Tymczasem za jej bramą na pracę czeka co najmniej 80 niepełnosprawnych.
Spółdzielnia jest jedynym zakładem pracy chronionej w liczącym 72 tys. mieszkańców powiecie. Jeszcze dwa lata temu zakład zatrudniał 188 pracowników, w tym 126 niepełnosprawnych. Już w roku ubiegłym zarząd spółdzielni zmuszony był zredukować zatrudnienie do 150 osób, w tym 100 niepełnosprawnych. Obecnie przygotowuje się do zwolnienia kolejnych pracowników.
- Od początku 1999 roku obserwujemy zjawisko ograniczania uprawnień zakładów pracy chronionej. Zobowiązano nas do płacenia składek na fundusz pracy i odprowadzania 7,75 proc. składki na ubezpieczenia zdrowotne. Z pięciu do sześciu i pół procent podwyższono nam też składkę na ZUS. Zniesiono nam ulgę w podatku VAT i ulgę w opłacie skarbowej. Zostaliśmy też zobowiązani do wpłacania do urzędu skarbowego różnicy pomiędzy podatkiem należnym (od towarów sprzedanych) a naliczonym (od zakupionych). Wcześniej pieniądze te zostawały w zakładzie i mogliśmy nimi obracać. Dziś na ich zwrot musimy czekać 25 dni - mówi prezes spółdzielni Stanisław Sobczak.
Ponieważ inwalidzi pracują zwykle o połowę wolniej od ludzi w pełni sprawnych, koszty ich zatrudnienia są blisko dwukrotnie wyższe od kosztów pracy osób zdrowych. W efekcie, z powodu zmiany przepisów, spółdzielnia straciła w ciągu dwóch lat około miliona złotych. Ponieważ pomoc ze strony Państwowego Funduszy Rehabilitacji z każdym rokiem się kurczy, a dodatkowo na zmiany podatkowe nakłada się także recesja na rynku, zakład sprzedaje o ponad połowę mniej mebli, niż jest w stanie wyprodukować.
- Kiedyś produkowaliśmy około 1200 mebli miesięcznie, o łącznej wartości ok. miliona złotych. Teraz produkujemy w tym czasie już tylko około czterystu sztuk, bo rynek nie jest w stanie więcej wchłonąć. Byłaby może na to rada, gdybyśmy obniżyli cenę. Jak mamy to zrobić, przy tak wysokich obciążeniach? - martwi się wiceprezes ds. marketingu Zbigniew Matyja. Jak twierdzą członkowie zarządu, jedynym sposobem na utrzymanie firmy przy życiu jest dalsza redukcja zatrudnienia.
- Jeszcze do końca roku zwolnimy od kilkunastu do trzydziestu ludzi - zapowiada prezes. Decyzja o tym, ilu ludzi zwolnić, poprzedzona zostanie analizą zarówno stopnia przydatności każdego z pracowników, jak i ich sytuacji życiowej.
- Sprawdzimy też m.in., czy osoby, które miałyby zostać zwolnione, mają szansę na świadczenia emerytalne lub zasiłek emerytalny. Jeżeli pracuje u nas małżeństwo, zwolnimy tylko jedną osobę - wyjaśnia prezes.
Dodaje też, że będzie to dla zarządu operacja bardzo bolesna. - Ale skoro państwo umówiło się z nami, że w zamian za zatrudnianie osób niepełnosprawnych otrzymamy określone ulgi, a teraz likwiduje po kolei gros tych ulg, to znaczy, że ze słabymi nikt się nie liczy. Przed 1999 rokiem stać nas było na rozwój i na tworzenie nowych miejsc pracy. Teraz zmuszeni jesteśmy do ddawania niepełnosprawnych na garnuszek państwa - podsumowuje.
Z ostrożnych szacunków wynika, że w powiecie mieszka około dziesięciu tysięcy osób niepełnosprawnych.
- O pracę w naszej spółdzielni pyta codziennie kilka osób. Jednak od dwóch lat, czyli od momentu, kiedy cofnięto nam ulgi, nie zatrudniliśmy ani jednej. Choć lista oczekujących na wolny etat w naszej spółdzielni liczy już ponad 80 osób, nie odzwierciedla to skali problemu. Z uwagi na to, iż wiele z tych osób zarejestrowało się na niej już parę lat temu, wielu innych bezrobotnych inwalidów przestało już o to zabiegać - mówi kadrowa z "Odrodzenia" Danuta Zamorska.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?