W Grudyni bez dożynek

Michał Wandrasz
Wczoraj znowu okazało się, że rodzina Buczków w zupełnie legalny sposób może grać wymiarowi sprawiedliwości na nosie.

W Sądzie Okręgowym w Częstochowie miała się wczoraj odbyć po raz kolejny rozprawa w sprawie zażalenia złożonego przez Bartosza Buczka - obecnego dzierżawcę majątku Przedsiębiorstwa Produkcji Sadowniczej "Grudynia" SA. Zażalenie dotyczy odmowy odroczenia wykonania kary więzienia, na którą Bartosz Buczek skazany został za rozbój dokonany przed kilkoma laty między innymi wraz z bratem Cezarym.
Poprzednim razem, czyli pod koniec czerwca, rozprawa w sprawie zażalenia Buczka nie odbyła się, gdyż do sądu nie dotarło potwierdzenie odbioru zawiadomienia o terminie rozprawy. Wczoraj sąd odroczył rozprawę z identycznego powodu. Kolejnego terminu jeszcze nie wyznaczono.

Trudno się jednak dziwić, że listonosz nie może spotkać Bartosza Buczka pod jego adresem zamieszkania w Mysłowicach, skoro człowiek ten przez większość czasu przebywa w Grudyni, z której systematycznie wywozi i wysprzedaje płody rolne. Może to robić w majestacie prawa, gdyż od 25 maja jest właścicielem wszystkiego, co rośnie na polach i w sadach PPS "Grudynia" SA. Należność za zboża i owoce o łącznej wartości około miliona złotych ma wpłacić do kasy firmy do końca listopada.
O tragicznej i coraz bardziej zagmatwanej sytuacji PPS "Grudynia" SA piszemy na łamach "NTO" od kilku miesięcy. Głównym udziałowcem firmy i przewodniczącym rady nadzorczej jest znany polski kardiolog - Stanisław Pasyk z Zabrza. Kilka procent akcji należy do załogi. Firma przed kilkoma laty kupiła część majątku, a pozostałą część dzierżawiła od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. Sęk w tym, że za 350 hektarów, których stała się właścicielem, zapłaciła tylko pierwszą ratę. Zalega także z opłatą za dzierżawę pozostałych kilkuset hektarów. AWRSP podała firmę do sądu i wygrała. Wyrok trafił do komornika, który od miesięcy nie może odzyskać majątku, ponieważ właściciele firmy składają do sądu coraz to nowe zażalenia na jego działania i choć w końcu sąd je odrzuca, to procedura sądowa musi być za każdym razem uruchamiana.

Bartosz Buczek jest synem Andrzeja Buczka - zastępcy przewodniczącego rady nadzorczej PPS "Grudynia" i biznesmena ze Śląska, ściganego od kilku tygodni dni listem gończym wydanym przez sąd w Katowicach. Według prokuratury Andrzej Buczek przywłaszczył sobie co najmniej 268 tysięcy złotych od najemców lokali w biurowcu likwidowanego Kombinatu Przedsiębiorstwa Budownictwa Ogólnego "Zagłębie" w Sosnowcu. Za pobierane bezprawnie pieniądze z wynajmu Buczek kupił następnie budynek, za który wcześniej wpłacił tylko część należności. Syndyk, który sprzedał Buczkowi budynek KPBO "Zagłębie", jest już aresztowany.

Jak doniósł kilka dni temu "Super Express", Andrzej Buczek tydzień przed wydaniem listu gończego ukrył się w klinice w Zabrzu. Pomógł mu w tym podobno profesor Pasyk, który miał go osobiście przywieźć do szpitala karetką z województwa małopolskiego (tam na stałe zameldowany jest Buczek). Andrzej Buczek trafił do szpitala rzekomo z powodu bardzo silnych bólów brzucha. Pacjent zniknął ze szpitala, gdy wystawiono za nim list gończy. Jak twierdzą mieszkańcy Grudyni, od tamtej pory Andrzej Buczek był kilka razy w Grudyni.
Niejasne powiązania towarzysko-biznesowe nie przeszkadzają profesorowi Pasykowi w działalności publicznej. W ostatnią niedzielę miliony telewidzów mogły dostrzec go na ekranach swoich telewizorów podczas transmisji uroczystości dożynkowych na Jasnej Górze.
- Myślałem, że spadnę z krzesła, jak zobaczyłem Pasyka siedzącego obok Kalinowskiego z PSL-u - opowiada jeden z mieszkańców Grudyni. - Facet przyjmował komunię świętą jak przykładny katolik.
Okazuje się, że obecność Stanisława Pasyka w towarzystwie Jarosława Kalinowskiego nie było przypadkowe. Profesor jest bowiem... kandydatem na senatora w zbliżających się wyborach. Startuje właśnie z listy PSL w okręgu wyborczym numer 28, obejmującym m.in. Zabrze.
Jak na działacza ludowego profesor kiepsko się jednak zajmuje losem gospodarstwa, w którym jest przewodniczącym rady nadzorczej. Pospieszył się także ze świętowaniem dożynek. Na polach należących do PPS "Grudynia" pozostało bowiem nie skoszonych około 150 hektarów żyta i pszenicy. Zboże to najprawdopodobniej już się zmarnuje. Z silosów znika natomiast ziarno z zeszłorocznych zbiorów.

Marnieją także pozostawione samym sobie sady. Wczoraj pod bramą zakładu zebrała się grupka ludzi, którym Bartosz Buczek nie zapłacił za pracę przy zbiorach owoców. Chcieli zaległych pieniędzy, ale nic nie wskórali, bo "gospodarza" nie było. Rozeszli się więc i nie przystąpili do pracy.
Wczoraj próbowaliśmy skontaktować się z profesorem Pasykiem. Niestety, w klinice dowiedzieliśmy się, że nie było go wczoraj w pracy. Podobno ma być dzisiaj.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska