Strażnicy pokrzyżowali plany grafficiarzom. Im cieplej, tym gorzej

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Zamalowanie takiej "twórczości” to dla zarządcy spory wydatek, a przyłapanie sprawcy na gorącym uczynku daje szansę na to, aby to jego obciążyć kosztami.
Zamalowanie takiej "twórczości” to dla zarządcy spory wydatek, a przyłapanie sprawcy na gorącym uczynku daje szansę na to, aby to jego obciążyć kosztami. Andrzej Wiśniewski / Polska Press
Elewację przy ul. Nysy Łużyckiej w Opolu uratowała czujność mieszkańca. Strażnicy mówią, że w czasie wakacji takich interwencji będzie jeszcze więcej.

- O interwencję poprosił nas mieszkaniec, który zauważył grupę młodzieży zaopatrzoną w farby w sprayu. Działo się to w sobotę przed godz. 1 w nocy - relacjonuje Krzysztof Maślak, wicekomendant Straży Miejskiej w Opolu.

Strażnicy pojawili się na miejscu na tyle szybko, że młodzi ludzie nie zdążyli jeszcze "wziąć się do pracy". Zostali więc jedynie wylegitymowani i rozeszli się do domów.

Strażnicy obserwują, że liczba takich zdarzeń wzrasta w miesiącach wiosenno-letnich, kiedy wieczory są cieplejsze i młodzież chętniej spędza czas na świeżym powietrzu.

- Najgorzej jest w czasie wakacji, gdy mają więcej wolnego czasu - przyznaje wicekomendant Maślak.

Grafficiarze wiedzą, że spora część miasta jest objęta monitoringiem, dlatego chętniej działają w miejscach ustronnych.

- W takich sytuacjach, podobnie jak w przypadku interwencji z ul. Nysy Łużyckiej, pomóc może tylko czujność świadków, dzięki którym możemy w porę interweniować. Jeśli dostajemy zgłoszenie dopiero po kilku godzinach, gdy ktoś zauważy ten malunek, to ustalenie sprawcy jest bardzo trudne - wyjaśnia wicekomendant.

Grafficiarze przy malunkach zostawiają swoje podpisy. Przyłapanie na gorącym uczynku konkretnej osoby pozwoliłoby - właśnie na podstawie podpisu - ustalić za którymi graffiti w mieście stoi ta sama osoba.

- Zamalowanie takiej "twórczości" to dla zarządcy spory wydatek, a przyłapanie sprawcy na gorącym uczynku daje szansę na to, aby to jego obciążyć kosztami - mówi Krzysztof Maślak.

To, że działalność grafficiarzy kosztuje i to niemało wie Franciszek Dezor, prezes opolskiej spółdzielni Przyszłość. - Pomalowanie zniszczonej elewacji to wydatek od kilku nawet do kilkunastu tysięcy złotych - wylicza prezes.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska