Niesamowity wyczyn, jakiego dokonał ludzki rozum w ubiegłym tygodniu, sadowiąc gwiezdnego szpiega na jednym z księżyców Saturna, przeszedł na czołówkach polskich dzienników bez stosownej pompy. Gazety zajęte były problemem szpiegów usadowionych w teczkach, w których najpierw pozamykał ich PRL, a potem zabronił wypuszczać Michnik. A to przecież nie byle co - wysłać kawałek metalu tak daleko i jeszcze sprawić, żeby spadł na cztery łapy - jak kot z obrożą naszpikowaną czujnikami. Jakaś chwila zadumy by się przydała, kosmicznej refleksji... Czy my, Polacy, potrafimy odlatywać w metafizykę tylko po wódzie? - które to pytanie zadając, biję się w pierś, bo sam też na tym paliwie udawałem się w loty długie i malownicze, zgrabnie umykając goniącym mnie eskadrom.
Gdyby ekspedycję na Tytana organizowały Polskie Koleje Państwowe, sonda z trudem dotarłaby do Piotrkowa Trybunalskiego. Tam stałaby z pół godziny pod semaforem, co dałoby tubylczej ludności okazję do wykręcenia sobie kilku wihajstrów i odniesienia ich na złom. Potem okręt kosmiczny dotelepałby się do Koluszek i tam utkwiłby na dobre. Wiadomo: strajk kolejarzy. Co jakiś czas kilka tysięcy rozrabiaków, zwanych czasami pretensjonalnie "kolejarską bracią", urządza sobie taką rozrywkę na koszt podatników. Ostatnio brać strajkowała w dziewięciu miejscach w Polsce, przez co spóźnienia wyniosły - podaję za tygodnikiem "Wprost" - 3456 minut. To prawie dwa i pół dnia. W tym samym tygodniku napisano z okazji protestu kolejarzy, że roczne utrzymanie kilometra ważnej dla infrastruktury państwa linii kolejowej wynosi 4 miliony złotych. Cztery miliony? To co, oni te szyny polerują wiórkami ze złota?! Moczą podkłady w perfumach Diora? Podsypują tory kamieniem szlachetnym?
Skoro tyle kosztuje samo utrzymanie torów, to ktoś musi za to zapłacić, rzecz jasna, bo przecież nie PKP. Część płaci podatnik, nawet o tym nie wiedząc (na przykład w podatku VAT doliczonym do ceny gazety, którą właśnie Państwo czytacie; to taki 7-procentowy gadżet dołączany do każdego egzemplarza przez Ministerstwo Finansów), a część płaci podróżny. I ten ostatni musi już odważnie stawić czoło jawnemu zdzierstwu. Ostatnio trafił mi się smaczny temat w Klużu w Rumunii, nawet niedaleko, jakieś 850 kilometrów od domu. Na wschód warto teraz jeździć, bo tam są jeszcze prawdziwi ludzie i prawdziwe tematy, a nie sam plastik - jak na zachód od Odry. Chciałem skorzystać z oferty PKP. I ile mi koleje zaśpiewały za kilkunastogodzinną podróż z trzema przesiadkami drugą klasą w obie strony? 900 złotych! Za taką cenę przy odrobinie wysiłku przed komputerem, znalazłbym sobie w internecie bilet samolotowy do Meksyku. Samochodem też taniej, i to prawie o dwie trzecie, pod warunkiem, że mało pali. Dziewięćset złotych! Toż za tyle zanieśliby mnie w koszu do samego Kluża transylwańscy Cyganie! A za nami biegłaby orkiestra, ta sama, która grała w "Undergroundzie" custuricy, pamiętacie?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?