Psychoza w Graczach. Po zmierzchu strach wyjść na ulicę

Redakcja
- Zamki wytrzymały, złodzieje wybili więc dziurę w tych drzwiach - mówi Adam Bochynek, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Kłos”.
- Zamki wytrzymały, złodzieje wybili więc dziurę w tych drzwiach - mówi Adam Bochynek, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Kłos”.
Mieszkańcy oczekują pomocy od policji, ale boją się wskazać kogokolwiek. W spokojnej dotąd miejscowości od roku mnożą się kradzieże, a po zmierzchu strach wyjść na ulicę.

10 września złodziej (lub złodzieje) nocą wybił dziurę w drzwiach do Spółdzielni Mieszkaniowej "Kłos" na osiedlu 30-lecia i splądrował biuro.

- Straty były niewielkie, bo tylko 250 zł drobnicy w kasetce - mówi Adam Bochynek, prezes spółdzielni. - Narobili jednak strasznego bałaganu, przemieszali całą dokumentację.

Szkody w "Kłosie", w tym koszt naprawy drzwi, wyliczono na około 1000 zł.

Tej samej nocy włamano się do sklepu mieszczącego się w tym samym co spółdzielnia budynku.

- Przychodzimy rano, a tu krata wyrwana ze ściany i wyważone drzwi - opowiada ekspedientka. - Aż dziwne, że nikt nic nie słyszał. Złodzieje musieli przecież hałasować, a bloki są tak blisko.
Straty w sklepie były już dużo większe, zniknęło sporo alkoholu i papierosów.
Krótko przed rozpoczęciem roku szkolnego wyłamano kratę i drzwi do sklepu papierniczego "Gucio". Zniknęły tornister, kredki, zeszyty szkolne, zabawki. - Tak jakby ktoś kompletował wyprawkę dla dziecka - mówi właścicielka sklepu.

Na domiar złego, wieczorami na ulicach spokojnych dotąd Graczy grasują grupy rozwydrzonych młodych ludzi. Prowokują bójki na festynach, wybijają szyby w domach.

Mieszkańcy podejrzewają, kto może być sprawcą kradzieży, ale milczą ze strachu.

- Strach teraz wyjść na ulicę - mówi właścicielka zakładu usługowego w centrum wsi. - Przez wiele lat był tu spokój, aż gdzieś tak rok temu wszystko się zmieniło.
Kobieta ma swoje podejrzenia, lecz również ani myśli wskazywać winnych. - Nie zamierzam nikogo oskarżać, po co ktoś mi ma spalić lokal?

- To nie może być nikt obcy, bo zbyt dobrze zna nasze zwyczaje - mówi się we wsi. - Złodziej pilnuje nas, a nie my jego. Ale też nie może to być nikt ze starych mieszkańców, bo kłopoty trwają dopiero od pewnego czasu.

- Jesteśmy opuszczeni przez policję - skarży się Zofia Osijewska, sołtyska Graczy. - Posterunek zlikwidowano tu jeszcze w latach 70., a teraz bardzo rzadko widać u nas mundurowych. Pół roku prosiłam, by się do nas wreszcie pofatygował dzielnicowy!

Trzy lata temu pani sołtys wystąpiła do komendanta wojewódzkiego policji o przywrócenie posterunku w Graczach.
- Dowiedziałam się, że to niemożliwe - mówi sołtys Osijewska. - Nic dziwnego, że młodzi chuligani czują się bezkarni, a złodzieje śmieją się wszystkim w nos.

- Prowadzimy wielotorowo intensywne postępowanie w sprawie ostatnich wydarzeń w Graczach, mamy kilku podejrzanych - zapewnia komisarz Przemysław Stankiewicz, komendant komisariatu w Niemodlinie. - Zwiększyliśmy liczbę kierowanych tam patroli i policjantów w cywilu, a teraz czekamy na wyniki badań śladów zabezpieczonych w miejscach kradzieży.

Policja nie łączy kradzieży z chuligaństwem i pobiciami.

- Doskonale wiemy, co tam się dzieje, ale w tych przypadkach nie możemy nic zrobić, dopóki ktoś nie złoży doniesienia, takie są przepisy - wyjaśnia komisarz Sebastian Górski. - Tymczasem nikt z pobitych dotąd tego nie zrobił. Ludzie się boją, ze strachu milczą i koło się zamyka. Jak mamy im w takim razie pomóc?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska