Skazani na bezrobocie

Małgorzata Krysińska
Około 20 proc. załogi zmuszona jest zwolnić Spółdzielnia Inwalidów "Odrodzenie".

Tymczasem za jej bramą na pracę czeka co najmniej 80 niepełnosprawnych.
Spółdzielnia jest jedynym zakładem pracy chronionej w liczącym 72 tys. mieszkańców powiecie. Jeszcze dwa lata temu zakład zatrudniał 188 pracowników, w tym 126 niepełnosprawnych. Już w roku ubiegłym zarząd spółdzielni zmuszony był zredukować zatrudnienie do 150 osób, w tym 100 niepełnosprawnych. Obecnie przygotowuje się do zwolnienia kolejnych pracowników.
- Od początku 1999 roku obserwujemy zjawisko ograniczania uprawnień zakładów pracy chronionej. Zobowiązano nas do płacenia składek na fundusz pracy i odprowadzania 7,75 proc. składki na ubezpieczenia zdrowotne. Z pięciu do sześciu i pół procent podwyższono nam też składkę na ZUS. Zniesiono nam ulgę w podatku VAT i ulgę w opłacie skarbowej. Zostaliśmy też zobowiązani do wpłacania do urzędu skarbowego różnicy pomiędzy podatkiem należnym (od towarów sprzedanych) a naliczonym (od zakupionych). Wcześniej pieniądze te zostawały w zakładzie i mogliśmy nimi obracać. Dziś na ich zwrot musimy czekać 25 dni - mówi prezes spółdzielni Stanisław Sobczak.

Ponieważ inwalidzi pracują zwykle o połowę wolniej od ludzi w pełni sprawnych, koszty ich zatrudnienia są blisko dwukrotnie wyższe od kosztów pracy osób zdrowych. W efekcie, z powodu zmiany przepisów, spółdzielnia straciła w ciągu dwóch lat około miliona złotych. Ponieważ pomoc ze strony Państwowego Funduszy Rehabilitacji z każdym rokiem się kurczy, a dodatkowo na zmiany podatkowe nakłada się także recesja na rynku, zakład sprzedaje o ponad połowę mniej mebli, niż jest w stanie wyprodukować.

- Kiedyś produkowaliśmy około 1200 mebli miesięcznie, o łącznej wartości ok. miliona złotych. Teraz produkujemy w tym czasie już tylko około czterystu sztuk, bo rynek nie jest w stanie więcej wchłonąć. Byłaby może na to rada, gdybyśmy obniżyli cenę. Jak mamy to zrobić, przy tak wysokich obciążeniach? - martwi się wiceprezes ds. marketingu Zbigniew Matyja. Jak twierdzą członkowie zarządu, jedynym sposobem na utrzymanie firmy przy życiu jest dalsza redukcja zatrudnienia.
- Jeszcze do końca roku zwolnimy od kilkunastu do trzydziestu ludzi - zapowiada prezes. Decyzja o tym, ilu ludzi zwolnić, poprzedzona zostanie analizą zarówno stopnia przydatności każdego z pracowników, jak i ich sytuacji życiowej.
- Sprawdzimy też m.in., czy osoby, które miałyby zostać zwolnione, mają szansę na świadczenia emerytalne lub zasiłek emerytalny. Jeżeli pracuje u nas małżeństwo, zwolnimy tylko jedną osobę - wyjaśnia prezes.
Dodaje też, że będzie to dla zarządu operacja bardzo bolesna. - Ale skoro państwo umówiło się z nami, że w zamian za zatrudnianie osób niepełnosprawnych otrzymamy określone ulgi, a teraz likwiduje po kolei gros tych ulg, to znaczy, że ze słabymi nikt się nie liczy. Przed 1999 rokiem stać nas było na rozwój i na tworzenie nowych miejsc pracy. Teraz zmuszeni jesteśmy do ddawania niepełnosprawnych na garnuszek państwa - podsumowuje.
Z ostrożnych szacunków wynika, że w powiecie mieszka około dziesięciu tysięcy osób niepełnosprawnych.

- O pracę w naszej spółdzielni pyta codziennie kilka osób. Jednak od dwóch lat, czyli od momentu, kiedy cofnięto nam ulgi, nie zatrudniliśmy ani jednej. Choć lista oczekujących na wolny etat w naszej spółdzielni liczy już ponad 80 osób, nie odzwierciedla to skali problemu. Z uwagi na to, iż wiele z tych osób zarejestrowało się na niej już parę lat temu, wielu innych bezrobotnych inwalidów przestało już o to zabiegać - mówi kadrowa z "Odrodzenia" Danuta Zamorska.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska