Rekonstrukcje historycznych bitew. W Nysie wiedzą jak na tym zarobić

fot. alt kreytzen
fot. alt kreytzen
Kiedy król Fryderyk II uciekał spod Małujowic, chciał jak najszybciej zapomnieć o klęsce. Dowódcy pruskiej armii mu na to nie pozwolili, wygrywając przegraną batalię. Dziś miłośnicy historii potykają się z tym samym problemem: jak zamienić porażkę w promocyjny sukces.

10 kwietnia 1741 roku na polach pod Mollwitz spotkało się ponad 40 tysięcy ludzi. - To jakby cały Brzeg - od noworodków po 100-letnich dziadków - wyszedł na te pola - Marian Stachuła, brzeski przewodnik, z pasją opowiada o wydarzeniach, które wstrząsnęły wówczas całą Europą Środkową.

Stoimy na drodze między Zielęcicami a Małujowicami (dziś w gminie Skarbimierz). Od czasu do czasu przemyka tędy samochód, ale oczami wyobraźni widzimy zwarte szyki pruskich piechurów, słyszymy, jak huczą działa artylerii i widzimy młodziutkiego Fryderyka II, który z niecierpliwością czeka na swoją pierwszą z serii krwawych bitew, po których Prusy wyrosną na najpotężniejsze państwo kontynentalnej Europy. Pod stopami wyczuwamy drżenie ziemi od kopyt austriackiej kawalerii bohaterskiego generała Römera.

- Jak ktoś był na wyścigach konnych, to pamięta, jakie wrażenie robi odgłos pięciu czy sześciu koni w pełnym galopie. A tu za Römerem pędziło 4,5 tysiąca austriackich kawalerzystów. To było słychać w promieniu wielu kilometrów.

Król w beczce
W ciągu kilku lat echa tej batalii rozbrzmiewały już w całej Europie, a nawet w Stanach Zjednoczonych. - Nic dziwnego, że uczono o tym na amerykańskim West Point - to była klasyczna bitwa dwóch stojących naprzeciw siebie armii, na przykładzie której można było pokazać elementy taktyki - przypomina Marian Stachuła.

Po porażce austriaccy poddani nie mieli powodów do chwały, za to w całych Prusach powstawały opisy, obrazy i książki sławiące kunszt żołnierzy Fryderyka II. Brzeżanie postawili mu pomnik, w bruk jednej z ulic wmurowali kamień w kształcie czapki, która w tym miejscu miała królowi spaść (można ją oglądać do dziś na ul. Reja), a w samych Małujowicach postawiono obelisk upamiętniający pruską wiktorię.

W ten sposób próbowano też zatrzeć wstydliwy fakt: po wielkiej szarży szwadronów Römera, która rozniosła w pył pruskich kawalerzystów, feldmarszałek Schverin dopadł do króla. - I doradził młodemu władcy ucieczkę. Bitwa wydawała się przegrana, więc król posłuchał.

Pamięć o tym przetrwała wśród miejscowej ludności w postaci legend. - Podobno król ukrywał się w zabudowaniach starego młyna, w beczce po kapuście - opowiadał nam Manfred Kirchner, przedwojenny mieszkaniec sąsiednich Laugwitz (Łukowic Brzeskich).

Podczas oficjalnych uroczystości ucieczka Fryderyka była jednak dyskretnie pomijana.

- Przed wojną w rocznicę bitwy przy kościele w Małujowicach urządzano parady, podczas których odtwarzano sceny z okresu bitwy. W tych inscenizacjach pojawiała się m.in. postać Fryderyka II na koniu, który dokonywał przeglądu wojsk w historycznych mundurach - przypomina historyk dr Andrzej Peszko. - W tamtych czasach nie było oczywiście grup rekonstrukcyjnych, a w role żołnierzy wcielali się aktorzy z trup teatralnych.

Po ostatniej wojnie pruskie ślady zacierano z równym zapałem, jak wcześniej je eksponowano. Pomnik Fryderyka natychmiast spadł z cokołu, zniknął też małujowicki obelisk. A wypędzenia Niemców i osadnictwo kresowiaków na ziemiach odzyskanych oznaczało wyparcie wielkiej bitwy ze społecznej pamięci.
Nic dziwnego, że w ostatnią rocznicę batalii na polach pod Małujowicami spotkało się zaledwie osiem osób: szef rady parafialnej z Małujowic, trójka dziennikarzy i czworo miłośników historii.

Bitwa to biznes
- Władze marnują ogromną szansę na promocję. To było przecież wydarzenie na skalę europejską. Dla Prus Małujowice były tym samym, czym dla Francuzów Austerlitz - uważa Bartosz Przybylski z nyskiej artylerii, czyli jednej z grup rekonstrukcyjnych specjalizujących się w odtwarzaniu dawnych jednostek wojskowych. Urodzony w Brzegu Bartek mieszka dziś w Sanoku, ale odwiedza rodzinne strony ubrany w mundur pruskiego piechura.

- Wcześniej byłem szwoleżerem gwardii, ale to kosztowna formacja i zdecydowałem przenieść się do piechoty - tłumaczy.

