W Polsce i w Europie jest dzisiaj moda na niechęć do inności

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Prof. Grzegorz Janusz
Prof. Grzegorz Janusz Krzysztof Ogiolda
Prof. Grzegorz Janusz, kierownik Zakładu Praw Człowieka na wydziale politologii UMCS, współpracownik Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Uczestniczył pan wczoraj w Kamieniu Śląskim w pierwszym dniu Seminarium Śląskiego. Jego uczestnicy zastanawiają się nad problemem swojskości i obcości. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że od dobrych kilku lat w naszym społeczeństwie o obcość wyraźnie łatwiej.
Niechęć do inności i obcości nasila się w całej Europie. Obcość wynika nie tylko z pochodzenia etnicznego, ale i z poglądów politycznych. Efekt ten został dodatkowo wzmocniony przez napływ imigrantów. Znaczenia nabierają więc ruchy populistyczne i radykalne. Mamy swego rodzaju modę na niechęć do innych. Po fali otwartości, której efektem było poszerzenie Unii Europejskiej, znaleźliśmy się w dołku wzajemnych uprzedzeń. O tyle niezrozumiałym, że społeczeństwo Europy jest wielokulturowe. Mamy zbliżone wartości, ale co z tego, skoro dziś szukamy raczej tego, co nas dzieli niż tego, co łączy.

Jeden z uczestników seminarium przypomniał, że Polska w czasach jagiellońskich była mnogoludna i mnogoziemna. Traktowała inne nacje, wyznania i zwyczaje jako coś, co ubogaca. Dziś wróciliśmy do myślenia kategoriami piastowskimi i peerelowskimi. Terytorium mamy zwarte, a społeczeństwo przynajmniej niektórzy chcieliby widzieć narodowo jednorodne, zapominając, że mamy 13 uznanych ustawą mniejszości.
Polska przed wiekami była wieloreligijna. W innych krajach funkcjonowali co najwyżej Żydzi, w Polsce mieliśmy także licznych muzułmanów, a po reformacji i wojnach religijnych chrześcijan różnych wyznań. Łączyła ich przynależność do stanu społecznego. Natomiast PRL stworzył rzeczywiście specyficzny model uniwersalizmu. Tym, co miało łączyć, była idea socjalistyczna. Dziś wraca się w Polsce do koncepcji państwa XIX-wiecznego. Ono musiało być narodowe i walczyło z innymi o utrzymanie narodowej tożsamości. Tylko warunki w Europie zupełnie się zmieniły. Koncepcje polityczne partii rządzącej są mocno anachroniczne. Pasowały jeszcze do XX-lecia międzywojennego. Nie bardzo pasują dzisiaj, kiedy mniejszości narodowe razem stanowią u nas mniej niż pół procenta obywateli. Kiedyś jedną trzecią. Przywołuje się koncepcje z całkiem innych czasów, cienie przeszłości.

O czym pan profesor myśli?
Choćby o koncepcji międzymorza. Na swój sposób wspaniałej. Gdyby te państwa naprawdę chciały ze sobą współpracować, byłoby świetnie. Ale wygląda, że to my chcemy tego o wiele bardziej niż inni. Coś, co jeszcze w międzywojniu mogło być czymś naturalnym, dziś jest trochę wydmuszką. Pomysł na społeczeństwo jednolite, Polskę dla Polaków jest o tyle trudny do zrealizowania, że przez nasze terytorium przetoczyło się mnóstwo wojen. Napływali inni, Polacy emigrowali i wracali. Jesteśmy ogromnie wymieszani. Zresztą inne społeczeństwa europejskie także.

Mówiliśmy o swojskości i obcości w kategoriach religijnych, narodowych, a nam czasem brakuje bliskości w kategoriach ludzkich. Wystarczy tylko wejść na jakieś forum internetowe.
To wynika z tego, że spora część społeczeństwa wierzy - niesłusznie - w pełną anonimowość internetu. W dodatku odwaga bardzo staniała. Niestety, lubimy – przynajmniej niektórzy - gryźć i kopać. Mamy bardzo silną potrzebę obcości. Nie tylko w Polsce. W krajach, gdzie była obowiązkowa służba wojskowa, przez lata całe żołnierze bili się z cywilami, by potem iść do cywila i tłuc się z młodszymi żołnierzami. Żołnierze tworzyli grupę zamkniętą, a cywile byli inni. Ta potrzeba innego w niektórych sytuacjach się nasila. Hartmut Koschyk, pełnomocnik rządu Niemiec ds. mniejszości, wspomina, że kiedy jego rodzice przyjechali do Niemiec zachodnich z Górnego Śląska, byli tam traktowani jako obcy, choć przecież byli Niemcami.

Wszędzie w Europie ludzie się przemieszali…
W Polsce także pod wpływem migracji, urbanizacji i uprzemysłowienia. Tradycyjnych skupisk z dziada pradziada, bez „innych” prawie nie ma. Mam wybudowany dom pod Lublinem, miejscowi mówią na nas działkowicze. Jesteśmy dla nich obcy. W mojej rodzinnej miejscowości znajdę kogoś do pracy na zasadzie sąsiedzkiej pomocy. W nowym miejscu nikt nie przyjdzie skosić trawy, bo nie będzie u miastowego za parobka. Obcość ma się dobrze.

Opolskie info 20.10.2017

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska