- Rozbolała mnie "piątka". Nie pomagały środki przeciwbólowe, więc wybrałam się prywatnie do dentysty - relacjonuje czytelniczka z Opola. - Już na wejściu dowiedziałam się, że za maseczkę, rękawiczki i kaftan tym razem muszę zapłacić z własnej kieszeni, czyli będzie to dodatkowe 100 złotych. Proste wyrwanie zęba kosztowało mnie w sumie 600 złotych, czyli dwa razy tyle, co zwykle. Zapłaciłam, bo nie miałam wyjścia, ale uważam, że to jest żerowanie na pacjentach.
W przypadku gabinetów prywatnych, ceną rządzi rynek.
- Z dentystami, jest tak, jak z innymi grupami zawodowymi - mówi nam jeden z opolskich lekarzy. - Jedni są uczciwi, a inni próbują wykorzystać sytuację i odrobić straty, bo przecież pacjentów mają znacznie mniej niż przed epidemią, a opłaty, takie jak wynajem lokalu czy pensje dla personelu zostały. Ceny maseczek czy rękawiczek też są znacznie wyższe niż przed epidemią, dlatego nie widzę nic złego w tym, że taka opłata jest doliczana. Ważne jednak, by znać umiar i nie obciążać nadmiernie pacjenta.
Inaczej jest natomiast w przypadku wizyt w ramach NFZ. Tutaj gabinety nie mają prawa odrabiać strat kosztem pacjenta (choć pieniędzy dostają tyle samo, co przed epidemią).
- Pacjent, lecząc się w gabinecie, który ma kontrakt z NFZ, nie może ponosić żadnych opłat związanych ze środkami ochrony osobistej - mówi Barbara Pawlos, z opolskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. - To lekarz, prowadząc gabinet, musi dostosować go do wymogów sanitarnych, zapewniających bezpieczeństwo zarówno pacjentom, jak i personelowi.
Z tym ostatnim bywa jednak różnie. Przekonała się o tym czytelniczka, która wybrała się z córką do ortodonty, w jednym z gabinetów w powiecie opolskim.
- W poczekalni siedziały cztery osoby, choć zalecenie jest takie, by wizyty umawiać z zapasem, a przez to unikać kolejek przed gabinetem. Nie chciałam nas narażać, więc czekałyśmy na zewnątrz. Gdy przyszła nasza kolej, z poprzednim pacjentem minęłyśmy się w drzwiach, więc ortodontka nie miała nawet szans zdezynfekować fotela. Siedziała w rękawiczkach i wypełniała dokumentację. Później w tych samych rękawiczkach zabrała się do pracy.
Poprosiliśmy o ocenę tej sytuacji fachowca. - Nie chcę oceniać zdarzenia, którego nie widziałem, ale przygotowanie gabinetu do przyjęcia kolejnego pacjenta trwa około pół godziny - mówi szef jednego z oddziałów Polskiego Towarzystwa Stomatologicznego w kraju, prosząc o anonimowość.
Problem dostrzega również personel, który pracuje w gabinetach. - Moje koleżanki skarżą się na przykład, że ich szefowie doliczają każdemu pacjentowi opłatę za jednorazowy fartuszek, a później chodzą w takim fartuszku przez cały dzień, narażając pacjentów, ale też siebie i personel - mówi asystentka, pracująca w jednym z gabinetów stomatologicznych w powiecie brzeskim. - Oczywiście to nie jest standard, bo wielu dentystów dwoi się i troi, żeby było bezpiecznie, a jednocześnie walczy, żeby nie pójść z torbami. To nie jest łatwe, zwłaszcza, że ceny rękawiczek czy płynów do dezynfekcji, odkąd zaczęła się epidemia, wzrosły nawet kilkukrotnie.
- Radę dla pacjentów mam tylko jedną - mówi szef jednego z oddziałów PTS w kraju. - Jeśli widzą nieprawidłowość, niech zwrócą lekarzowi uwagę, albo wyjdą z gabinetu. Gdy w grę chodzi bezpieczeństwo, nie można sobie pozwolić na ryzyko.
Zmiany w prawie o sprzedaży alkoholu
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?