Na pierwszy rzut oka przebierający się w mundury dorośli przypominają bawiące się w wojnę dzieci. Ale wystarczy pojechać choćby na Dni Twierdzy Nysa, żeby przekonać się, że temu hobby bliżej do dobrego biznesu niż zabawy.
Wokół nyskich fortów, gdzie przed 200 laty rozgrywała się znacznie mniejsza bitwa wojny napoleońskiej, co roku zbierają się już tysiące ludzi. Miasto w ciągu kilku lat uczyniło z tego wydarzenia ogromną atrakcję, której punktem kulminacyjnym są inscenizacje bitwy rozgrywane w asyście tysięcy turystów. W dodatku gmina, która organizuje przedsięwzięcie, wydaje na imprezę niewiele, bo większość pieniędzy pochodzi z dotacji unijnych.

- Kupujemy za nie stroje i wyposażenie wojsk, dofinansowujemy grupy rekonstrukcyjne, które są już w mieście cztery. Teraz założymy na fortach monitoring i pociągniemy energię, a bitwy będą dwie: druga nocą - mówi Zofia Puczkowska-Kajling, naczelnik wydziału kultury w nyskim magistracie. - Jeśli ktoś z Brzegu potrzebowałby rady - służymy pomocą.

- W Krotoszynie, Kłodzku, Srebrnej Górze, Nysie, Świdnicy, a ostatnio też w Koźlu - wszędzie organizuje się inscenizacje dawnych bitew. I wszędzie traktuje się to jako świetny sposób na promocję miast - wymienia Przybylski. - Nie byłoby problemu, żeby zaprosić do Małujowic takie grupy rekonstrukcyjne.

Prusacy już się źle nie kojarzą
Co na to mieszkańcy wsi, w której ze świecą szukać autochtonów, a którym Prusacy mają prawo kojarzyć się głównie z ostatnią wojną?

- Nikt o tym już tak nie myśli i jestem pewien, że ludzie nie mieliby nic przeciwko - przekonuje Tadeusz Perec, sołtys Małujowic.

Bartek z pruskiej artylerii przypomina, że inscenizacja może mieć edukacyjny walor: - Trzeba przypominać, że ginęli tu zwykli ludzie wciągnięci w tryby historii. Ludzie, którzy byli wcielani do wojska siłą albo zgłaszali się do niego dla zarobku. Dzisiaj odtwarzamy Prusaków, Austriaków, wojska napoleońskie czy nawet rosyjskie oddziały z 1806 roku. Ale nikt nie robi tego z miłości do cara ani dlatego, że czuje się Prusakiem.

Gdy popytać lokalnych miłośników historii Małujowice, pomysły padają jeden za drugim. - Na lotnisku w Skarbimierzu jest tyle niezagospodarowanego miejsca, że znalazłaby się polana, gdzie można by było rozegrać bitwę - podpowiada Marian Stachuła, a wtóruje mu Jan Janota, zapalony turysta, który ma doświadczenie w organizacji imprez z udziałem setek ludzi.

W samych Małujowicach też od dawna myślą o tym, jak upamiętnić miejsce batalii. - Już dawno chcieliśmy postawić tablicę informacyjną. Tyle że wieś nie ma pieniędzy, żeby się do tego dokładać - mówi sołtys Tadeusz Perec.

Problem w tym, że podobnego entuzjazmu nie wykazują samorządowcy. Zapewnienia o dobrych chęciach padały już ze strony specjalistów od promocji i z urzędu miasta, i ze starostwa, ale jak dotąd nie poszły za tym żadne czyny. Kilkanaście dni temu starosta Maciej Stefański zapewnił, że może pomóc nawet we współfinansowaniu inscenizacji. Ale zaraz dodał: - Gospodarzem gminy jest pan wójt Skarbimierza i on pierwszy musi zdecydować.

Pytany przez nto Andrzej Pulit odpowiada tymczasem: - Nie myślałem o tym i nie mam na to pomysłu.

Cała nadzieja w hobbystach
- Na początek myślę o zorganizowaniu grupy rekonstrukcyjnej z okresu bitwy pod Małujowicami - zdradza Jacek Franco Horęzga, który przez lata zajmował się modelarstwem, tworząc m.in. makiety bitew. - Myślę o tym od półtora roku, kiedy pierwszy raz rozmawialiśmy w gronie kilku osób na forumbrzeg.pl. Nie ukrywam, że ostatnie teksty w nto były impulsem do podjęcia działań i nawiązałem pierwsze kontakty z grupami rekonstrukcyjnymi, m.in. ze Świdnicy. Każdy z nas gdzieś pracuje, studiuje i nie może poświęcać temu wiele czasu, ale małymi kroczkami chcemy osiągnąć cel.

O Małujowicach poważnie myślą nawet "Prusacy" z Alt Kreytzen, pruskiego regimentu ze Świdnicy.

- Do wiązania oddziałów z danymi bitwami trzeba podchodzić bardzo rygorystycznie i w takiej inscenizacji nie mogą brać udział np. wojska z epoki napoleońskiej. A my jesteśmy jedynym w Polsce oddziałem z czasów wojny siedmioletniej, a więc z epoki, w której mieści się bitwa pod Małujowicami - mówi feldfebel Krzysztof Czarnecki dowodzący pododdziałem kilkunastu fizylierów. - I niezależnie od tego, czy lokalne władze coś zorganizują, chcemy przyjechać pod Małujowice za dwa lata - w 270. rocznicę bitwy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska