Trzy motyle przy fortepianie

Bartosz Żurakowski

Prawdziwy maraton pianistyczny mieliśmy w filharmonii piątkowego wieczoru - koncerty fortepianowe in extenso, od Liszta poprzez Beethovena do Mozarta. Ułożone właśnie tak, w odwróconym porządku chronologicznym i wykonane przez trzy japońskie pianistki o zwiewnych postaciach Puccinowskiej Batterfly.
Zamysł programu był ciekawy ze względu na przewidywany cel dydaktyczny i estetyczny. - Dawał melomanom możliwość prześledzenia drogi ewolucji koncertu solowego, a zarazem uchwycenia różnic formalnych oraz stylistycznych określających charakter poszczególnych twórców.
Zachowując określony programem porządek, należy zauważyć, że koncerty Liszta pozbawione są długich partii orkiestrowych i uświęconych tradycją wirtuozowskich epizodów na rzecz logicznego rozwoju myśli poetyckiej, u Beethovena orkiestra nie tylko akompaniuje, lecz bierze również udział w akcji muzycznej, której podlega solista, zaś u Mozarta fortepian "mówi" zarówno w płynnej kantylenie, jak i w efektywnych pasażach i figuracyjnych przebiegach.
Ramy koncertu stanowiły dzieła o skrajnie różnym charakterze. Na początku znalazł się Poemat symfoniczny "Mazepa" Ferenza Liszta, nasycony dramatyzmem dźwiękowo-opisowym, na końcu zaś pełen koronkowej lekkości Koncert fortepianowy A-dur KV 488 W. A. Mozarta, wykonany przez Yukari Hagę. W środkowej partii, aczkolwiek w różnych częściach, Hodaka Busujima wykonała Koncert fortepianowy nr 1 Es-dur F. Liszta, zaś Mika Utsunomiga III Koncert fortepianowy c-moll op. 37 L. von Beethovena.
Pianistyczne popisy sympatycznych Japonek nie przyniosły z pewnością tych wrażeń, jakie dawali melomanom ich rodacy podczas konkursów chopinowskich, grały bowiem nazbyt motylim dźwiękiem, z dużą dozą niepewności - szczególnie koncert Beethovena, a w zachowaniu ich znać było pewną nieporadność płynącą z nieobycia scenicznego. Publiczność przyjęła je jednak życzliwie, może nie tyle ze względu na artystyczny poziom gry, co pod wpływem pełnego egzotyki wdzięku i rozbrajającej szczerości zachowania.
Tych, którzy odczuli pewien niedosyt w zakresie wykonawstwa pianistycznego, mogła usatysfakcjonować swą grą orkiestra Filharmonii Opolskiej pod batutą Bogusława Dawidowa, która "Mazepę" Liszta zinterpretowała interesująco. A wyjaśnić należy, że przy wykonaniu tego poematu, mającego w swej treści programowej bardzo silny element dramaturgiczny - historię dworzanina Jana Kazimierza - niezbędna jest pełna gotowość zespołu orkiestrowego do uwydatnienia ekspresji muzycznej. Kto pamięta Sienkiewiczowskiego Bohuna czy Azję Tuhajbejowicza i ich konne galopady przez Dzikie Pola ten zestawił je z koszmarną jazdą Mazepy, przywiązanego do grzbietu pędzącego konia; usłyszał trzask bicza zmieszany z przeraźliwym okrzykiem, odebrał posępny nastrój sceny omdlenia. Sprawił to po mistrzowsku wykonany akord instrumentów dętych z równoczesnym uderzeniem w talerz oraz ciemne barwy wydobyte z niskich rejestrów instrumentów smyczkowych.
Kolejne wykonanie tak trudnego dzieła po "Wesołych psotach Dyla Swoizdrzała" Ryszarda Straussa oraz IV Symfonii G-dur Gustawa Mahlera - dowodzi, że opolscy filharmonicy są gotowi do przyjęcia najtrudniejszych wyzwań w zakresie wykonawstwa muzycznego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska