Wysoki sąd kazał zniszczyć zdjęcia

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Sędzia Katarzyna Weres-Wanat najpierw zgodziła się, by dziennikarze wykonywali zdjęcia na sali, a później nakazała im je usuwać. To jedna z nielicznych fotografii, którą dziennikarzowi udało się zrobić na rozprawie.
Sędzia Katarzyna Weres-Wanat najpierw zgodziła się, by dziennikarze wykonywali zdjęcia na sali, a później nakazała im je usuwać. To jedna z nielicznych fotografii, którą dziennikarzowi udało się zrobić na rozprawie.
Sędzi Katarzynie Weres-Wanat nie podobał się sposób, w jaki dziennikarze utrwalali przebieg rozprawy.

Opinia

Opinia

Anna Wojciechowska-Nowak z Fundacji Batorego:

- O ile w sprawach dotyczących osób prywatnych sąd powinien chronić ich tożsamość, o tyle w przypadku osób publicznych ta zasada nie powinna obowiązywać. Oskarżona sprawowała funkcję publiczną i odpowiadała za publiczne pieniądze. W związku z tym opinia publiczna powinna wiedzieć, że ma postawione zarzuty. W tym przypadku ochrona wizerunku oskarżonej i tak miała charakter fikcyjny, bo w Gogolinie działa tylko jedna biblioteka i ludzie doskonale wiedzą, kto nią kierował.

Dziennikarze opolskich mediów stawili się wczoraj w Sądzie Rejonowym w Strzelcach Opolskich, żeby relacjonować rozprawę Marioli K. - byłej dyrektor biblioteki w Gogolinie.

Strzelecka prokuratura postawiła oskarżonej 1138 zarzutów związanych z podrobieniem podpisów na dokumentach, fakturach i rachunkach m.in. w celu osiągnięcia korzyści majątkowej.

Ponieważ sprawa dotyczy osoby, która sprawowała funkcję publiczną i zarządzała pieniędzmi podatników, dziennikarze zwrócili się do sądu z wnioskiem o pozwolenie na robienie zdjęć i nagrywanie dźwięku podczas rozprawy.

Sędzia Katarzyna Weres-Wanat wyraziła na to zgodę, jednak zastrzegła, że sąd nie zgadza się na upublicznienie wizerunku Marioli K.

Praktyka w tego rodzaju sprawach jest taka, że dziennikarze nie podają w artykułach nazwiska osoby oskarżonej, a na zdjęciach zakrywają jej twarz. Tak miała wyglądać relacja także tym razem.

Problem w tym, że gdy dziennikarze zaczęli robić fotki, obrona zaczęła protestować, by nie kierować obiektywów w kierunku oskarżonej. Sędzia nie dość, że na ten wniosek przystała, to nakazała jeszcze… komisyjnie zniszczyć zdjęcia.

Dziennikarze musieli najpierw zaprezentować fotografie, a następnie je skasować na oczach wysokiego sądu. Nie pomogły tłumaczenia, że to jest materiał roboczy, a gazety ukryją wizerunek Marioli K.

- W życiu z czymś takim się nie spotkałam - mówi Beata Szczerbaniewicz, dziennikarka z kilkunastoletnim stażem, redaktorka "Tygodnika Krapkowickiego". Dziennikarze powiadomili o kuriozalnej decyzji prezesa sądu, wychodząc z założenia, że sąd nie miał prawa nakazać zniszczenia autorskich zdjęć, wykonanych legalnie.

- Sprawdzimy, czy w tej sprawie doszło do ewentualnego naruszenia prawa - zapewnia prezes Lidia Lewicka. - Wydam zarządzenie, żeby pani sędzia złożyła wyjaśnienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska