Pani Annie, trzydziestolatce, mimo że skończyła studia, trudno było znaleźć pracę. Potencjalni szefowie chcieli ją zatrudnić, ale zamiast etatu oferowali tzw. umowy śmieciowe.
- Początkowo pracowałam na takich umowach, ale lata lecą, a ja nie miałam prawa ani do chorobowego, ani do urlopu, nie mówiąc już o składkach, które liczyłyby mi się do emerytury - tłumaczy. - Kiedy w pośredniaku zaproponowano mi, żebym starała się o dotację na założenie własnej firmy, pomyślałam, że to jest wyjście. Jestem pracowita i przedsiębiorcza, ale na swój biznes nie było mnie stać. Dzięki pieniądzom z PUP miałam na to szansę.
Bezrobotnym w podobnej jak pani Anna sytuacji miał pomóc projekt "PO Klucz do biznesu 2", realizowany przez Wojewódzki Urząd Pracy i urzędy powiatowe. Uczestniczy w nim ponad 500 osób.
W ramach tego projektu na założenie własnej działalności można dostać do 40 tys. złotych i przeznaczyć np. na zakup sprzętu czy promocję swojej firmy. Warunkiem udziału w projekcie było to, że każdy z uczestników musiał wyłożyć z własnej kieszeni 20 proc. kwoty dotacji. Po rozliczeniu, jeśli wydał pieniądze zgodnie z przeznaczeniem, wkład własny miał być zwrócony.
- Potrzebowałam blisko 8 tys. złotych. Byłam bezrobotna, więc to chyba naturalne, że nie miałam takich pieniędzy, musiałam je pożyczyć - tłumaczy pani Anna.
Dzięki rodzinie i znajomym udało się zebrać potrzebną sumę.
- Chciałam jak najszybciej rozliczyć się z urzędem pracy, żeby zwrócili mi ten wkład własny. Ludzie, u których się zapożyczyłam, czekali na swoje pieniądze, więc zależało mi na czasie - mówi.
Rozliczenie złożyła na początku stycznia. Zanim jednak urząd wypłaci fundusze, musi odbyć się kontrola, która stwierdzi, czy firma działa jak powinna.
- Problem w tym, że nikt nie potrafi powiedzieć, kiedy do tej kontroli może dojść. Wciąż czekam i nie wiem, skąd wziąć 8 tys. złotych, które muszę oddać - załamuje ręce kobieta.
Młodym przedsiębiorcom w pierwszym okresie działalności pomóc miało też tzw. wsparcie pomostowe w wysokości 700 zł miesięcznie.
- Urzędnicy tłumaczyli, że dzięki tym pieniądzom będzie nam łatwiej, zanim firma się rozkręci. Może nie są to duże kwoty, ale na opłacenie ZUS i telefonu by starczyło. Problem w tym, że biznes założyłam w październiku, teraz mamy luty, a nikt nawet umów na to wsparcie z nami nie podpisał, nie mówiąc już o wypłaceniu pieniędzy - denerwuje się pani Anna.
- Pracownicy PUP tłumaczą, że o zwrot wkładu własnego mam pytać w WUP. Gdy po wielu próbach udało mi się tam dodzwonić, dowiedziałem się, że ciągle nic nie wiadomo i że to pracownicy PUP weryfikują dokumenty związane z rozliczeniem dotacji - skarży się pan Dariusz, kolejna ofiara urzędniczej opieszałości.
- Nikt nic nie wie, ja nie mogę spłacić pożyczki, a ciągle jestem ponaglany do spłaty. Nie tak wyobrażałem sobie pomoc w wyjściu z bezrobocia. Ten projekt powinien się nazywać "Po Klucz do Biedy" albo "Po Gwóźdź do Trumny" - mówi rozgoryczony.
Katarzyna Pankiewicz, kierownik projektu, tłumaczy, że wnioski o wsparcie pomostowe są w tej chwili weryfikowane i jeszcze w lutym pierwsza transza pieniędzy będzie wypłacona.
- Co do zwrotu sum, które uczestnicy wyłożyli z w własnej kieszeni, to po złożeniu pisemnego rozliczenia PUP powinien bez zbędnej zwłoki wysłać do uczestnika kontrolę. Każdy, kto czuje się zignorowany w tej sprawie, niech się do nas zgłosi. Sprawdzimy, dlaczego w każdym konkretnym przypadku tej kontroli nie było - zapewnia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?