Agnieszka miała mieć prosty zabieg. Skończyło się śmiercią

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Śmierć 41-latki była szokiem dla rodziny i znajomych.
Śmierć 41-latki była szokiem dla rodziny i znajomych. dim
41-letnia Agnieszka Licznar zmarła w strzeleckim szpitalu trzy dni po usunięciu kamieni żółciowych. Rodzina mówi o błędzie lekarskim. Sprawę bada prokurator.

Gdy Agnieszka Licznar zgłosiła się do szpitala w Strzelcach Opolskich, była w pełni sił. Jedyną dolegliwością, na jaką się skarżyła, były bóle w okolicy brzucha. Jeszcze w lutym br. lekarze stwierdzili, że przyczyną są kamienie w pęcherzyku żółciowym, który odpowiada za magazynowanie żółci wspomagającej trawienie.

Jej przypadek nie wymagał jednak pilnej operacji, więc kobietę wypisano do domu. Jednocześnie została umówiona na 27 marca na planowe usunięcie kamieni z pęcherzyka przy użyciu laparoskopu. Miał to być z prosty zabieg, jakich na co dzień przeprowadza się w kraju wiele. Lekarze mówili, że wykonają tylko niewielkie nacięcie, po którym pozostanie mała blizna.

- Obiecywali, że żona poleży w szpitalu tylko kilka dni i wróci do domu - mówi Andrzej Licznar, dziś wdowiec po Agnieszce. - Gdy szła do szpitala, nawet mi przez głowę nie przeszło, że to są jej ostatnie dni życia.

Z powodu problemów z prądem, zabieg Agnieszki Licznar przesunięto na następny dzień. Rano kobieta, czekając na operację, wysłała jeszcze SMS-a: "Na każde otwieranie drzwi myślę, że to już". To była ostatnia wiadomość z jej komórki.

- Zaraz po zabiegu przyszedłem do szpitala, żeby zobaczyć, jak się żona czuje - opowiada Andrzej Licznar. - Ale lekarze mnie do niej nie wpuścili. Usłyszałem, że "jest problem" i że w trakcie zabiegu trzeba było ją “otworzyć".

Wiadomo, że w trakcie zabiegu doszło do silnego krwawienia do jamy brzusznej. Lekarze nie powiedzieli jednak mężowi, co było tego przyczyną. Kobieta została przewieziona na oddział intensywnej terapii w bardzo ciężkim stanie.

- Czekałem na korytarzu, nie wierząc w to, co się się wokół mnie działo - dodaje Andrzej Licznar. - Po tym, jak po kilku godzinach lekarze powiedzieli, że będę mógł zobaczyć żoną, pojechałem do szkoły po córkę. Wtedy Agnieszka nie była już w stanie się ruszać. Po policzku ciekły jej łzy, a jedyne, co udało jej się zrobić, to delikatnie ścisnąć mnie za rękę...

Pan Andrzej wspomina, że ordynator oddziału chirurgii mówił wtedy o szpitalu w Warszawie i koniecznej "rekonstrukcji".
Stan 41-latki gwałtownie się pogarszał, nie było z nią kontaktu. Trzeciego dnia po zabiegu skóra kobiety była sina, ciało spuchnięte, a z okolic brzucha do specjalnych woreczków sączył się ciemny płyn.

Wieczorem ojciec z córką pożegnali się z Agnieszką - to był moment, gdy widzieli ją żywą po raz ostatni. Przed północą lekarz zadzwonił, pytając pana Andrzeja, czy w razie pogorszenia stanu zdrowia żony rodzina życzy sobie ostatniej posługi. Kilka godzin później nastąpiło nagłe zatrzymanie krążenia, a kobieta zmarła.
Śmierć 41-latki była szokiem dla rodziny i znajomych. Kobieta pracowała w Strzelcach Opolskich jako laborantka i była szanowaną osobą. Jej mąż zdecydował się zgłosić sprawę do prokuratury. Chce, by śledczy ustalili, czy lekarze popełnili błąd, oraz wyjaśnić, dlaczego z pozoru prosty zabieg skończył się tragicznie.

Szpital w Strzelcach Opolskich nie chce komentować sprawy. - Na tym etapie jest zbyt wcześnie, by wyciągać jakiekolwiek wnioski - mówi dr Sławomir Chmielewski, ordynator oddziału chirurgii ogólnej. - Wiemy, że prokuratura zleciła przeprowadzenie sekcji zwłok, ale my nie znamy jej wyników. Dlatego nie możemy się na ten temat wypowiedzieć.

Henryk Wilusz z Prokuratury Rejonowej w Strzelcach Opolskich potwierdza, że sprawa jest badana. - Trwają przesłuchania szpitalnego personelu - mówi Wilusz. - Potem wystąpimy o opinię do biegłych z akademii medycznej, którzy wypowiedzą się, czy zabieg był przeprowadzony prawidłowo.

Teoretycznie w takim przypadku jednym z dowodów mogłoby być nagranie z kamery, w którą wyposażony jest każdy laparoskop. Takiego nagrania jednak nie ma, bo zgodnie z polskim prawem przebieg zabiegu nie musi być rejestrowany.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska