Brożec - magiczne miejsce biskupa Nossola

Fot. Witold Chojnacki
Ks. abp Alfons Nossol: - Od tej zimnej wody zwykle byliśmy zaziębieni, czyli - jak się wtedy mówiło - ochrapocali przez całe lato.
Ks. abp Alfons Nossol: - Od tej zimnej wody zwykle byliśmy zaziębieni, czyli - jak się wtedy mówiło - ochrapocali przez całe lato. Fot. Witold Chojnacki
Mieszkańcy Brożca odtworzyli źródełko, przy którym abp Nossol w dzieciństwie pasł krowy i słuchał opowieści o dziejach wsi.

- To źródło to był świadek mojego dzieciństwa i młodości, mój pierwszy, powiedziałbym, ludowy uniwersytet - wspominał w minioną sobotę ks. arcybiskup. - Pod lasem nie tylko pasło się zwierzęta, ale i słuchało opowiadań starszych o historii naszej wsi i parafii, o dawnych mieszkańcach. To tu po raz pierwszy usłyszałem, jak w Brożcu i okolicy przebiegał plebiscyt. Ale najpierw trzeba tu było naszą "betonówką"wcześnie rano te gęsi pod las przypędzić. Dziś byłoby to już niemożliwe z powodu aut, ale w czasach mojego dzieciństwa, jak przez Brożec przejechał samochód, piekliśmy ciasto.

Wszyscy chcieli pomóc

Pomysł odnalezienia zapomnianego źródełka pojawił się jeszcze jesienią ubiegłego roku. Ale okazało się, że po latach niełatwo je znaleźć.
- Zawsze kiedy jechałem z Opola do Brożca, myślałem o tym miejscu - przyznaje ks. arcybiskup. - Bo tutaj czułem się zawsze autentycznie szczęśliwy. Kiedyś spędzałem tu całe wakacje przy pasieniu. Pamiętam, że niedaleko było pole mojej ciotki. Ale układ pól od tamtych czasów zupełnie się zmienił - opowiada abp Nossol. - Brożec naturalnie odwiedzałem od tego czasu wiele razy, ale przy źródełku nie byłem już ponad 50 lat. Próbowałem się zorientować po słupach wysokiego napięcia, ale okazało się, że szukałem o ponad kilometr od właściwego miejsca. Teren jest tam podmokły. Wpadłem głęboko do wody, kurialny kierowca, pan Kornek, musiał mnie wyciągać - śmieje się arcybiskup.

Właściwe miejsce ostatecznie wskazał mieszkający w Brożcu młodszy brat biskupa, Bernard.

Okazało się, że zapomniane źródełko leniwie rozlewa się po ziemi, ale dojść do niego praktycznie nie było można. Drogę dojazdową zarosły krzaki i samosiejki. Mieszkańcy Brożca postanowili uporządkować to miejsce.

- Kiedy wspomnieliśmy ludziom we wsi, że jest szansa na odtworzenie miejsca, z którym wujek czuje się mocno związany, odzew był niesamowity - opowiada Paweł Nossol, bratanek arcybiskupa. - Wystarczyło szepnąć i każdego dnia do pracy przychodziło po 12-18 osób. Robota paliła się w rękach. Wszystkie samosiejki zostały wycięte i spalone. Znaleźli się sponsorzy, którzy dali m.in. kamienie na utwardzenie terenu. To nie jest dzieło żadnej organizacji ani stowarzyszenia, straży ani mniejszości. To zrobili sami ludzie. A gmina pomogła w wyrównaniu drogi.

Woda dobra i zimna

W miejscu, gdzie bije źródełko, mieszkańcy Brożca umieścili dwa kamienne kręgi i drewnianą cembrowinę z daszkiem. Obok stanął duży drewniany krzyż. W mininioną sobotę ks. arcybiskup spotkał się w tym miejscu z ludźmi, którzy pomagali przy stworzeniu tego urokliwego zakątka. Po krótkim majowym nabożeństwie wszyscy zostali poczęstowani bigosem i ciastem. Arcybiskup spróbował wody ze źródełka.
- To źródło bije teraz bardzo mocno, niektórzy myślą, że płynie tu miejska woda z wodociągu - mówi Paweł Nossol.

- Już przed laty woda z tego miejsca była bardzo zimna - wspomina ks. arcybiskup. - Z tego powodu kozy nie chciały jej pić. A my zwykle byliśmy zaziębieni, czyli - jak się wtedy mówiło - ochrapocali przez całe lato. Ale nam smakowała bardzo. W butelkach nosiliśmy ją do domu. A brat lub siostra temu, kto pasł tutaj bydło, przynosili obiad. Szli pieszo, bo w domu był tylko jeden rower i ojciec jeździł na nim do pracy. Pod lasem jedzenie zawsze lepiej smakowało, chociaż dostawaliśmy genau to samo co w domu. Ale bigosu nie jedliśmy wtedy. Nie był jeszcze na Śląsku znany.

Do pracy przy źródełku przychodził między innymi pan Jan (Hanek) Botta. Jego starszy brat Maks siedział z biskupem w szkolnej ławce. Pole Bottów leżało wtedy tuż obok lasu i źródełka.
- Jo tu boł przi robocie przinajmni szejś razy - mówi gwarą pan Hanek. - Żodne drzewo niy było dla mnie za ciynżkie. Boch mioł uciecha, coby pomóc. Nie ino potymu, że to ważne miyjsce dlo naszego biskupa. Jo som tyż tu za dziecka dużo przybywoł.

Do pomocy przy pracy przychodziła też miejscowa młodzież.
- Pomagaliśmy, bo my dobrzy ludzie jesteśmy - śmieje się Marcin Glombik. - No i chcieliśmy zrobić przyjemność biskupowi. Takiej prośbie się nie odmawia.
Żeby dojechać do "biskupiego" źródełka, trzeba dokładnie na zakręcie betonówki wiodącej z Krapkowic do Brożca wjechać w polną drogę między uprawy rzepaku aż pod sam las. Zapomniane przez dziesięciolecia miejsce ożyło na nowo. Na majowe nabożeństwo pierwszego maja przyszli tu wierni z całej parafii - nie tylko z Brożca, ale i Kramołowa, Czerniowa, Swornicy i z Żużeli, do której przez las jest bardzo blisko.

- Przez cały maj przyjeżdża tu z całej gminy mnóstwo ludzi - z dnia na dzień ożyła tradycja odwiedzania tego miejsca - mówi Paweł Nossol. - Siadają w cieniu na ławce, próbują wody i spacerują po lesie.

Wodę można pić bez obaw. Została zbadana przez laboratorium UO i sanepid. Na gości czekają przymocowane do studni metalowe kubki na wodę i lampa, na wypadek, gdyby ktoś zjawił się tutaj wieczorem.

- To jest piękne miejsce - podkreśla abp Nossol. - Ja sam odkryłem tu piękno przyrody. To, czego nas w szkole uczono w sposób unaukowiony, tu ożywało jako konkret. Leśniczy uczył nas, młodych, jak nazywają się różne drzewa, kwiaty i trawy. Wiele z tych nazw pamiętam do dziś. Cieszę się, że to miejsce znów żyje i przyciąga ludzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska