Zabójstwo w Kędzierzynie. Sławek i Darek nie byli dobrymi chłopcami

fot. Daniel Polak
Sławek będzie sądzony jak dorosły, jest raczej pewne, że dostanie 25 lat. Cała młodość minie mu w więzieniu.
Sławek będzie sądzony jak dorosły, jest raczej pewne, że dostanie 25 lat. Cała młodość minie mu w więzieniu. fot. Daniel Polak
Siedemnastoletni Sławek miał kiedyś zasadę, że "swoich" się nie rusza. Ale gdzieś z nią zerwał, bo choć Mirona znał długo, to pięć razy wbił nóż w jego ciało, a potem rozłupał skroń nożyczkami. Mordować pomagał mu 14-letni Darek - bił i kopał ofiarę.

Dwuklatkowa poniemiecka kamienica przy ulicy Matejki w Kędzierzynie-Koźlu. To właśnie tu, na poddaszu, w niewielkim mieszkanku dorastał siedemnastoletni Sławek.

- Żegnam... - trzaska drzwiami ojciec chłopaka, kiedy chcemy z nim porozmawiać o synu. Wiadomości o tej makabrycznej zbrodni tydzień temu obiegły nawet krajowe serwisy informacyjne. Ojciec podejrzanego o zabójstwo siedemnastolatka na gazety, radio i telewizję musi być równie wściekły, jak na swoje dziecko. Dzień przed naszą wizytą z kamienicy musiała uciekać dziennikarka TVP.

Tylko trochę bardziej rozmowni są sąsiedzi.
- Sławek? Jak by to powiedzieć... to nie był dobry chłopak - wzdycha starsza kobieta, która nie jest przekonana, czy rozmowa z dziennikarzem na ten temat to dobry pomysł. - Zdemolował mi raz piwnicę. Mimo to w swojej bezczelności ukłonił mi się nisko na klatce - opowiada po chwili namysłu kobieta. - Ale popytajcie o niego innych.

Krzysiek mieszka w okolicy. Cztery lata temu chodził ze Sławkiem do pierwszej klasy gimnazjum nr 4.
- Był nieobliczalny - opowiada Krzysiek. - Potrafił złapać w klasie za dużą donicę i cisnąć nią przez okno, nie patrząc, czy ktoś spaceruje pod oknem. Nie, żeby nie miał wyobraźni. On po prostu miał gdzieś to, czy komuś stanie się krzywda czy nie.
A ta działa się niektórym uczniom.

Mówili o nim pieszczotliwie: Sławcio

- Kazał sobie przynosić papierosy, bo już wtedy, choć miał chyba 13 lat, sobie popalał - wspomina Krzysiek.

Kto nie przyniósł, mógł się spodziewać guza. Ale Sławcio - bo tak pieszczotliwie go nazywano - miał jedną zasadę. Nie bił tych, którzy byli jego znajomymi. Kto trzymał ze Sławciem, raczej nie dostawał pod oko. Mógł się też za nim skryć, jeśli podpadł komuś z innej klasy. A do gimnazjum w Śródmieściu chodziły przeróżne łobuzy.

Sławek musiał gdzieś zerwać z zasadą, że swoich się nie rusza, bo Mirona F. znał dobrze. 45-latek mieszkał po drugiej stronie Śródmieścia, wałęsał się często po ulicach i barach. Ludzie mówią, że był niegroźny.

- Podchodził do mnie zawsze pod balkon i prosił o papierosa. Bardzo często tak robił, strasznie dużo palił - opowiada mieszkanka bloku z naprzeciwka.

Z tego też powodu Mirona wyrzucali czasami z knajpy, bo co bardziej podchmielonych denerwowało, że ktoś cały czas chce od nich fajkę.

I tak Miron spędzał dni na spacerach. Na jednym z nich spotkał gdzieś Sławka i jego o trzy lata młodszego kolegę Darka. Spodobało im się, że mają kolegę z własnym mieszkaniem. Zaglądali do niego coraz częściej. Wizyty młodych ludzi obserwowała przez judasza sąsiadka Mirona. Wiedziała, kiedy zaczyna się impreza, bo Miron zgubił kiedyś klucz do drzwi z domofonem i zawsze do niej dzwonił ze znajomymi, kiedy chciał wejść do klatki. W ten tragiczny dzień to akurat chłopcy zadzwonili do niej. Powiedzieli, że to ulotki. Wpuściła ich.

Sąsiedzi nic nie słyszeli

- Sąsiedzi dopiero na drugi dzień poinformowali nas, że w mieszkaniu 45-latka mogło dojść do jakiejś awantury - wyjaśnia Hubert Adamek z zespołu prasowego kędzierzyńskiej policji.

Sąsiadka z naprzeciwka zaklina się, że nic nie słyszała. Według niej policję powiadomił ktoś inny.

Chłopcy przychodzili do mieszkania Mirona nawet wtedy, gdy go nie było. Wchodzili do jego mieszkania, bo klucz do drzwi wejściowych też roztargniony lokator gdzieś zapodział.

Tym razem trójka miała się pokłócić o papierosy i pieniądze na piwo. Jak było dokładnie, tego nie wiadomo. Wiadomo jedynie, że Sławcio złapał za nóż i pięć razy zatopił w ciele ofiary. Potem rozłupał mu jeszcze skroń nożyczkami. Był bardzo zdenerwowany. Darek w tym czasie kopał i bił pięściami Mirona. Kiedy zorientowali się, że nie żyje, uciekli z mieszkania.

Już drugiego dnia wpadli w ręce policji. Ale zanim to się stało, Zbigniew Rohan, sklepikarz z centrum miasta, dostał od znajomego telefon. Znajomy pytał, czy Miron był już u niego po papierosy, bo podobno była u niego wczoraj awantura i że może warto sprawdzić, co się z nim dzieje.

- Od razu pomyślałem, że może chodzić o najgorsze - opowiada przedsiębiorca.
Gdy odłożył słuchawkę, na ulicy przed sklepem zauważył dwóch policjantów. Krzyknął: "Panowie, musimy coś sprawdzić!". Poszli do domu Mirona, oddalonego od sklepu Rohana o nieco ponad 100 metrów. Zapukali.

- Nikt nie otwierał. Złapałem za klamkę i weszliśmy do środka. Tam leżały zwłoki
- mówi pan Zbigniew. - Bardzo szybko namierzyli tych drani. Niech ich spotka surowa kara.

Darka zawieziono do policyjnej izby dziecka w Opolu. Sławka w błysku fleszów i oku kamer zawieziono do prokuratury. Śledczy wałkowali go trzy godziny. Jak się okazało, skutecznie.

Warunkowo raczej nie wyjdzie

Sławek będzie sądzony jak dorosły, jest raczej pewne, że dostanie 25 lat. Cała młodość minie mu w więzieniu.
(fot. fot. Daniel Polak)

- Przyznał się do większości zarzucanych mu czynów - wyjaśnia Henryk Mrozek, szef Prokuratury Rejonowej w Kędzierzynie-Koźlu.

Postawiono mu zarzut zabójstwa. Sąd umieścił go w areszcie na trzy miesiące, ale najbardziej prawdopodobne jest to, że spędzi tam następne 25 lat swojego życia.

- Teoretycznie będzie mógł wyjść warunkowo po 15 latach, ale jak go znam, to raczej na ten warunek sobie nie zasłuży. Chyba że tam zmądrzeje... - mówi Łukasz, także mieszkaniec Śródmieścia.

Gdyby tak się jednak stało, to chłopak będzie miał wtedy 32 lata. Raczej mało czasu, by próbować sobie jeszcze ułożyć życie. Więcej czasu z pewnością będzie miał Darek. Nie zostanie osądzony jako osoba dorosła, więc za kilka lat może wyjść z poprawczaków.

- Zawsze robił różne głupoty, ale głównie po to, żeby przypodobać się starszym kolegom - mówi Łukasz, który znał obu chłopców.

Problemów w rodzinie Darka nie brakowało nigdy i chyba przez to tak bardzo szukał wsparcia wśród starszych. Dokładnie rok temu na swoje życie targnął się jego brat. Miał szczęście, bo sznur się rozwiązał i chłopak potłukł sobie jedynie plecy. Takiego szczęścia nie miał już jego kolega, który dobrze zawiązał pętlę. Obaj postanowili popełnić samobójstwo z powodu zawodów miłosnych...

Darek i Sławek byli pijani, kiedy katowali ofiarę. Podobno przychodzili do niego głównie po to, żeby sobie tam posiedzieć i wypić piwko. Sam Miron nie pił, bo jedyny nałóg, jaki miał, to papierosy.

- Sławcia spotkałem kiedyś pod sklepem nocnym. Mówił, żebym dał mu na piwo, bo jak nie, to "ożeni mi kosę" - wspomina Łukasz. - Miałem akurat dwójkę i mu rzuciłem, bo nie chciałem ryzykować. Bałem się jednak, że zaraz wyciągnie nóż do sprzedawczyni, bo ta nie chciała mu sprzedać puszki. W końcu kupił mu ją jakiś pijaczek.

Chłopak z nożem rzadko się jednak rozstawał. Kiedyś pogroził nim obcemu mężczyźnie w restauracji. Za to trafił do placówki wychowawczej. Był akurat na przepustce, kiedy zabił Mirona...

Znikąd pomocy

Kędzierzyn-Koźle to niewielkie miasto, prócz siatkówki nie ma tu zbyt wielu rozrywek. I przestępczość nie należy do wysokich, a już morderstwa zdarzają się bardzo rzadko. Ale jak zauważają mieszkańcy, gdy już dochodziło do jakiejś zbrodni, to zawsze gdzieś w mieszkaniu. I nigdy nikt nic nie słyszał.

Kilka lat temu dwaj pijący zabili kolegę, mieszkańca bloku przy ulicy Kosmonautów. Zanim skonał, był torturowany. Oprawcy wiedzieli, że jest gejem i dręczyli go tak, jakby chcieli wyleczyć z tych skłonności seksualnych. Umierał w męczarniach, ale niewiele brakowało, by podobny los spotkał kilkuset innych mieszkańców dziesięciopiętrowca.

Kaci zorientowali się, że pod mieszkaniem na parterze jest rozdzielnia gazu i chcieli wysadzić cały blok w powietrze, by zatrzeć ślady. Odkręcili kurki w mieszkaniu ofiary i zamontowali tam prymitywny aparat zapłonowy.
- Na szczęście jeden z mieszkańców poczuł smród gazu i zapobiegł tragedii
- opowiada Henryk Wrzosek, też mieszkaniec wieżowca. - Inaczej wszyscy byśmy wylecieli w powietrze. Oj, ile by było trupów...

Jeszcze parę lat wcześniej w bliźniaczym bloku przy tej samej ulicy również zamordowano człowieka. Poszło o pieniądze za jakieś transakcje. Oprawcy nie byli mafiosami, ale chcieli postępować tak jak oni.

- Było koło 15.00. Jechali ze mną w windzie. Potem się dowiedziałem, że po to, aby zabić człowieka. Tak się zastanawiałem, czy gdybym wtedy im jakoś przeszkodził, to tamten człowiek by teraz żył? Ale skąd poznać, że ktoś idzie zabić człowieka?
- zastanawia się Adam, który znał jednego z morderców, bo wychowywał się na tym samym osiedlu.

Wcześniej mordercy w sklepie elektrycznym kupili przedłużacz, by nim udusić przedsiębiorcę zwabionego do mieszkania. Kiedy go zabijali, katowanemu włączyła się komórka. Ktoś z jego rodziny miał wtedy słyszeć, jak umierał. Zwłoki zawinęli w dywan i znieśli po schodach. I wtedy też nikt nie widział i nie słyszał, że za ścianą w męczarniach umiera człowiek.

Kilka dni po zabójstwie drzwi kilku sąsiadów Mirona ktoś pomazał czymś czerwonym. Miało symbolizować krew. Może to ktoś nie chce wybaczyć sąsiadom Mirona, że po raz kolejny doszło do tragedii? Że znowu nikogo nie interesowało, że ktoś katuje człowieka piętro wyżej? Ale ludzie nie chcą o tym mówić, wolą o wszystkim szybko zapomnieć, najlepiej nic nie wiedzieć i nie widzieć..

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska