W szpitalach przybywa pacjentów w podeszłym wieku

sxc.hu
Dzięki postępowi w medycynie ludzie żyją dziś coraz dłużej, ale często po przebytych operacjach do pełni zdrowia już nie wracają i potrzebują stałej opieki. Dramat polega na tym, że często bliscy nie chcą im jej zapewnić.
Dzięki postępowi w medycynie ludzie żyją dziś coraz dłużej, ale często po przebytych operacjach do pełni zdrowia już nie wracają i potrzebują stałej opieki. Dramat polega na tym, że często bliscy nie chcą im jej zapewnić. sxc.hu
Sami w domu już sobie nie poradzą, a rodzina nie może albo nie chce się nimi zaopiekować.

- To ogromny problem, który obserwujemy na co dzień - przyznaje dr Danuta Henzler, ordynator Oddziału Chorób Wewnętrznych Szpitala Wojewódzkiego w Opolu. - Kiedy już taką osobę podleczymy, ustawimy leki i może ona wrócić do domu, gdzie wymaga tylko opieki, często okazuje się, że to nie takie proste. Bo nie mamy jej gdzie wypisać. Np. córka mówi, że nie weźmie mamy do domu, bo zajęta jest pracą, swoimi sprawami.

Zdarza się, że rodzina oznajmia wręcz: A co nas dziadek obchodzi... Wtedy sami musimy się zająć dalszym losem pacjenta.

Szpital, zależnie od stanu zdrowia staruszka i jego sytuacji rodzinnej, powiadamia najbliższy ośrodek pomocy społecznej, który na podstawie wywiadu środowiskowego podejmuje decyzję, co dalej zrobić z pacjentem, który nie wymaga już leczenia, tylko pielęgnacji i opieki. Bądź szpital sam stara się go umieścić w zakładzie opiekuńczo-leczniczym. Taka jest procedura.

- My ściśle współpracujemy z ZOL-em w Niemodlinie, wypełniamy stosowne dokumenty i najczęściej nasi pacjenci trafiają właśnie tam -dodaje dr Danuta Henzler. - Często starsi ludzie są samotni i zdani na opiekę innych tylko dlatego, że ich dzieci wyjechały za granicę, tam ułożyły sobie życie. To smutne.

Dzięki postępowi w medycynie ludzie żyją coraz dłużej. Ale coś za coś. Pacjentów po 70-tce, 80-tce i starsi, którym kiedyś nie dawano szans, dziś lekarze wyprowadzają z najcięższych stanów, wykonują skomplikowane operacje, ale potem jest problem. Bo potrzebne są łóżka dla kolejnych chorych.

- Są sytuacje, że dzieci nie chcą zabrać starej matki czy ojca do domu, ale też nie godzą się na umieszczenie go w domu pomocy społecznej lub w ZOL-u, tylko dlatego, że za pobyt w takiej placówce trzeba zapłacić - opowiada dr Henzler. - A oni chcą nadal korzystać z emerytury rodziców.

Jedną z chorób, która czyni człowieka bezradnym jest udar mózgu. Rocznie na Opolszczyźnie doznaje go 1600-1700 osób. Szczęśliwcy, którym pomogło nowoczesne leczenie, po odbytej rehabilitacji, mogą wrócić do normalnego życia. Część pacjentów niestety umiera, ale pozostają jeszcze ci, którzy żyją przykuci do łóżka.

- Kłopot ze zorganizowaniem opieki nad osobami po udarze, które są w większości ludźmi starszymi, wynika również z tego, że model rodziny wielopokoleniowej odszedł do przeszłości - zauważa dr Sławomir Romanowicz, ordynator Oddziału Neurologii “A" Wojewódzkiego Zespołu Neuropsychiatrycznego w Opolu. - Czasem serce się kraje, gdy słyszę "Ja się matką nie zajmę, wyrzućcie ją na ulicę" albo “Ja mieszkam w Niemczech i sam jestem chory".

Takim pacjentem zajmują się wtedy pracownicy socjalni naszego szpitala. Mają stały kontakt z ZOL-ami i domami pomocy społecznej, w których szukają dla nich wolnych miejsc. My mamy w ZOL-ach pierwszeństwo, ale tam także są kolejki...

Dr Romanowicz zwraca uwagę, że na Opolszczyźnie jest tylko jeden ZOL - w Niemodlinie, który dysponuje czterema respiratorami.

- To stanowczo za mało - uważa opolski neurolog. - Powinno takich miejsc być więcej, wtedy pacjenci, którym medycyna pełnego zdrowia już nie przywróci, a wymagają tylko wspomagania oddechu, mogliby zwolnić miejsca w szpitalach, gdzie z konieczności przetrzymywani są na oddziałach intensywnej terapii, blokują miejsca.

Jeśli pacjent jest samotny albo po powrocie ze szpitala nie może liczyć na rodzinę, a jest na tyle sprawny, że nie wymaga jeszcze umieszczenia w ZOL- u, wtedy wkracza również opieka społeczna.

- Szpital wcześniej zawiadamia nas, kiedy ta osoba będzie wypisana, zapewnia przewóz do domu i wówczas nasz pracownik socjalny, jeszcze tego samego dnia, składa jej wizytę - wyjaśnia Janina Jakubowska, dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej w Nysie. - Robi podstawowe zakupy, bo trudno jest wrócić do domu, w którym nie ma nawet kromki chleba. Staramy się zachowywać nie tylko jak urzędnicy. Samotnym, starym, schorowanym przydzielana jest też opiekunka, która przychodzi, by posprzątać, wykupić leki, zrobić zakupy, może przynieść obiad ze stołówki.

- Staramy się również nawiązać kontakt z rodziną, jeśli podopieczny ją ma, zwykle jednak, niestety, z negatywnym skutkiem - przyznaje dyrektor Jakubowska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska