Szpital w Nysie ogranicza przyjęcia chorych

Fot. Klaudia Bochenek
- Zmuszeni jesteśmy ograniczyć zabiegi planowe, stąd też niektórych odsyłamy, innym przesuwamy terminy. Nawet na przyszły rok - mówi wicedyrektor szpitala do spraw medycznych Marek Szymkowicz.
- Zmuszeni jesteśmy ograniczyć zabiegi planowe, stąd też niektórych odsyłamy, innym przesuwamy terminy. Nawet na przyszły rok - mówi wicedyrektor szpitala do spraw medycznych Marek Szymkowicz. Fot. Klaudia Bochenek
Wkrótce pacjenci odsyłani będą z kwitkiem, bo skończyły się pieniądze na zabiegi planowe. Przyjmowane będą tylko osoby w stanach zagrożenia zdrowia i życia.

Sytuacja jest trudna i jeśli Narodowy Fundusz Zdrowia nie dołoży nam żadnych pieniędzy, to do końca roku na pewno kilkudziesięciu, a może i kilkuset pacjentów nie doczeka się planowych zabiegów - twierdzi dyrektor Zespołu Opieki Zdrowotnej w Nysie Norbert Krajczy.

- A skoro mamy dopiero sierpień i limity zostały już przekroczone, to nie pozostaje nam nic innego, jak przyjmować tylko tych, u których istnieje bezpośrednie zagrożenie zdrowia lub życia. Guz na trzustce, krwawienie z przewodu pokarmowego, nowotwór.

W ciągu zaledwie kilkunastu minut na oddziale chirurgii ogólnej nyskiego szpitala pojawiły się trzy osoby z tak poważnymi problemami. Lekarz natychmiast zarządził przyjęcie ich na oddział. To właśnie przypadki bezpośredniego zagrożenia życia.

- Tymczasem w NFZ chcą, abym określił się, ile takich ostrych przyjęć będę miał jeszcze do końca roku. A co, ja wróżka jestem? To przecież jakiś absurd! Ludzie potrzebują pomocy, to się ich leczy, nie dyskutuje i nie zastanawia, skąd później wziąć pieniądze - denerwuje się dyrektor Krajczy.

Denerwuje się, bo wie, że później przy rozliczeniu będzie problem. W zeszłym roku z tytułu ponadlimitowych przyjęć szpital dorobił się przeszło 2,5-milionowej zaległości, której NFZ jeszcze mu nie zwrócił. Krajczy wystąpił na drogę sądową i zapowiada, że nie podaruje.

- Pierwsza sprawa w sądzie już we wrześniu - informuje. Jeśli tak dalej pójdzie, w tym roku sytuacja się powtórzy. Limity zostały przekroczone już o około 2 miliony, a do końca roku daleko. - Dlatego staramy się ograniczyć zabiegi planowe. Niektórych odsyłamy z kwitkiem, innym dość znacznie przesuwamy terminy - tłumaczy Marek Szymkowicz, wicedyrektor szpitala do spraw medycznych.

Zabiegi planowe, to takie, które - zdaniem lekarzy - mogą poczekać. Dyrektor Krajczy zalicza do nich wycięcie migdałków, woreczka żółciowego, usunięcie przepukliny, żylaków, niektóre zabiegi endoskopowe, diagnostykę laryngologiczną. - Tylko na okulistyce staramy się przyjmować zgodnie z planem, bo tam pacjenci nierzadko czekają w kolejce nawet ponad rok - dodaje Krajczy.

Brakiem pieniędzy na leczenie poirytowana jest nie tylko dyrekcja i ordynatorzy, którzy od Krajczego dostali pisemne dyspozycje odnośnie ograniczenia przyjęć, ale przede wszystkim Bogu ducha winni pacjenci:
- Na co i komu płacę comiesięczne składki?

Nigdy do tej pory nie musiałam leżeć w szpitalu, a teraz, kiedy powinnam usunąć woreczek żółciowy, muszę czekać - denerwuje się pani Dorota. - Czy to znaczy, że mam dostać ataku, żeby trafić na stół operacyjny?

Dyrekcja zapewnia, że zabiegi planowe odraczane będą tylko w przypadku, gdy nie będzie zagrożenia życia lub zdrowia pacjenta. I z niecierpliwością czeka na jakąś dodatkową pule pieniędzy, która pozwoli, aby wszystko wróciło do normy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska