Tabor Szynowy. Nie ma upadłości [wideo]

Artur  Janowski
Artur Janowski
Tłum pracowników chciał wejść na rozprawę. Ostatecznie wpuszczono tylko 20-osobową delegację.
Tłum pracowników chciał wejść na rozprawę. Ostatecznie wpuszczono tylko 20-osobową delegację. Artur Janowski
Upadłość miała być ogłoszona dziś, ale właściciel opolskiej firmy poinformował sąd, że ma pomysł na uratowanie Taboru Szynowego. Dokapitalizować spółkę ma m.in. firma z Luksemburga.

Tłum pracowników pojawił się dziś na rozprawie, na której sąd miał rozpatrzyć wniosek o upadłość likwidacyjną Taboru Szynowego. Wniosek złożył Urząd Skarbowy z Opola, któremu spółka zalega około 10 milionów złotych.

Zazwyczaj pracownicy bronią swojego miejsca pracy, ale w przypadku Taboru wręcz oczekiwali upadłości. Dzięki niej mogą bowiem otrzymać pensje, które mógłby wypłacić im syndyk.

- Ostatnie pieniądze i to nie całe, dostaliśmy w listopadzie - opowiadała nam jedna z osób.

Od końca stycznia nowym właścicielem TS stała się Grupa Leo Maks z Józefowa. Jej przedstawiciele pojawili się w sądzie i podtrzymali, że chcą oddalenia wniosku o upadłość, bo widzą szansę na uratowanie zakładu.

Okazało się, że firma otrzyma 13 milionów złotych pożyczki od nowego właściciela. Co więcej o 15 mln zł zostanie podwyższony jej kapitał zakładowy.

- Dodatkowo Grupa Leo Maks działa przy współpracy z luksemburską spółką, która ma włoskie gwarancje bankowe na kwotę 30 milionów euro - wyjaśniał Piotr Makowski, prokurent spółki TS. - Podtrzymujemy, że nadal chcemy w Opolu naprawiać wagony, a potem także produkować wagony towarowe. Prowadzimy już rozmowy z firmami, które byłyby zainteresowane naszymi usługami.

Pracownicy obecni na sali uśmiechali się, gdy słyszeli te słowa. Tylko nieliczni wierzą, że nowy właściciel do 15 lutego ureguluje im zaległe pensje. Trudno im też uwierzyć, że ktoś chce oddłużyć firmę, której zaległości przekraczają 40 milionów złotych.

Sąd uznał jednak, że rozprawę odroczy i w ten sposób da nowemu właścicielowi Taboru szansę m.in. na spełnienie obietnicy o wypłacie zaległych pensji.

Po kilkunastominutowej przerwie sędzia Małgorzata Kątna poinformowała, że do spółki wejdzie nadzorca sądowy Jerzy Pałys, który przede wszystkim zabezpieczy majątek firmy, będzie mieć też 21 dni na sprawdzenie, czy to o czym opowiadali nowi właściciele jest realne.

Co więcej ocenić deklaracje Grupy Leo Maks będzie musiał także urząd skarbowy, który wnioskował o upadłość i na razie wniosku nie wycofał.

Pracownicy Taboru wychodzili z rozprawy niezadowoleni, bo nadal nie wiedzą kiedy otrzymają zaległe pieniądze.

Związki zawodowe działające w spółce już skierowały sprawę do prokuratury w Opolu. Dotyczy podejrzenia popełnienia przestępstwa - działania na szkodę spółki przez większościowego akcjonariusza oraz niewypłacania pensji.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska