Znowu głośno o fabryce trotylu i amunicji w Niewiadowie. „Komar nie jest naszym jedynym produktem, który może zadziwić świat”

Jerzy Mosoń
Jerzy Mosoń
Fabryka trotylu w Niewiadowie ma coraz bardziej ambitne plany. Kieruje nią były dyrektor Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi BBN.
Fabryka trotylu w Niewiadowie ma coraz bardziej ambitne plany. Kieruje nią były dyrektor Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi BBN. Jerzy Mosoń/Polska Press Group
– Mamy w planach ładowanie głowicy Komara nabojem termobarycznym. Jeśli to również się uda, to będziemy dysponować prawdziwym hitem sprzedażowym, tym bardziej że obecnie Komar kosztuje jedną trzecią ceny granatnika o porównywalnych parametrach, np. norweskiego. – mówi w rozmowie ze Strefą Biznesu generał Jarosław Kraszewski, prezes Grupy Niewiadów S.A., która po latach przestoju znów, za sprawą zagrożenia ze Wschodu, staje się istotnym ogniwem bezpieczeństwa Polski.

O fabryce trotylu w Niewiadowie znów jest głośno z powodu konieczności wzmocnienia możliwości obronnych Rzeczpospolitej wobec rosyjskiej agresji. Taka jest też trochę geneza jej powstania – wtedy też zaczęło się od zagrożenia ze Wschodu.

Rzeczywiście historia lubi się powtarzać. Niedawno, bo 22 lipca, obchodziliśmy nawet ponad 100-letni jubileusz podpisania dokumentów pod budowę fabryki Nitrat w Niewiadowie, skąd miał pochodzić proch do amunicji, niezbędny legionom marszałka Józefa Piłsudskiego do walki z czerwoną zarazą, która próbowała zalać Europę. Później (już w czasach PRL-u) fabryka przeistoczyła się w Zakład Sprzętu Precyzyjnego. Powstała Grupa Niewiadów produkująca dość spory asortyment – od rakiet do granatów dymnych.

Mnie, a tym bardziej starszym czytelnikom, Grupa Niewiadów może kojarzyć się raczej ze słynnymi przyczepami albo ze sprzętem gospodarstwa domowego PREDOM.

Nic dziwnego, bo taki był zamysł ówczesnych władz Polski Ludowej, starających się ukryć prawdziwe przeznaczenie fabryki. Przykrywką dla produkcji amunicji były słynne przyczepki i sprzęt AGD. To może dziwnie zabrzmi, ale to się wtedy udało, bo jak widać, do dziś większość osób utożsamia Niewiadów właśnie z przyczepami. Mało kto wie, że we fragmencie lasu otoczonym przyczepami czy paletami ze sprzętem AGD odbywała się właściwa produkcja chroniona przed wścibskimi spojrzeniami.

A potem nadeszły zmiany geopolityczne. Grupa Niewiadów ich nie przetrwała. Co stało się z przedsiębiorstwem i jego cennym know-how?

Część produkcji przeniesiono do innych zakładów, w tym do Mesko i Dezametu. Niewielka część fabryki pozostała czynna i zajmowała się produkcją min sygnalizacyjnych typu Płomień – to bardzo archaiczne urządzenie, ale jednocześnie niezawodne i sprawdza się na granicach. Należy jednak podkreślić, że infrastruktura służąca tej najważniejszej części produkcji, zbrojeniowej została zdewastowana z uwagi na 15 lat przestoju. Po wielu perturbacjach syndyk masy upadłościowej Grupy Niewiadów S.A. stwierdził ostatecznie, że to, co zostało po dawnym zakładzie, trzeba sprzedać. Znalazł się inwestor prywatny, który odkupił zakład wraz z brandem. Teraz odbudowujemy cały Niewiadów i jego produkcję, starając się ją poszerzyć.

Co konkretnie udało się już przywrócić do stanu używalności?

Odtworzyliśmy już część magazynową. Jesteśmy jednym z nielicznych podmiotów prywatnych, który jest w stanie przechowywać 500 ton netto amunicji. To bardzo dużo jak na podmiot prywatny. Odnawiamy bocznicę w Niewiadowie – niestety tory zostały skradzione. Odtwarzamy totalnie zdewastowaną halę, w której kiedyś produkowano rakiety S-5. Zgłosiliśmy się też do wartego dwa miliardy złotych Programu Narodowa Rezerwa Amunicyjna (program realizowany przez Polski Fundusz Rozwoju), ponieważ mamy do tego odpowiednią powierzchnię, właśnie po hali, gdzie miała miejsce produkcja rakiet S-5. Cieszy mnie decyzja rządu, który zdecydował, że produkcja amunicji będzie rozproszona, ponieważ doświadczenia ukraińskie potwierdzają, że nie trzeba niszczyć całej infrastruktury państwa, aby ją wyeliminować ze zdolności produkcyjnych – wystarczy trafić w elementy takiego konglomeratu jak Łucz, zresztą budowanego przez Rosjan, więc im doskonale znanego.

Chciałbym, aby jednym z rozproszonych miejsc produkcji amunicji był Niewiadów. Liczę też na to, że Grupa Niewiadów zostanie uwzględniona w państwowych planach zakupu amunicji, na co ma zostać przeznaczonych kilka miliardów w perspektywie kilkuletniej. Jeśli uda nam się wziąć udział w tych dwóch programach, to będzie można mówić o stabilizacji rynkowej Grupy Niewiadów.

Co jest obecnie sztandarowym produktem zakładów Niewiadów?

Produkujemy granaty dymne do maskowania sprzętu wojskowego (GAk). Zamówienia mamy dla naszych Sił Zbrojnych, jak również dla kontraktów zagranicznych. Za chwilę uruchomimy produkcję Imitatorów Strzału Armatniego w kalibrze 155 mm – nowość, jeżeli chodzi o realizm szkolenia w warunkach koszarowych. Chcemy wznowić produkcję w Niewiadowie Komara, granatnika przeciwpancernego, który tak doskonale sprawdza się na Ukrainie. Być może to konstrukcja przestarzała, jeśli weźmiemy pod uwagę czas, kiedy powstała (prace rozpoczęto w latach 70. ubiegłego wieku, a produkcję na szeroką skalę w 1983 r.). Ale Komar to sprzęt banalnie prosty w obsłudze.

Szkolenie, mające służyć opanowania Komara, zajmuje cztery minuty, do pięciu, jeśli ktoś jest wyjątkowo oporny na wiedzę. Do tego ten granatnik jest lekki. Ukraińcy biorą po pięć do ośmiu sztuk na plecy i idą z nimi do lasu, czekając na czołgi i transportery nieprzyjaciela. Z Komara strzela się na odległość 200-300 metrów. Za jego pomocą czołgu co prawda nie da się zniszczyć, ale można uszkodzić. Komar ma jeszcze dwie ważne zalety: jest nasz – polski i jest tani, bardzo tani.

Jak bardzo tani jest Komar i czy to prawda, że to Ukraińcy stoją za decyzją o wznowieniu jego produkcji?

Zaczęliśmy od Komara, ponieważ rzeczywiście mieliśmy sygnały ze strony ukraińskiej, że ten granatnik znakomicie im się sprawdza. Stał się szybko motorem napędowym dla innych inicjatyw. Ale zasięgnęliśmy również opinii wśród żołnierzy GROM. Polscy komandosi chwalili sobie ten sprzęt używany na misjach w Iraku i w Afganistanie. Podkreślali jedynie, że wcześniejsza konstrukcja, ze względu na to, że miała obudowę aluminiową, to po uderzeniu we framugę czy w drzwi mogła się odkształcić, co skutkowało koniecznością wyrzucenia takiego egzemplarza.

Gdy zatem podjęliśmy decyzję, że należy wznowić produkcję Komara, to wybraliśmy się do Sieci Łukasiewicza, a następnie porozumieliśmy się z Instytutem Barwników i Polimerów w Toruniu w sprawie nowej, odpornej, a przy okazji ekologicznej obudowy. Urządzenie jest bardzo odporne na wysokie temperatury – najbliższe, wrześniowe testy powinny to potwierdzić. Granatnik wyposażony jest też w guzik samolikwidacji, co jest wymogiem NATO-wskim.

Mamy też w planach ładowanie głowicy Komara nabojem termobarycznym. Jeśli to również się uda, to będziemy dysponować prawdziwym hitem sprzedażowym, tym bardziej że obecnie Komar kosztuje jedną trzecią ceny granatnika o porównywalnych parametrach, np. norweskiego.

Więcej szczegółów jak na razie nie mogę zdradzić. Dodam tylko, że odświeżony Komar nie jest naszym jedynym produktem, który może zadziwić świat.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Znowu głośno o fabryce trotylu i amunicji w Niewiadowie. „Komar nie jest naszym jedynym produktem, który może zadziwić świat” - Strefa Biznesu

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska