Agnieszka 'Isia' Radwańska będzie numerem jeden

flickr.com/Wikipedia CC 2.0
Wojciech Fibak
Wojciech Fibak flickr.com/Wikipedia CC 2.0
Rozmowa z Wojciechem Fibakiem, byłym tenisistą, dziś biznesmenem i kolekcjonerem sztuki

- Agnieszka Radwańska po powrocie z Miami, gdzie wygrała bardzo prestiżowy turniej nazywany "piątą lewą wielkiego szlema" oświadczyła, że jest gotowa na "isiomanię". Czeka nas narodowe szaleństwo na punkcie "Isi"?
- W mojej osobistej hierarchii turniej w Miami jest szósty pod względem prestiżu. Oprócz wielkoszlemowych wyżej postawiłbym jeszcze turniej Masters, ale to nie zmienia faktu, że Agnieszka osiągnęła coś wspaniałego i w polskim tenisie niebywałego. Co do "isiomanii", wszystko zależy od wyników Agnieszki, ale jeśli jej kariera będzie się rozwijała tak jak obecnie, wszystko na to wskazuje, na pewno podbije serca ogromnej rzeszy kibiców. Myślę, że jest dziś zawodniczką na tyle dojrzałą, żeby sprostać zarówno najbardziej wymagającym rywalkoim na korcie, jak też presji oczekiwań kibiców i sławy poza kortem.

- Ona jest ciągle młoda, nie boi się pan, że Agnieszce uderzy do głowy woda sodowa, jeśli zostanie naprawdę wielką gwiazdą. Tak stało się np. z Aną Ivanovic, piękną Serbką, która, odkąd stała się celebrytką, wyleciała z czołówki rankingu WTA. Podobnych przykładów jest więcej.

- O Agnieszkę jestem pod tym względem spokojny, ona rozwija się od kilku lat, jest systematyczna w tym co robi, wie, do jakiego celu dąży i skoro otwarcie przyznaje, że jest przygotowana na "isiomanię", to na prawdę wie, co mówi.

- Po zwycięstwie Radwańskiej nad Marią Szarapową przyznał pan, że teraz to krakowianka jest najbardziej utytułowaną polską tenisistką, gdyż już przebiła pańskie osiągnięcia. Czy to opinia mimo wszystko nie na wyrost?

- Od dawna mówiłem, że Agnieszka awansuje do czołowej dziesiątki światowego rankingu, gdy tego dokonała powtarzałem, że to nie koniec, bo wedrze się także do pierwszej piątki i tak się stało. Ja nigdy nie byłem tak wysoko w indywidualnym rankingu, wygrałem wprawdzie więcej turniejów, ale i pod tym względem Agnieszka szybko mnie przegoni, ponieważ ma wszystko, by zostać liderką światowych list.

- Wszystko, czyli co?

- Jest doskonała technicznie i mimo że nie gra tak siłowego tenisa jak siostry Williams czy Maria Szarapowa, a w opinii wielu jest wręcz zbyt delikatna, już wygrywa z tymi rywalkami. Najważniejsze jednak, że jest niebywale mocna psychicznie. Pokazała to w finale na Florydzie i wielu poprzednich meczach o najwyższą stawkę. Ona nie wie, co to strach, stres, zawahanie, zawsze, gdy tylko jest w pełni sił i nie dokuczają jej żadne urazy, gra swój tenis, niejednokrotnie ocierający się o doskonałość. Dlatego wierzę, że zajdzie na sam szczyt, sprawiając nam wszystkim ogromną radość jeszcze przez długi czas.

- Oglądałem mecz "Isi" z Szarapową z mieszanymi uczuciami, bo euforia kibica mieszała się ze smutkiem ojca: w moim rodzinnym Kędzierzynie-Koźlu władze ze względu na oszczędności planują zlikwidować klasę tenisową, do której kilka lat temu posłałem syna. Smutne, prawda?

- Smutne i niezrozumiałe. Zawsze z bólem przyjmuję informacje o planach zamknięcia klas tenisowych czy kortów. Dzieci mają u was obecnie warunki, by uczyć się grać?

- Znakomite. Tuż obok szkoły jest kompleks z otwartymi kortami i nowoczesną halą tenisową. Czego chcieć więcej?

- Mogę tylko powiedzieć, że takie decyzje są bardzo szkodliwe także pod względem wychowawczym. Tenis nieprzypadkowo nazywany jest "białym sportem", bo jest czystą grą, uczy rywalizacji fair play, bez faulowania, jak w wielu sportach kontaktowych. To dżentelmeńska gra, w której maniery i etykieta obowiązują nie tylko na korcie, ale także poza nim. W dodatku jest pasją na całe życie. Tenis to nie tylko wielkie turnieje i gra o ogromne pieniądze, lecz przede wszystkim wspaniała rozrywka, której można się oddawać do późnej starości, poprawiając własną kondycję. Dlatego gdziekolwiek dzieci i młodzież mają warunki do uprawiania tej pięknej dyscypliny, powinny też być na to pieniądze.


- Takich miejsc jest już w Polsce wystarczająco dużo?

- Korty tenisowe oraz kluby powstają i rozwijają się w wielu miejscowościach, chociaż zawsze chciałoby się, by było ich jeszcze więcej, tym bardziej, że to wciąż sport niesłusznie uważany za elitarny. Ale sukcesy naszych deblistów Mariusza Fyrstenberga i Marcina Matkowskiego oraz osiągnięcia Agnieszki Radwańskiej tworzą znakomity klimat dla rozwoju tenisa i inwestycji w infrastrukturę. Tenis może i powinien stać się sportem masowym, bo jeśli gdzieś są korty, to wystarczy już tylko rakieta, by spróbować. A kto spróbuje, zwykle szybko połyka bakcyla.

- A propos Matkowskiego i Fyrstenberga - mają za sobą najlepszy sezon w karierze. Nasi debliści mogą osiągnąć jeszcze więcej?

- To są zawodnicy najwyższej klasy. Kilka lat temu zmienili styl, zaczęli grać odważniej przy siatce, a repertuar zagrań Matkowskiego jest tak szeroki i bogaty, że części z nich nie powstydziliby się najlepsi na świecie singliści. To dojrzały duet, który nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

- Czołowi polscy tenisiści mieli szczęście, gdyż znaleźli możnych sponsorów. Bez tego ani rusz, jeśli marzy się o prawdziwej karierze.

- To problem wszystkich młodych talentów nie tylko w Polsce: żeby zdobywać rankingowe punkty, trzeba jeździć na turnieje, a to oznacza koszty, które są rzeczywiście niemałe. Im więcej chce się osiągnąć, tym więcej trzeba zainwestować. Ale i ten problem będzie łatwiejszy do przeskoczenia, jeśli kariera Agnieszki Radwańskiej rozwinie się zgodnie z oczekiwaniami. Ona naprawdę jest bliska podbicia tenisowego świata, bo ma w sobie coś, co trudno nazwać inaczej, jak geniuszem. Jeśli będzie wygrywała, w Polsce nastąpi nie tylko "isiomania", ale także tenisomania. W odróżnieniu od Adama Małysza Agnieszka uprawia sport, którego może spróbować każdy, niezależnie od tego, czy mieszka w górach, czy nad morzem.

- I który może zacząć przyciągać więcej możnych sponsorów.

- Tak jest. Tych sponsorów już trochę mamy, chociaż jak na tak duży kraj ciągle za mało. Nie ma na to lepszego lekarstwa jak sukces. Jeśli Agnieszka Radwańska odniesie go w pełni, wokół polskiego tenisa pojawią się jeszcze większe pieniądze i dla prawdziwych talentów ich nie zabraknie.

- Na koniec sportowej części naszej rozmowy - jeszcze jedno pytanie: do kogo z byłych liderek rankingu WTA porównałby pan Agnieszkę Radwańską?

- Do Kim Clijsters, bo ma talent na jej skalę. I przewagę w postaci znacznie większej powtarzalności, regularności w grze. Nie mam wątpliwości, że jako czwarta obecnie zawodniczka na świecie Agnieszka ma większy talent niż trzy znajdujące się jeszcze przed nią tenisistki: Wiktoria Azarenka, Maria Szarapowa i Petra Kvitova. Wszystkie trzy będzie już niedługo ogrywać i może awansować na pierwsze miejsce. Naprawdę w to wierzę.

- Jest pan najsłynniejszym, ale byłym, polskim tenisista. Obecnie - znamy pana jako biznesmena, kolekcjonera sztuki, ale także bywalca salonów wielkiego świata. Porozmawiajmy więc też o sztuce, bo obecnie jest pan znany jako wytrawny kolekcjoner, ale i facet, który świetnie się ubiera. Jak pan ocenia modowe wybory Polaków?

- Jest z tym coraz lepiej, ale... ciągle mamy wiele do badrobienia.

- A na sztuce jako naród się znamy?

- Na tej, która jest mi najbliższa, czyli malarstwie i rzeźbie - niespecjalnie. To kwestia edukacji, która w naszym kraju ogranicza się do kanonu artystów, niezmiennego od dziesięcioleci. Matejko kształtuje naszą wyobraźnię historyczną, lubimy konie Kossaków czy Chełmońskiego. Polacy rozumieją i lubują się w malarstwie realistycznym, przedstawiającym, natomiast - oczywiście w dużym uogólnieniu - sztuka nowoczesna nie jest im bliska. To się jednak zmienia, przybywa osób interesujących się nowoczesnym malarstwem i galerii prezentujących takie dzieła. Tu jednak gusty muszą być współkształtowane przez media.

- Nie wierzę, by pokazywanie w telewizji wystawy, na której ktoś prezentuje instalację złożoną z jabłka i gruszki albo zdewastowanego starego komputera mogło w pozytywnym sensie zmienić narodowe gusty artystyczne. Pan wybaczy, ale Matejko jest od tego milion razy lepszy.

- Zgadzam się w stu procentach, gdyż sam nie pojmuję promowania takich "dzieł". Gdy ktoś stawia obok siebie dwie cegły i świetlówkę, nie może się dziwić, że Polacy takiej sztuki nie rozumieją. Większość rodaków ma problem z percepcją nawet klasyków awangardy, którzy tworzyli 50 lub 60 lat temu. Abstrakcje Stefana Gierowskiego są im obce, problem w odbiorze stanowią figury osiowe Jana Lebensteina, mimo że to przykłady artystów przez znawców uważanych za klasyków sztuki nowoczesnej. W takiej sytuacji epatowanie współczesną awangardą jest jak trafianie kulą w płot. Mimo to do Polski co rusz są zapraszani młodzi zagraniczni artyści, których nazwisk ani dzieł często sam nie znam i promuje się ich wielkimi artykułami w prasie. Natomiast wystawom naszych artystów, nawet najwybitniejszych, tworzących w drugiej połowie XX wieku, poświęca się krótkie notki albo zupełnie się je przemilcza. To na pewno nie otworzy Polaków na sztukę inną niż ta z XIX i początków XX wieku, mimo że świat jest już kilka epok dalej.

- A biznesowo co się dzieje na rynku sztuki w czasach kryzysu?

- Panuje wielka hossa. Lokowanie pieniędzy w dziełach sztuki w opinii bardzo wielu ludzi jest w tych niepewnych czasach najpewniejszą inwestycją obok zakupu nieruchomości. Dominuje zainteresowanie sztuką stanowiącą współczesną klasykę, ale nieprzemijająca jest również moda na dzieła postmodernistów czy impresjonistów. Ciekawostką jest, że w Polsce tanio, bo za kilka, kilkanaście tysięcy złotych można kupić dzieła młodych malarzy, a na Zachodzie ceny są kilkakrotnie wyższe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska