Siła kobieTy. Ewa Kaczmarek dwa razy stoczyła walkę z rakiem i dwa razy wygrała

Milena Zatylna
Milena Zatylna
Ewa Kaczmarek gorąco namawia inne chorujące panie do kontaktu i skorzystania z rad Amazonek.
Ewa Kaczmarek gorąco namawia inne chorujące panie do kontaktu i skorzystania z rad Amazonek. Agencja NTO
Ewa Kaczmarek podczas kontrolnych badań dowiedziała się, że ma guza. Rak złośliwy hormonozależny. Najpierw ogarnęło ją przerażenie, a kiedy minęło, podjęła decyzję, że będzie się leczyć. Zrobi wszystko, by zlikwidować chorobę.

Po operacji i mimo wdrożonej terapii lekowej nowotwór pojawił się znowu. Ewa Kaczmarek zdecydowała się na mastektomię. Trudno jej było zaakceptować siebie samą „z defektem”. Wstydziła się rozebrać, nawet w domu. Teraz nie ma już z tym problemu. Wie, że coś straciła, by zyskać życie.

- Odkąd skończyłam 55 lat, regularnie robiłam mammografię. Podczas któregoś z badań lekarze zauważyli coś niepokojącego, zrobili nawet biopsję, ale o dziwo okazało się, że jednak nie ma żadnych zmian – wspomina Ewa Kaczmarek.

Kobiecie podejrzenia lekarzy nie dawały spokoju i postanowiła badania zweryfikować.

- Prywatnie wykonałam USG i okazało się, iż faktycznie jest guz. W dodatku usytuowany w takim miejscu, że nie był do wykrycia podczas samobadania – opowiada. – Sprawdził się niestety czarny scenariusz. Doskonale pamiętam ten moment, bo kiedy lekarz oświadczył, że to rak, zapytałam, czy jest złośliwy. Na co otrzymałam odpowiedź w dość zniecierpliwionym tonie, że „każdy rak jest złośliwy”. To był szok. Przeraziłam się.

W pierwszym odruchu pani Ewa zawiadomiła najbliższych, siostrę i przyjaciółki.
- Oczywiście chciałam, żeby podtrzymały mnie na duchu, ale przede wszystkim moim zamierzeniem było zachęcenie je do badań mammograficznych – mówi. – Reakcje były bardzo różne. Siostra nawet nie chciała o tym słyszeć. To częsty błąd, bo profilaktyka to podstawa. Szybsze podjęcie leczenia daje większe szanse na jego powodzenie. Nie ma się czego bać.

Ewa Kaczmarek postanowiła, że będzie się leczyć. Podda się wszystkim zaleceniom lekarzy, by zlikwidować chorobę, a co będzie to będzie.

- Nie zadawałam pytań, dlaczego ja i jak to się mogło przydarzyć, skoro w rodzinie nie było nowotworów. Nie obwiniałam losu. Pogodziłam się z tym, że wypadło na mnie i postanowiłam walczyć. Lekarze zdecydowali, że usuną guz z prawej piersi. Była to operacja oszczędzająca, ale wycięto mi prawie wszystkie węzły chłonne. Po badaniach okazało się, że nie ma przerzutów, czekała mnie więc radioterapia. Na szczęście ominęła mnie chemia. Naświetlania trwały 6 tygodni i to było najtrudniejsze doświadczenie. Zaraz po operacji dowiedziałam się, że jest rehabilitacja dla Amazonek. Skorzystałam z niej i bardzo mi pomogła.

Po dwóch latach pani Ewa po raz kolejny usłyszała diagnozę: rak.

- Tym razem w drugiej piersi. Zaskoczenie było jeszcze większe, bo brałam lek, który miał powstrzymywać hormony przed wytwarzaniem zmian nowotworowych. Bo mój rak miał podłoże hormonalne. Badanie genetyczne wykluczyło obciążenia. Niestety, lek nie zadziałał. W dodatku ten guz był większy i też go nie wyczuwałam.

Lekarze ponownie zaproponowali Ewie Kaczmarek operację częściową, oszczędzającą.

- Nie zgodziłam się. Choć chemia mi nie groziła, ale nie chciałam ponownie przechodzić radioterapii, które mnie wykańczała. Do tej pory mam problemy z krtanią i chrypkę, które są prawdopodobnie skutkiem ubocznym radioterapii. Zdecydowałam się na pełną mastektomię i wycięcie tylko jednego węzła chłonnego, który po badaniach histopatologicznych okazał się wolny od komórek rakowych. Po tej operacji pozostało tylko leczenie farmakologiczne.

Choć pani Ewie została zaoszczędzona najbardziej agresywna forma terapii onkologicznej i tak leczenie było drogą przez mękę.
- Skutki leczenia nowotworu są zawsze ciężkie, bez względu na jego formę, bo to ciężka choroba. Ale pocieszające jest to, że w dzisiejszych czasach można z nią wygrać. Mnie pomógł fakt, że byłam stanowcza i bardzo zdeterminowana, żeby wyzdrowieć. Nie karmiłam się też strachem czy czarnowidztwem, bo to w chorobie nie pomaga, a wręcz przeciwnie. Byłam twarda w mojej walce i postanowiłam, że ja będę górą, a nie rak.

Jednak okaleczenie ciała odcisnęło na pani Ewie swoje piętno.

- To chyba był najtrudniejszy etap chorowania, pogodzenie się ze zmianami fizycznymi – opowiada. – Po operacjach piersi, a już zwłaszcza po całkowitej mastektomii, nie czułam się komfortowo. Trudno mi było zaakceptować się „z defektem”. Nie bałam się patrzeć na gojące się rany, ale wstydziłam się chodzić w dopasowanym kostiumie czy w stroju kąpielowym. Teraz się przyzwyczaiłam. Lekarz zaproponował mi rekonstrukcję piersi, jednak stwierdziłam, że mam już tyle lat i przeszłam już tyle operacji, że sobie daruję.

Po zakończeniu leczenia Ewa Kaczmarek nie wprowadziła rewolucji w życiu. Ograniczyła się do drobnych zmian.
- Nie planowałam i nie planuję za bardzo do przodu. Ale zwracam większą uwagę na aktywność fizyczną, zwłaszcza lubię jeździć rowerem. Ponadto zmieniałam nieco dietę. Staram się jeść dużo owoców i warzyw. Sama piekę chleb razowy z ziarnami raz na tydzień. Nauczyłam też tego moich synów. Piję herbaty ziołowe, stosuję kurkumę. Zrezygnowałam z cukru, ale ciasto od czasu do czasu zjem. Uważam, że najważniejszy jest zdrowy rozsądek i umiar. Żadna przesada nie jest dobra.

Oprócz ruchu pani Ewa lubi też spotykać się ludźmi, wyjeżdżać, zwiedzać i korzystać z życia najpełniej jak się da. Ale, jak powtarza, normalnie, „bez fajerwerków” i nadzwyczajnych wyczynów.
- Bardzo sobie również cenię przynależność do Klubu Amazonek. Na początku mojej choroby wiele mi dały spotkania z bardziej doświadczonymi pod tym względem kobietami, które spotkałam na oddziale onkologicznym. Od nich dowiedziałam się na przykład o tak ważnej rzeczy jak rehabilitacja. W szpitalu przekazano tylko podstawowe informacje na jej temat .

Dlatego Ewa Kaczmarek gorąco namawia inne panie do kontaktu i skorzystania z rad Amazonek.

- Każdy jest inny i każdy inaczej reaguje na słowo „rak”, ale na pewno dla każdego jest to trauma. Najlepiej nie dusić jej w sobie, tylko podzielić się z kimś, kto zrozumie nasze emocje i obawy, a taką grupą są na pewno Amazonki. Spotykamy się dwa razy w miesiącu i tylko w tym gronie możemy o naszej chorobie porozmawiać szczerze, rzeczowo i co najważniejsze dzielimy się wiadomościami z autopsji, a nie wyczytanymi w książkach. Uważam, że nawet rozmowa z lekarzem onkologiem nie daje tyle, co z inną kobietą, która zmierzyła się z nowotworem. Lekarze przeważnie nie mają czasu, aby odpowiadać na wszystkie pytania pacjentek albo robią to w sposób bardzo teoretyczny, więc trudno, zwłaszcza nowicjuszce, odnaleźć się w gąszczu lekarskich terminów.

Po siedmiu latach od drugiej terapii onkologicznej pani Ewa prawie nie pamięta o chorobie.
- Przypominam sobie, jak chodzę do kontroli – tłumaczy. – Nie dałam się rakowi zdominować. Żyję normalnie. Muszę się oszczędzać, bo przez brak węzłów chłonnych w prawej ręce już nie jestem tak sprawna. Gołym okiem nie widać różnicy, ale ograniczenia są. Nie mogę dźwigać, nie mogę umyć czterech okien na raz, ale tylko jedno. Muszę uważać, kiedy jadę rowerem. Wiele czynności robię wolniej. Da się jednak z tym żyć i funkcjonować. Teraz już nie mam problemu z akceptacją siebie. Wiem, że coś straciłam, aby zyskać życie.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska