum, a schodząc na dół - natrafi się na rzekę. Nad głową powiewać będzie rozwieszone pranie, przechodnie będą kłaniać się z radosnym "Bom dia!" na ustach, a leniwie przeciągające się na maskach samochodów koty nie pozwolą zapomnieć, że jesteśmy na wakacjach.

Trochę jak w Paryżu, trochę jak w Wenecji

Porto

To wino to główna wizytówka miasta. Wytwarza się z je winogron rosnących kilkadziesiąt kilometrów dalej. Zerwane owoce poddawane są krótkiemu procesowi fermentacji, który przerywa dodanie mocnego winogronowego brandy w proporcji jeden do pięciu. Dlatego wino ma ok. 20 procent alkoholu i charakterystyczny smak. W beczkach, a potem w butelkach powinno leżakować co najmniej 10 lat. Porto prosto z piwnicy można spróbować po drugiej stronie rzeki w Vila Nova de Gaia. Mieszkańcy raczą się także innym trunkiem podobnym w smaku do porto - muszkatelem. To likier.

Klimat Porto na początku najlepiej poczuć nad brzegami Duero (Douro), czyli Złotej Rzeki. Tam można obserwować zacumowane przy brzegu przypominające gondole łódki i symbol Porto - most Ponte Dom Luis. Co niektórzy porównują go z wieżą Eiffla, może dlatego, że jego architekt był jednym z wychowanków mistrza.

Z deptaka przy Złotej Rzece bardzo już niedaleko na starówkę, która jest wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Na wzgórzu Penaventosa znajduje się katedra Se. Jej niesamowite XII-wieczne wnętrze, kręte krużganki i rozety, rozgrzewa serce, a zarazem daje ochłodę w upalny dzień. Z tarasu można podziwiać panoramę miasta, podobnie jak z 75-metrowej wieży kościoła Igreja dos Clerigos. Kiedyś była to najwyższa budowla w całej Portugalii (ma 240 stopni).

Nie tylko kościoły zasługują w Porto na odwiedzenie. Koniecznie trzeba odwiedzić… dworzec kolejowy i niekoniecznie po to, aby pojechać do Lizbony. Budynek portugalskiego odpowiednika PKP, czyli Sao Bento powstał na początku XX wieku na miejscu dawnego klasztoru. W jego wnętrzu można oglądać oryginalne ceramiczne azulejos (płytki podobne do kafelków, te same, które pokrywają fasady wielu budynków) przedstawiające m.in. historię środków transportu.

Co do pałaców, to odwiedzić trzeba Mouzinho de Albuquerque zwany Rotunda da Boavista z rzeźbą lwa symbolizującego wojska portugalsko-brytyjskie, który miażdży orła, czyli siły francuskie. To metafora zwycięstwa w wojnie z Napoleonem.
Porto - mimo że nazywane "Portugalią robotniczą" - jest pełne kultury. Zresztą przygotowuje się do zostania za dwa lata europejską stolicą kultury. Wszystkie wydarzenia muzyczne skupiają się wokół Casa da Música, czyli Domu Muzyki. Tam co najmniej raz w tygodniu występują gwiazdy.

Ci, co nad przewodnikowe atrakcje bardziej cenią klimat powinni wybrać się do jednej z małych rybackich osad zlokalizowanych w okolicy portu po drugiej stronie rzeki. Tu aż kipi od lokalnego patriotyzmu. Ludzie żyją w małych społecznościach, jedna ulica to jakby jedno miasto. Wszystko, czego potrzebują jego mieszkańcy znajduje się w zasięgu ręki: restauracja, targ rybny, pralnia. Spacerując tym szlakiem, ma się wrażenie, jakby czas się zatrzymał. Ciasno przylegające do siebie budynki pokryte tradycyjnymi kolorowymi kafelkami zachwycają ferią kolorów i wzorów. Trudno uwierzyć, że kolorowe płytki na domach położono nie ze względów estetycznych, a praktycznych. Gdyby fasady domów, zamiast kolorowymi ceramicznymi płytkami, pokryto farbą, zbyt szybko blakłyby i niszczały. Taka łazienkowa impregnacja pozwala mieszkańcom na niemartwienie się restaurowaniem domu przez całe pokolenia. W zamian mogą po prostu cieszyć się życiem. Klucząc między uliczkami, od razu widać, że Portugalczycy są po pierwsze bardzo religijni. Fasady wszystkich domów zdobią ogromne obrazy świętych, krzyże. Wprawny obserwator może jednak dostrzec i inne ozdobniki na balkonach. Np.… ogromną figurkę członka stojącą na klimatyzatorze tuż obok obrazu świętej.

"M-3" to aj waj

Przy odrobinie szczęścia uda się zajrzeć do jednego z mieszkań i od razu zaczyna się doceniać swoje "M-3". Całe rodziny żyją tam w niewielkich mieszkankach. Jeden pokój pełni rolę sypialni, "living roomu" i jadalni. Wszędzie, tak jak na zewnątrz, stoi mnóstwo krzyży, relikwii i kolejnych obrazów świętych obok oczywiście wizerunków członków rodziny. Święta tam jest także piłka nożna. Na każdym prawie domu powiewa proporzec ulubionej drużyny.

Do takiej osady najlepiej wybrać się jeszcze przed południem. To dlatego, żeby zdążyć podpatrzyć poranne życie mieszkańców. Targ rybny, zwijanie sieci, pranie w tradycyjnej pralni, która przypomina rzymską łaźnię. Gdy już się zmęczymy kluczeniem wśród kolorowych uliczek, koniecznie trzeba wybrać się tam na obiad. Restauracje zaczynają pracę od dwunastej. Ich menu to gratka dla amatorów ryb i owoców morza. Porcje są ogromne, a można też obserwować kucharza, który przy ogromnym grillu przed restauracją przygotowuje ryby i kalmary, które zaraz znajdą się na naszym talerzu.

Tego smaku nie da się z niczym porównać i nie warto na niego żałować pieniędzy (niezbyt dużych, bo przejeść się można za 12 euro). Najlepiej zamawiać różne dania i kosztować z talerzy swoich współbiesiadników. Bo Portugalia to raj dla obżartuchów i łasuchów. Takich sardynek, kalmarów z czosnkiem, rekina, krabów czy ogromnych krewetek w Polsce nie uświadczymy nawet w najlepszej restauracji. Potrawy trzeba jednak wybierać z głową, bo porcje w lokalnych restauracjach są ogromne i bardzo trudno dotrwać do deseru.

Uczciwość i żółtka

Co ciekawe, portugalskie słodkości są najczęściej żółte. Dlaczego? Mieszkańcy mówią, że to wina zakonnic. Boskie służebniczki używały bowiem niezliczonych ilości białek do usztywniania swoich habitów. Nie miały co zrobić z żółtkami i wymyślały ciasta i kremy. Wszystkie ciężkie, żółte i niesamowicie słodkie. Cudowne.

Najlepiej w Portugali biesiaduje się jednak wieczorem. Wtedy małe restauracyjki aż tętnią życiem. Ludzie spotykają się na wspólnych posiłkach, długo rozmawiają, oglądają mecze. Porto zadziwia na każdym kroku. Miasto słynie także z niesamowitej uczciwości. Przykład? Nawet gdy jakiś z roztrzepanych turystów zagubi swój portfel z 200 euro i wszystkimi dokumentami w autobusie, może być pewien, że zguba się odnajdzie i będzie do odebrania w autobusowej zajezdni. Ludzie pomagają każdemu zagubionemu turyście i nawet gdy nie mówią po angielsku, zorganizują wianuszek tłumaczy, który zagubionemu obcokrajowcowi pomoże załatwić palącą sprawę.

O ile mieszkańcy Porto to bardzo spokojni i pogodni ludzie, z równowagi może ich wyprowadzić, gdy ktoś wspomni o Lizbonie. Mieszkańcy obu miast pałają do siebie ogromną niechęcią. Dlatego lepiej nie pytać w Porto o to, jak dojechać do stolicy, bo będą próbowali od tego odwieść, przekonując, że nie ma tam nic do oglądania. Najlepiej po prostu odjechać i koniecznie wrócić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska