Żona zawiniła - męża zwolnili

Lina Szejner
Państwo Morońscy z Kędzierzyna-Koźla pracowali w tej samej firmie. Żona zawiniła, ale firma rozwiązała umowę z obojgiem. Czy jest to zgodne z prawem pracy?

Oboje pracowaliśmy w firmie "Prowident", która udziela kredytów gotówkowych - informuje Janina Morońska. Na życzenie procedura może odbywać się w domu klienta. Od zawartej umowy otrzymywaliśmy prowizję. Pewnego razu zawarłam umowę z klientką, która czasowo nie pracowała więc nie posiadała zdolności kredytowej. Ale jej siostra zgodziła się "wziąć kredyt na siebie" i dała swój dowód osobisty, na podstawie którego została zawarta umowa kredytowa. Było to niezgodne z przepisami i regulaminem obowiązującym w firmie. Za ich przekroczenie - zostałam zwolniona. Nie mam o to pretensji. To zdarzyło się w kwietniu 2000 roku. W grudniu tego samego roku (czyli już po incydencie związanym z moja osobą) rozpoczął pracę w firmie "Prowident" także mój mąż. Kiedy zwolniono mnie (w czerwcu tego roku) - także i on został zwolniony, a to już uważam za bardzo niesprawiedliwe. Firma w ogóle nie uzasadniła zerwania umowy z mężem, zrobiono to bez podania przyczyn.
Jarosław Wyrzykowski, kierownik opolskiego oddziału spółki "Prowident" S.A., tłumaczy decyzję pracodawców tak:
- Nie zawieraliśmy z państwem Morońskimi umów o pracę, tylko tzw. umowy przedstawicielskie. Nie ma takiego przepisu, który kazałby się pracodawcy tłumaczyć z podjętej w stosunku do pracownika decyzji o zwolnieniu. Możemy to zrobić bez podania przyczyn. I tak się też stało. Firma udziela kredytów i operuje pieniędzmi angielskiego partnera. My musimy dbać o interes spółki. Każdy, kto staje się jej przedstawicielem, powinien zapoznać się bardzo dokładnie z procedurą obowiązującą przy udzielaniu kredytów i bezwzględnie jej przestrzegać. Pani Morońska bardzo daleko odbiegła od niej i naraziła firmę na straty. Kobieta, której dowód osobisty posłużył jako dokument przy spisywaniu umowy kredytowej, w jakiś czas po jej zawarciu napisała do nas, że nie wyrażała zgody na udostępnienie tego dokumentu i nie zamierza spłacać długu. Wszystko wydało się dopiero w kilka miesięcy po zawarciu feralnej umowy. W grudniu, kiedy podpisywaliśmy umowę o zatrudnieniu męża Janiny Morońskiej, jeszcze o nieprawidłowościach nie wiedzieliśmy. Kiedy wyszły na jaw, doszliśmy do wniosku, że nie mamy zaufania do obojga małżonków. Wypowiadając umowę panu Morońskiemu, nie uzasadnialiśmy tego, ponieważ nie musimy.
- W polskim prawie nie funkcjonuje umowa przedstawicielska - tłumaczy Roman Zemanek - specjalista do spraw prawnych w Inspektoracie Okręgowym Państwowej Inspekcji Pracy. To określenie potoczne. Państwo Morońscy zawarli z firmą "Prowident" umowę cywilnoprawną, a nie umowę o pracę. Z punktu widzenia prawa takie osoby nie są stronami stosunku pracy. Nie przysługują im żadne prawa wynikające z kodeksu pracy. Jeżeli w umowie nie zapisano, że warunkiem rozwiązania jest uzasadnienie zerwania jej, wówczas żadna ze stron nie ma takiego obowiązku i to jest zgodne z prawem. Roszczenia co do zasadności takiego postępowania zleceniodawcy, jak w przypadku państwa Morońskich, można dochodzić tylko przed sądem powszechnym w drodze postępowania cywilnego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska