Drobna brunetka. Długie błyszczące włosy, na ustach różowa szminka, w uszach długie czarne kolczyki, idealnie pasujące do jasnej marynarki w czarne kwiaty. Kiedy się uśmiecha, zabawnie marszczy nos, a uśmiecha się często. Choć nie brakuje jej zmartwień. Największe to brak stałej pracy. Prawie od pięciu lat, odkąd zakład pracy chronionej, w którym była zatrudniona, ogłosił upadłość.
- Mam na imię Bożena. Urodziłam się wiosną 1963 jako siedmiomiesięczny wcześniak w niewielkim miasteczku na Opolszczyźnie - tak zaczyna się pierwszy tekst, który napisała do internetowej gazety: www.barierywswiecieniepelnosprawnych.pl
Trafiła tam na praktyki po kursie dla członków organizacji pozarządowych, organizowanym przez Centrum Edukacji i Aktywizacji Zawodowej Osób Niepełnosprawnych w Opolu jesienią ub.r. Na miejsce praktyk wybrała Stowarzyszenie Osób Laryngektomowanych (po usunięciu krtani) z siedzibą przy ul. Damrota, bo było najbliżej jej domu. To dla niej ważne, bo Bożena Sitnik porusza się o kulach.
- Kiedy odwiedzali nas moi koledzy, nieznający wcześniej Bożeny, nie dostrzegali jej niesprawności aż do momentu, gdy musiała wstać z fotela, żeby zaparzyć herbatę - opowiada Zbigniew Bajorski, od ponad 20 lat przyjaciel opolanki.
Ona z Grodkowa, on z Kędzierzyna-Koźla. Poznali się dzięki podwórkowemu koledze Zbyszka, także niepełnosprawnemu. Kolega poznał dziewczynę na turnusie rehabilitacyjnym i wprosił się do niej na urodziny. Do towarzystwa zabrał Zbyszka.
- Zobaczyłem ją i zostałem - śmieje się mężczyzna. - Od postawienia diagnozy - spastyczny niedowład kończyn dolnych - zaczęła się niemal szaleńcza walka moich rodziców o poprawę mojego stanu zdrowia. Ciągłe konsultacje lekarskie we Wrocławiu, Krakowie, mnóstwo lekarstw, zastrzyków i bolesnej rehabilitacji. Najgorsze dla mnie było wyjście z domu, bo wzbudzałam niezdrowe zainteresowanie otoczenia - pisze dalej Bożena w miesięczniku o i dla niepełnosprawnych.
Wiele zmieniło się na lepsze, o dziwo, kiedy poszła do "normalnej", czyli nieintegracyjnej szkoły. Skończyła ją dzięki determinacji swojej i rodziców, mimo częstych wyjazdów do szpitali, klinik i sanatoriów. Ten upór został jej do dziś. Skończyła liceum i rzuciła się na głęboką wodę - studium pomaturalne dla bibliotekarzy z internatem w Opolu.
Bożena Sitnik: - Tam kilka razy usłyszałam "to nie jest szkoła dla ciebie, nie poradzisz sobie". Ale takie uwagi tylko wzmocniały we mnie takie moje wewnętrzne postanowienie "a właśnie, że sobie poradzę". W czerwcu 1984 r. odebrałam dyplom. Byłam z siebie dumna.
Bezradność poczuła, kiedy nie przyjęto ją na Uniwersytet Wrocławski, mimo że zdała egzaminy wstępne. Na przekór losowi zdecydowała wtedy, że pójdzie do pracy i usamodzielni się. Trafiła do Spółdzielni Perspektywa w Opolu. Dla otuchy na pierwszą rozmowę zabrała mamę. Udało się. Przepracowała tam 20 lat aż do upadłości zakładu.
Kiedy firma zaczęła mieć kłopoty, Bożena Sitnik wystarała się o rentę. Nie udawała bardziej niepełnosprawnej niż jest, więc lekarka przyznała jej tylko III grupę z orzeczeniem częściowej niezdolności do pracy. Dziś utrzymuje się z niewysokiej renty, ale nie zwiesza nosa na kwintę.
- Kiedy Sybilla Fusiarz ze stowarzyszenia, gdzie trafiłam na praktyki, zaproponowała mnie i Ewie - drugiej niepełnosprawnej praktykantce - uruchomienie Stowarzyszenia Bariery, zapaliłam się do tego pomysłu - mówi z błyskiem w oczach. - Czekamy na rejestrację w sądzie. Liczę, że znajdę tam zatrudnienie pomagając niepełnosprawnym i ich rodzinom - planuje. A zanim do tego dojdzie - bo dojść musi - pisze artykuły do miesięcznika internetowego.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?