Rosyjskie kobiety zatrzymają wojnę na Ukrainie?
W tej chwili jest to mało prawdopodobne. Bo większość z nich nie ma pojęcia, co się dzieje na Ukrainie. Dotyczy to zwłaszcza mieszkanek tzw. głubinki, czyli prowincji, która jest kwintesencją Rosji i w której głównym źródłem informacji jest telewizja całkowicie podporządkowana Kremlowi. A tam nie ma wojny tylko „operacja specjalna”, nie ma inwazji tylko „braterska pomoc” w walce z banderowcami i faszystami, nie ma bombardowań domów i szpitali, nie ma ofiar cywilnych. W kremlowskiej telewizji straty rosyjskiej armii są minimalne, a jeśli już – to uzasadnione.
W internecie krąży taki filmik. Dziennikarka pokazuje Rosjanom zdjęcia zburzonych osiedli w Charkowie. „To wina Zachodu, który chce zniszczyć Rosję” – mówią. I dodają: „Putin wie, co robi”. W Rosji wiele razy słyszałam, że ojczyznę, czyli „matuszkę” trzeba bronić za wszelką cenę. Jakiś czas temu w Wołgogradzie nagrano kilkuletnie dzieci, które śpiewają: „Jeśli głównodowodzący wezwie do ostatniego boju, to wujku Wowa, jesteśmy z tobą”. Pomysłodawczynią klipu była deputowana Anna Kuwyczko. Co ciekawe sama jest matką, a na dodatek członkinią parlamentarnej komisji do spraw rodziny.
W „Komsomolskiej Prawdzie” ukazał się wywiad z kobietą, której syn – Dmitrij Fiedosjejew zginął na Ukrainie w pierwszym dniu wojny. Chłopak miał 21 lat. Jego matka z dumą opowiada, że wypełnił swój dług wobec ojczyzny. W jej słowach pobrzmiewa zarazem wiara, że z losem nie wygrasz. Rosjanie często mówią, że cierpienie jest istotą ich duszy. I każde pokolenie ma swoją traumę. Jeśli jednak z Ukrainy zaczną przywozić tysiące cynkowych trumien, to matki i żony zabitych mogą w końcu powiedzieć: „Dość”!
Pytam o to nieprzypadkowo, bo z takim apelem zwróciła się publicznie Pierwsza Dama. Czy i jaki skutek on może odnieść? Czy ten apel w ogóle do rosyjskich kobiet trafi? Jak można trafić do Rosjan w dzisiejszych realiach? Czy to w ogóle możliwe, zwłaszcza, że 15 marca Rosja ma być odcięta od międzynarodowego internetu, będzie miała tylko swój?
Oficjalne media na pewno tego apelu nie pokażą, a niezależne są kneblowane. Władze zamknęły m.in. rozgłośnię, w której pojawiali się niezależni komentatorzy – „Echo Moskwy” i opozycyjną stację tv Dożdż. Zablokowały Facebook i Twitter. Putin wychodzi z założenia, że jak czegoś nie ma w telewizji, to znaczy, że nie istnieje. Nigdy nie doceniał nowinek technicznych. Proszę zwrócić uwagę, że w czasie wystąpień posiłkuje się tylko kartkami, a nie tabletem czy komputerem. Tymczasem najbardziej świadoma młodzież z dużych miast już znajduje sposoby, by obchodzić ograniczenia. Nie chcę wymieniać nazwisk, by nikogo nie narażać, ale na przykład część moskiewskich dziennikarek nadal jest aktywna w zakazanych mediach internetowych. Jeśli chodzi o apel Pierwszej Damy, to widziałam go w rosyjskim serwisie społecznościowym VK, ale nie zyskał dużego rozgłosu.
Jak Pani ocenia demonstracje antywojenne w Rosji, jakie się do tej pory odbywały? Kto w nich przede wszystkim bierze udział?
Wiece antywojenne obywają się przede wszystkim w dużych miastach. Ich trzon stanowią młodzi antyputinowcy. To nie są jednak demonstracje masowe. Władze brutalnie zatrzymują każdego kto pojawi się z hasłem: „Nie dla wojny!" albo "Hańba!" Świat obiegły zdjęcia, jak sześciu funkcjonariuszy OMONu okłada pałkami i kopie chłopaka, który leży na bruku i zwija się z bólu. Nie ma co się dziwić, że po czymś takim młodzi mówią: Z Kremlem nie wygrasz…
Protestowanie wymaga wiary w skuteczność i odwagi. Choćby takiej, jaką wykazali się studenci elitarnej uczelni dyplomatycznej, którzy napisali petycję antywojenną do Putina. Albo dziennikarze opozycyjnej „Nowej Gazety”, którzy oświadczyli, że jest im wstyd. Za pokojem opowiedziała się też część pisarzy, artystów i muzyków, takich jak legenda rocka – Andriej Makarewicz, który już po aneksji Krymu napisał piosenkę: „Mój kraj oszalał”. Okrzyknięto go wtedy wrogiem ludu i kanalią.
Dla przeciwwagi natychmiast organizowane są masowe akcje poparcia dla Władimira Putina. Ich symbolem stała się litera „Z”, którą znaczone są rosyjskie wozy bojowe i czołgi wysyłane na Ukrainę. „Zetki” pojawiły się na koszulkach, plakatach, torbach i samochodach. Mają zwykle dopisek „Za naszych” albo „Za prezydenta”. Pod takim hasłem odbywają się koncerty, fleshmoby, rajdy samochodowe.
Na ile antywojenne demonstracje zahamuje ustawa, którą 4 marca zatwierdziła Rada Federacji, mówiąca o tym, że za rozpowszechnianie fałszywych informacji o działaniach rosyjskich sił zbrojnych grozi do 15 lat więzienia?
To jest poważny straszak. Tym bardziej, że pod ten paragraf można podciągnąć mnóstwo wypowiedzi niewygodnych dla władz. Za fake news może być uznane już samo określenie „wojna” albo stwierdzenie, że rosyjskie wojsko zbombardowało ciężarne w szpitalu położniczym w Mariupolu. Szef MSZ Rosji -Siergiej Ławrow stwierdził bowiem, że porodówka ta była „bazą batalionu Azow” i radykałów, którzy wyrzucili wszystkie matki. Przerażające zdjęcia rannych kobiet wynoszonych ze szpitala – zignorował…
W Polsce zadajemy sobie pytanie: czy Rosjanie się przebudzą, czy w ogóle są w stanie się przebudzić i masowo opowiedzą się przeciwko wojnie i przeciwko Putinowi? Co mogłoby ich obudzić?
Z sondaży niezależnego od władz Centrum im. Lewady wynika, że brutalna inwazja na Ukrainę jak dotąd nie obniżyła rankingów popularności Putina. Mało tego! Już w pierwszych dniach wojny poparcie wzrosło mu do ponad 70 procent! To efekt kreowania go jako obrońcy interesów ojczyzny i tradycyjnych wartości. Wciąż nie brakuje takich, którzy święcie wierzą w słowa jednego z kremlowskich dygnitarzy, który powiedział: „Jest Putin, jest Rosja. Nie ma Putina, nie ma Rosji”.
W swojej książce opisuję dziesiątki Rosjan, którym podoba się stanowcza postawa Putina wobec Zachodu. „On pokazuje, że świat musi liczyć się z Rosją” – mówią. I chętnie cytują swoje powiedzenie: „Kogo się boją, tego szanują”. Aktywista prokremlowskiej młodzieżówki stwierdził, że Putin jest jak niedźwiedź – „srogi, silny, odważny i nigdy nikomu nie odda tajgi”. Że odbudowuje wielką Rosję, którą „rozwalił Gorbaczow i Jelcyn”. A emerytowana pielęgniarka spod Tweru zapewniała mnie, że tylko stanowczy Władimir Władimirowicz potrafi obronić FR przed Zachodem.
Dla większości Rosjan to było ważniejsze niż brutalne rozpędzanie wieców, prześladowanie opozycji czy zabójstwa dziennikarzy i polityków, którzy krytykowali Kreml. Tym bardziej, że przez wiele lat Putinowi sprzyjała koniunktura na ropę i gaz, a realne dochody były w miarę stabilne.
Teraz zderzą się z zupełnie inną rzeczywistością. Sankcje na niespotykaną dotąd skalę już powodują obniżenie poziomu życia, ograniczenia w dostępie do światowych dóbr, spadek prestiżu państwa i izolację. A stąd tylko jeden krok do refleksji, że Putin nie daje rady. Że ciągnie kraj na dno. Nie odważę się jednak stwierdzić, że jego dni są policzone. Putinowi już wiele razy wróżono koniec kariery i za każdym razem się podnosił. Poza tym nie wiemy, co się dzieje za murami Kremla, bo rosyjska polityka nigdy nie była przejrzysta.
W Rosji nie ma już niezależnych mediów. Czy to dlatego putinowska propaganda działa? Dlaczego ludzie w nią wierzą? Z nagrań, jakie krążą w internecie, wydaje się, że ludzie, zwłaszcza na rosyjskiej prowincji niewiele wiedzą o tej wojnie. Matki, do których dzwonią rosyjscy jeńcy z Ukrainy są zdziwieni, że ich synkowie nie są na ćwiczeniach. Ile wiedzą o tej "operacji specjalnej"? Co myślą?
Putinowska narracja odpowiada mentalności znacznej części Rosjan. Odwołuje się do ich marzeń o wielkim państwie, do ich poczucia dumy z faktu, że mają największy terytorialnie kraj świata, z całą tablicą Mendelejewa i do kultu szczególnej ofiary w tzw. Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, która jest dla nich świętością. „To nasi zawiesili flagę na Reichstagu” – mówią Rosjanie. „To my usłaliśmy swoimi trupami całą Europę”. Natomiast o agresji na Polskę 17 września 1939 roku nie chcą mówić albo w ogóle o niej nie słyszeli. W książce opisuję spotkanie z emerytkami pod Petersburgiem, które były szczerze zdziwione, kiedy im o tym powiedziałam.
„Zachód był naiwny, sądząc, że Rosja po rozpadzie, niczym ranny inwalida, pokuśtyka za Europą. Tymczasem okaleczona Rosja pobiegła w drugą stronę" - słowa pisarza Wiktora Jerofiejewa przytacza Pani w swojej książce „Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin”. Dlaczego Rosja nie poszła drogą zachodu?
Dlatego, że rozczarowała się Zachodem, zwłaszcza Stanami Zjednoczonymi, z którymi nota bene zawsze konkurowała. Po rozpadzie Związku Radzieckiego Moskwa liczyła, że będzie traktowana jak równorzędny partner Waszyngtonu i że zachowa swoje strefy wpływów. Jak mówił mi Wiktor Jerofiejew, Rosjanie uważają, że Amerykanie się wywyższają i chcą narzucić swoje porządki. To ich drażni, bo są przekonani, że stanowią odrębną cywilizację. Że demokracja w rozumieniu zachodnim nie pasuje do Rosji, która jest ogromnym krajem, a ludzie są zahartowani i przywykli do cierpienia. Że dobro ogółu znaczy więcej niż dobro jednostki. Że mają własną drogę opartą na szacunku dla „starszego” i na sile. A tego „starszego” i silnego dostrzegają w Putinie, który nie ulega Zachodowi. Jak mi powiedział mieszkaniec wioski pod Twerem: „Kto nie szanuje cara, ten nie szanuje kraju, którym on rządzi”… Aleksiej Nawalny, który wyznaje europejskie wartości nie pasuje do konserwatywnego trzonu społeczeństwa. Jego poparcie jest znikome zwłaszcza wśród starszego i średniego pokolenia, bo uosabia rewolucyjne zmiany. A rewolucje zawsze się źle tam kończyły. Bolszewicka doprowadziła do przelewu krwi, gorbaczowowska spowodowała upadek imperium, a jelcynowska przyniosła dziki kapitalizm.
W którą stronę zmierza Rosja? Eksperci mówią o tym, że Putin chce odbudować imperium. Czy to ma być ZSRR bis?
Zjednoczenie byłych piętnastu sowieckich republik pod egidą Moskwy jest mrzonką. Najdobitniej pokazuje to teraz Ukraina. Putin bez końca powtarzał, że Zachód nie uznaje interesów Rosji i jej stref wpływu. Tyle tylko, że to nie Zachód ich nie uznaje! Przede wszystkim nie uznają ich byłe republiki, dla których Europa jest atrakcyjniejsza. A będzie jeszcze bardziej, bo Rosja oddzielona żelazną kurtyną skazana jest na regres. I wtedy okaże się, ilu naprawdę szczerych zwolenników ma Putin…
Jedni mówią, że Putin jest szalony. Drudzy – że racjonalny. Czy jeden człowiek może uwieść 140 milionów ludzi? Jak to możliwe, że Putin rządzi w Rosji już ponad 20 lat, a swoją pozycję zbudował na kłamstwie, fałszowaniu wyborów i przemocy? Jakie jest Pani zdanie?
Trudno mi ocenić, bo zawsze był mistrzem pozorów. Nie mam jednak wątpliwości, że to co w tej chwili dzieje się z Ukrainą jest szaleństwem.