Asystent rodziny - domowy anioł stróż

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Asystentki Daria Piontek i Dorota Witoń (od lewej) podczas odwiedzin w domach nigdy nie noszą ze sobą dokumentów. Te kojarzą się z urzędniczymi procedurami, a żeby pomóc rodzinie, trzeba przede wszystkim zdobyć zaufanie domowników.
Asystentki Daria Piontek i Dorota Witoń (od lewej) podczas odwiedzin w domach nigdy nie noszą ze sobą dokumentów. Te kojarzą się z urzędniczymi procedurami, a żeby pomóc rodzinie, trzeba przede wszystkim zdobyć zaufanie domowników.
Niektórym rodzicom trzeba ciągle przypominać, żeby nie zapomnieli wyprawić dziecka do szkoły, ugotowali obiad, a po południu zainteresowali się tym, czy pociecha w ogóle wróciła do domu. W takich przypadkach do akcji wkraczają asystenci rodziny.

W domu Aliny i Zygmunta ze Strzelec Opolskich wszystko było dobrze, dopóki on pracował. Szczęśliwa rodzina przykładnie wychowywała dwie córki i syna uczących się w podstawówce i gimnazjum.

Gdy Zygmunt stracił etat, wszystko się zawaliło. Długo szukał pracy, ale nikt nie chciał go przyjąć. Potem zaczął się czuć niepotrzebny, więc na poprawę humoru coraz częściej sięgał po kieliszek.

Zaniedbał rodzinę i nawet nie zauważył, że w tym samym czasie Alina przestała radzić sobie z dziećmi - brakowało nie tylko pieniędzy, ale też ojcowskiej ręki, która czasami była potrzebna.

Dorota Witoń, asystent rodziny z Ośrodka Pomocy Społecznej w Strzelcach Opolskich, była w szoku, gdy pierwszy raz przekroczyła próg ich domu i zobaczyła, w jakich warunkach żyła cała piątka.

- Panował wszechobecny bałagan - mówi. - W korytarzu podłogi kleiły się do butów!
W kuchni zlew był pełny - resztki jedzenia walały się po stole, a kuchenka pływała w resztkach po zupie sprzed kilku tygodni - aż dziw, że jeszcze działała.

Prawdziwy koszmar Dorota zastała w pokoju dzieci - szafa była pusta, a ubrania były porozrzucane we wszystkich możliwych miejscach. Na stole komputer, jedzenie, książki i niedopite napoje w szklankach - wszystko porośnięte kurzem. W takich warunkach dzieci jadły i odrabiały zadania domowe.

Jak pomóc rodzinie?

Dorota pracuje jako asystentka od czerwca 2012 roku. Opiekuje się dziewięcioma rodzinami ze Strzelec Opolskich i okolicznych wsi. Miejscowy OPS jest jednym z ośmiu na Opolszczyźnie, który zdecydował się zatrudnić asystentów rodziny. Przypadek Aliny i Zygmunta to jeden z trudniejszych.

- Moim zadaniem było zmienić ten dom na lepszy, żeby stał się przyjazny dla dzieci, którym groził sierociniec albo rodzina zastępcza - tłumaczy Dorota Witoń. - W tym przypadku trzeba było się porządnie zastanowić, od czego w ogóle zacząć. Konieczny był plan działania.

Dorota Witoń usiadła z Aliną i zaczęła się długa rozmowa. Asystentka chciała ustalić źródło problemów i znaleźć jakieś rozwiązanie. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że Zygmunt pije, a żona cały czas to ukrywa.

- Wyciągnęłyśmy rodzinne zdjęcia sprzed kilku lat, a Alina zaczęła wspominać, że kiedyś było lepiej - opowiada Dorota. - Długo mówiła o tamtych czasach, a ja starałam się ją przekonać, że teraz też może być dobrze, jeżeli z mężem bardziej zadbają o dom. Zachęciłam ją, by zaczęli porządkowanie życia od najprostszych spraw - np. posprzątania jednego pokoju.
Pierwsze efekty pojawiły się nadspodziewanie szybko.

- Ojej! Ale tu czysto! - zawołała Dorota, choć, prawdę mówiąc, do pełnej czystości w domu było jeszcze daleko. Ale chciała pochwalić Alinę z rodziną. Musiała znaleźć coś pozytywnego, co mogłoby zmotywować ich do dalszej pracy.

Po kilku kolejnych odwiedzinach asystentki w Alinie coś pękło. Wtedy wyznała jej prawdę o mężu.

- Zygmunt pije i powinien się leczyć... - przyznała.
Okazało się, że mąż przepijał sporą część zasiłku, którą rodzina dostawała z OPS-u. Na szczęście, gdy sprawa wyszła na jaw, zgodził się poddać leczeniu.

- Dziś rodzinie układa się znacznie lepiej - przekonuje Dorota. - Zygmunt przechodzi terapię, a w domu poprawiła się sytuacja finansowa. Nie dość, że pieniądze nie idą na alkohol, to jeszcze dzieci dostały stypendia socjalne.

Kiedyś mama Aliny zapytała, kim jest ta młoda osoba, która co kilka dni odwiedza ich w domu.
- To taki nasz anioł stróż - odparła Alina.

Zakładamy zeszyt wydatków

Asystent ma nie tylko wyciągać rodziny z kłopotów, ale też doradzać w codziennych sprawach: pomóc napisać CV, załatwić sprawę w urzędzie, zaplanować domowy budżet, a czasami po prostu pocieszyć.

W domu Marty i Irka, którzy wychowują córeczkę, nie było problemów z alkoholem. Były za to wieczne kłopoty z brakiem pieniędzy. Mimo że on pracował, lodówka prawie zawsze była pusta, a córka szła do szkoły głodna.

Zauważyli to nauczyciele, którzy powiadomili opiekę. Od tego momentu rodziców dzielił już tylko krok, żeby sąd zabrał im dziecko.

Daria Piontek, asystentka ze Strzelec Opolskich, która zaopiekowała się rodziną, musiała ustalić, gdzie uciekają pieniądze.

- Założyliśmy zeszyt wydatków - tłumaczy. - Marta i Irek zobowiązali się, że będą do niego wpisywać każdą wydaną złotówkę, opisując dokładnie co, gdzie, kiedy, dlaczego i za ile kupili.
Lista zakupów wprawiła asystentkę w osłupienie.

Były wśród nich m.in. torba słodyczy, papierosy, pakiet dodatkowych kanałów telewizji cyfrowej, rachunki z aż trzech komórek i nowy czajnik. Ten ostatni zakup Marta tłumaczyła tym, że... stary był brzydki.

Na liście zakupów brakowało natomiast jedzenia, bo na to już nie starczyło pieniędzy. Daria Piontek musiała długo rozmawiać z Martą i Irkiem, żeby zmienić ich nastawienie do robienia zakupów.

- Przede wszystkim ustaliliśmy priorytety, czyli co trzeba kupować, a z czego można zrezygnować - tłumaczy. - Najważniejsze było oczywiście to, żeby dziecko zawsze miało co jeść. Zresztą Marta sama przyznała, że bez części rzeczy mogłaby się obejść.

Dziś rodzina nieco lepiej kontroluje wydatki, ale wciąż jest pod opieką Darii.

Wszystko dla dzieci

Asystenci pukają do rodzin zawsze, kiedy kłopoty rodziców mogą doprowadzić do tego, że dzieci trafią do sierocińca.

Obecni pracownicy socjalni z OPS-ów nie mogą się nimi opiekować, bo mają "pod sobą" znacznie więcej rodzin (nawet 50) i są zawaleni biurokracją. Chodząc po domach, muszą wypełniać sterty dokumentów. Ta sprawozdawczość dodatkowo irytuje domowników. Asystenci za to nie noszą urzędniczych teczek, bo to źle się kojarzy.

- Podstawową zasadą asystenta jest zdobyć zaufanie rodziny - uważa Daria Piontek. - Zamiast krytykować i wytykać błędy, staramy się szukać czegoś pozytywnego. Chodzi o to, żeby zachęcić domowników do zmian.

W praktyce wygląda to tak: Adam, mąż Katarzyny i ojciec trójki dzieci, od dłuższego czasu nie radził sobie z emocjami. Asystentka zauważyła to już podczas pierwszych odwiedzin. Gdy wpadał w szał, krzyczał na dzieci bez powodu - potrafił zwyzywać córkę tylko dlatego, że włączyła w pokoju radio.

Mówił, że ciężko pracuje i potrzebuje spokoju. Jednocześnie kompletnie nie interesował się tym, jak pociechy radzą sobie w szkole.

Katarzyna schodziła mu z drogi, żeby go nie denerwować. Asystent, zamiast ganić Adama za terroryzowanie rodziny, zaczął po dobroci podpowiadać mu, że są ludzie, którzy mogą mu pomóc kontrolować emocje. Po kilku tygodniach ojciec sam zrozumiał, że dobrze będzie, jeżeli zasięgnie pomocy psychologa.

Innym razem udało się namówić matkę alkoholiczkę na odwyk, choć wcześniej zarzekała się, że nie ma problemów z alkoholem. Dzięki temu jej dzieci nie trafiły do rodziny zastępczej.

Asystentów będzie więcej

Na razie na Opolszczyźnie pracuje raptem kilkunastu asystentów, ale za dwa lata będą oni obecni w każdej gminie, bo wymagają tego przepisy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej.

Mają one uszczelnić dotychczasowy system opieki społecznej i sprawić, że dzieci będą rzadziej zabierane rodzicom.

Dla przykładu gdyby taki asystent pomógł w odpowiednim momencie Beacie Pszon z Grodkowa, to w sierpniu 2012 roku sąd prawdopodobnie nie odebrałby jej czworga dzieci. 24-letnia matka straciła je, bo kończył jej się termin najmu mieszkania, a nie miała innego lokalu. Faktem jest, że kobieta nie dopilnowała swoich spraw. Ale system, zamiast znaleźć rozwiązanie problemu, zafundował koszmar matce i jej maluchom, bo rodzina została rozdzielona.

Zgodnie z nowymi przepisami asystent nie będzie przymusem. To oznacza, że będzie interweniował tylko wtedy, jeżeli dana rodzina się na to zgodzi. W tym systemie rodzinnych pomocników odbieranie dzieci ma być absolutną ostatecznością i będzie możliwe dopiero po wyczerpaniu wszystkich innych możliwości pomocy.

Imiona bohaterów zostały zmienione na prośbę asystentów, którzy chronią prywatność rodzin.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska