Victoria Chróścice pokonała Oderkę Opole

Fot. Marcin Sabat
Maciej Sacha (nr 4) bez problemu powstrzymywał wszelkie zapędy opolan. W tej sytuacji Bartosza Szepety.
Maciej Sacha (nr 4) bez problemu powstrzymywał wszelkie zapędy opolan. W tej sytuacji Bartosza Szepety. Fot. Marcin Sabat
Jeden celny strzał wystarczył, aby w Chróścicach doszło do sensacji. Trudno o nią nie było, bo opolanie zagrali bez pomysłu.

Mogę tylko przeprosić kibiców, za chałturę, którą zobaczyli w naszym wykonaniu - mówił krytycznie po meczu Wojciech Scisło, napastnik Oderki. - Rywal miał być słaby, ale to my jesteśmy daremni. Przegrywamy i tracimy punkty w wyjątkowo frajerski sposób, a dziś jeszcze nic nie potrafiliśmy zrobić.

Słowa tego doświadczonego piłkarza najlepiej obrazują to, co wydarzyło się w Chróścicach. Od początku miejscowi postawili na obronę i w sumie oddali tylko dwa strzały. Pierwszy Sylwestra Tomasika, po błędzie Marcela Surowiaka, był niecelny, ale drugim Damian Polok doprowadził miejscowych kibiców do prawdziwej euforii.

- Dostałem bardzo dobre podanie z głębi pola i znalazłem się sam na sam z bramkarzem - opisywał Polok, który nie mógł uwierzyć w wygraną swojego zespołu. - W takiej sytuacji się nie myśli, tylko działa. Zdecydowałem się minąć Kubę Bellę i uderzyłem do pustej bramki. Na taką akcję czekaliśmy, bo otwartej gry nie mogliśmy prowadzić.

Taktyka nakreślona przez trenera Krzysztofa Joba była bardzo prosta. Zagęszczona defensywa, żelazna konsekwencja oraz unikanie poprzez faule i wybijanie piłki jakichkolwiek zagrożeń pod własną bramką.

- Nie mogliśmy zagrać inaczej, bo piłkarsko rywal jest lepszy - przyznał Karol Bortnik, pomocnik Victorii. - Na tej taktyce się skupiliśmy, licząc, że może uda się choć raz skontrować. Wyszło idealnie i sprawiliśmy dużą niespodziankę. Trzeba jednak powiedzieć, że opolanie rozczarowali i na tle innych rywali, z którymi graliśmy wypadli przeciętnie.

Opolanie mieli cały czas optyczną przewagę, próbowali atakować to skrzydłami, to środkiem boiska, wymieniali wiele podań, aby za chwilę grać długą piłkę na napastników. Stosowali zamiennie wysoki pressing i próbowali wyciągnąć rywala na swoją połowę. Trener Dariusz Kaniuka wprowadzał korekty w składzie, ale to wszystko bez efektu.

Jedyną okazję Oderka miała w 61. min, ale Tadeusz Tyc przegrał pojedynek z Krzysztofem Bejcarem.

- Uderzyłem mocno, ale nie zdołałem podnieść piłki i trafiłem bramkarza w kolano - opisywał Tyc. - To była moja jedyna szansa i powinienem ją wykorzystać. Niestety, w innych przypadkach napastnicy niewiele mogli zrobić. Brakowało jakichkolwiek podań, a jeżeli udało mi się zgrać piłkę nie było partnerów. Zagraliśmy mało konsekwentnie i bez pomysłu, nie podejmując prób strzałów. Jest źle i musimy się wziąć do pracy.

Opolanie nie wykorzystali nawet 11 minut gry w liczebnej przewadze, a efektem naporu była przypadkowa główka Bartosza Szepety, po której musiał interweniować Bejcar.

- Przegrał cały zespół, bo nie stwarzał sytuacji, a na dodatek stracił głupią bramkę - dodał Scisło. - Na gorąco więcej nie powiem, ale coś trzeba koniecznie zmienić.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska