Zwierzaki wśród pensjonariuszy

Małgorzata Krysińska
O dwa złote bażanty, tyleż danieli i piętnaście dzikich królików powiększył się zwierzyniec Domu Opieki Społecznej w Radawiu.

W otoczonym olbrzymim parkiem w zabytkowym pałacyku Domu Opieki Społecznej mieszka 69 bardziej lub mniej upośledzonych umysłowo mężczyzn. Ponieważ ludzie ci mają poważne problemy z zorganizowaniem sobie wolnego czasu, dwanaście lat temu dyrektor placówki Andrzej Małys wpadł na pomysł, by na terenie parku urządzić mały zwierzyniec. Najpierw założył tam hodowlę bażantów. Zaobserwował, że podopieczni bardzo chętnie je doglądają, karmią i po nich sprzątają. I wkrótce doszedł do wniosku, że ptaki wyzwoliły w nich instykt opiekuńczy i poczucie obowiązku. Toteż systematycznie sprowadza teraz do parku coraz to inne zwierzęta. A to dzikie króliki. A to parkę pawi. A to znów pięć młodych danieli. A nawet: młodą lochę imieniem Misia, wychowywaną od małego w jednej z wiejskich zagród.

Tej wiosny natomiast menażeria radawieckiego domu powiększyła się o aż dziewiętnaście zwierząt.
- Piętnaście młodych dzikich królików to, jak się łatwo domyślić, owoce miłości pupili, którymi opiekujemy się już od lat. Złote bażanty dostaliśmy od hodowcy w zamian za dwa młode pawie. Natomiast dwie samice danieli otrzymaliśmy od Koła Łowieckiego "Ozimek", którego jestem wiceprezesem. I bardzo się z nich cieszymy. Jak dotąd bowiem po naszym parku przechadzały się tylko samce tych zwierząt. Teraz, gdy dołączyły do nich samice, możemy mieć nadzieję na małe - wymienia, nie kryjąc dumy dyrektor Małys.

Jak mówi, nowi pupile przysporzyli mieszkańcom domu mniej więcej tyleż samo radości, co kłopotów.
- Wiosną, jak wiadomo, pogoda jest bardzo zmienna. Podczas gdy do południa i wczesnym popołudniem bywa już dość gorąco, zarówno ranki, jak wieczory są nadal bardzo chłodne. Toteż gdy rozentuzjazmowani podopieczni zaczęli biegać do zwierząt po kilka razy dziennie, dla wielu z nich, niestety, skończyło się to anginą lub silnym przeziębieniem. W efekcie więc, gdy zagnaliśmy ich do łóżek, naprawdę srogo cierpieli. I to nie tyle z powodu samej choroby, ile na skutek chwilowego ograniczenia im dostępu do zwierząt - śmieje się dyrektor.
- Pewnie, że było to przykre, bo każde dłuższe rozstanie ze zwierzątkami, kończy się dla nas tęsknotą. Tym bardziej, że zwłaszcza te małe są słodsze niżeli miód. Ale chociaż za nimi tęskniłem, to jednak się o nie się nie martwiłem. Wiedziałem po prostu, że nawet kiedy nie pójdę nakarmić moich króliczków, zrobią to za mnie koledzy - odpowiada zaś jeden z najzagorzalszych opiekunów zwierząt Edward Koziołek.
- Dzieje się tak, bo prawie wszyscy, jak tu jesteśmy, bardzo lubimy zwierzęta. Ja najbardziej świnki morskie. Jedna nawet jest moja, własna. Nazywa się Maja i mieszka w kurniku i przychodzę tu zawsze ją karmić. A ponieważ ostatnio sprowadziły się też tu bażanty, także je już polubiłem. Zwłaszcza że bardzo podoba mi się dźwięk, jaki wydają rano, po przebudzeniu - wtóruje mu inny z pensjonariuszy Tadeusz Wicke.

Obaj bardzo by chcieli, by ich zwierzyniec powiększał się w jeszcze szybszym tempie. Tak aby w niedalekiej przyszłości spacerowało tu jeszcze więcej ptaków i czworonogów niż po opolskim zoo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska