Żyjemy w epoce chamów

Fotorzepa
Michał Komar
Michał Komar Fotorzepa
Rozmowa z Michałem Komarem, publicystą, wykładowcą "Collegium Civitas" w Warszawie

- Dlaczego krytykuje pan język, którym mówią dziś politycy w Polsce?
- Bo przy wszystkich zmianach, jakie zaszły u nas w polityce i w ekonomii, język w dużej mierze nie zmienił się od czasów PRL. Słychać w nim powszechną chęć i potrzebę posiadania wroga. W wolnej Polsce obowiązuje filozofia polityczna, która zakłada, że bez wroga przeżyć nie sposób. To bardzo niebezpieczne myślenie. Negacja, wrogość i złość są łatwe. Żeby być dobrym, trzeba się starać. Żeby coś osiągnąć, trzeba włożyć w to wysiłek. Po to, by coś zniszczyć, wystarczy mocno kopnąć.

- W niedawnym wywiadzie telewizyjnym powiedział pan, że politycy w Polsce mówią językiem Władysława Gomułki...
- Oni sięgają nawet głębiej, do języka i stylu wczesnych czasów stalinowskich. Jeśli ktoś mówi o swoich przeciwnikach politycznych "targowica", "zdrajcy stanu", używa pojęć typu "michnikowszczyzna", to słyszymy w tych epitetach echo partyjnych gazet z przełomu lat 40. i 50. One pisały o gomułkowszczyźnie, gdy ówczesnemu sekretarzowi szykowano potężny proces, który skończyłby się niechybnie karą śmierci, gdyby nie odejście Stalina. To jest język śmiertelnej wrogości, bo z targowiczanami się nie dyskutuje, ich się wiesza. Za zdradę stanu karze się śmiercią. Michnikowszczyzna jest chorobą, której nie można wyleczyć, trzeba ją zniszczyć.

- Panie profesorze, nie przesadzajmy, nikt dziś w Polsce przeciwników politycznych nie zabija. To są tylko słowa.
- Nie wykręcajmy się w ten sposób. Słowa mają to do siebie, że łatwo przekształcają się w czyn. Przykładów w historii jest wiele. Najpierw były słowa, które wyrażały chęć zabicia prezydenta Narutowicza, a potem ktoś pierwszego prezydenta Polski zabił. Obawiam się, że agresja słowna w Polsce będzie narastała, dzieliła nas coraz bardziej, a w końcu popychała w stronę agresji czynnej.

- Jaki wpływ na postawy społeczeństwa ma pełen nienawiści język polityków?
- Ogromny, bo przecież politycy nie żyją na pustyni. Gdyby obrzucali się obelgami, siedząc zamknięci w swoich pieczarach, to pies ich trącał. Tymczasem oni działają na żywym organizmie społeczeństwa. Oni nas uczą być coraz gorszymi. Polskie społeczeństwo jest społecznością ludzi dobrych, ale napędzanych do nienawiści przez grupę polityków ogarniętych pychą i żądzą władzy. To oni wmawiają nam, że jedyną formą kontaktu z innymi jest niechęć i wrzask. Jak w studiu telewizyjnym, w którym politycy mówią do siebie podniesionym głosem i ani trochę się nawzajem nie słuchają.

- Ulegamy tej presji polityków?
- To bolesne, ale narasta społeczne przyzwolenie na taki język i taką postawę. W tej perspektywie zapewnienia, że Polacy kochają Jana Pawła II, są brednią. My coraz bardziej lubimy tropić i rozpoznawać zło w innych ludziach. Bohaterem naszej epoki jest biblijny Cham. Przypomnijmy, że naśmiewał się on ze swego ojca Noego, który upił się winem z winnic nasadzonych po opadnięciu wód potopu. Nic nie wiemy o tym, by Cham miał jakikolwiek udział w dziele ratowania gatunku ludzkiego. Poznajemy go dopiero wtedy, gdy wyszydza swego ojca. Cham, piętnujący Noego, jest pierwszym rewolucjonistą moralnym. Pozornie ma rację, bo upijanie się nie jest cnotą. Tyle tylko, że Cham nie chce pamiętać, że swoje istnienie zawdzięcza Noemu, który z Bożą pomocą uratował z potopu ludzi i zwierzęta.
- Dlaczego z debaty politycznej znikła szermierka słowna, żart, delikatna ironia, która kiedyś cechowała dyskusje i spory inteligentnych ludzi?
- Machamy cepami, bo życie społeczne się ułatwiło. Żeby w PRL-u napisać dobry tekst, który przemówi do ludzi myślących, a nie padnie ofiarą cenzury, trzeba było intelektualnego i językowego wysiłku. Takie teksty pojawiały się też w prasie drugiego obiegu w czasach "Solidarności". Kiedy nagradzana jest wrogość, cep staje się narzędziem intelektualnego pojedynku.

- Czy tę filozofię wyznaje jakaś jedna formacja polityczna?
- Niestety, nie. Jak jeden polityk macha cepem, trudno jego przeciwnikowi wyciągnąć rapier, nawet jakby miał predyspozycje do szermierki. Wrogość jako mechanizm, który ma pobudzać ludzką aktywność, stała się składnikiem powszechnej doktryny politycznej i medialnej w Polsce. Dobre wiadomości, które miałyby nas budować, nie mają miejsca. Namawiałem kiedyś wydawcę telewizyjnych "Wiadomości", by raz tygodniu nadawał jakąś naprawdę dobrą budującą informację. W odpowiedzi usłyszałem: "Panie Michale, szefowie się nie zgadzają". Mamy być nastawieni wrogo i lękliwie do bliźnich, do świata i do samych siebie. Tyle że tak się nie da żyć. I coraz częściej ludzie tak żyć nie chcą. Wyłączają kanały z programami politycznymi i nie chodzą na wybory. Próbują się izolować od świata polityki, który ich osacza. Bo ludzie potrzebują dobra.

- A może zwyczajnie płacą za to, jakich polityków wybrali?
- Wynik wyborów parlamentarnych trzeba uszanować. Ale trzeba też pamiętać, jaka agresja towarzyszyła kampanii wyborczej. Część polityków potrafi funkcjonować i rządzić tylko w konflikcie. Jak konfliktu nie ma, to się go wywołuje. Konflikt integruje grupę rządzącą przeciw wrogowi. Taka gra jest skuteczna, bo na krótki dystans uzmacnia władzę. Tyle tylko, że walka z wrogiem wymaga upraszczania świata. Słyszymy więc z ust polityków, że fantastyczny gospodarczo rok 2006 to zasługa rządzących. Ani słowa o społeczeństwie i o jego wysiłku. Jak ludzie to słyszą, to zamiast się cieszyć i uśmiechać, są zniechęceni, jakby im nieproszony gość napluł do obiadu.

- Nie sądzi pan, że gdyby na polskiej scenie politycznej pojawiła się partia próbująca zdobyć wyborców dobrym słowem, to w ciągu jednego sezonu sami wyborcy zmietliby ją ze sceny?
- Nie jestem aż takim pesymistą. Chodzi zresztą nie tyle o partię polityczną, ile o nawyk przekazywania sobie między nami, w społeczeństwie, znaku pokoju. Nie tylko podczas mszy. Musimy się na nowo nauczyć przekazywać go w postaci uśmiechu i dobrego słowa pierwszemu człowiekowi, jakiego spotykamy rano na ulicy. Na pewno nie przegramy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska