Brynica. Siedmiomiesięczna dziewczynka z zapaleniem krtani otrzymała pomoc dopiero w karetce

Anna Grudzka
Anna Grudzka
dziewczynka otrzymała pomoc dopiero w karetce. Zdjęcie ilustracyjne.
dziewczynka otrzymała pomoc dopiero w karetce. Zdjęcie ilustracyjne. Archiwum
Mieszkanka Brynicy pojechała z duszącym się dzieckiem do szpitala. - Nie przyjęto nas, bo wnuczka była za mała- mówi nasza Czytelniczka.

- W zeszłym tygodniu moja siedmiomiesięczna wnuczka zaczęła się w nocy dusić. Nie zastanawiając się ani chwili syn z synową zapakowali ją do auta i pojechali do oddalonego o kilka kilometrów szpitala w Kup – opowiada pani Maria, mieszkanka Brynicy (imię zmienione, dane do wiadomości redakcji).

Zdziwiła się kiedy wrócili po pół godzinie z… płaczącym dzieckiem. - Zdenerwowana synowa opowiedziała, że zostali odesłani. Pielęgniarka, która pełniła wtedy dyżur stwierdziła, że nie mogą przyjąć dziecka bo nie skończyło jeszcze roku. Kazała im jechać do Opola. Wtedy natychmiast zadzwoniłam pod numer 112 i wezwałam karetkę. Byli u nas w ciągu 20 minut. Operatorka była zdziwiona, że nie zaopiekowano się nami w nocnej opiece – relacjonuje pani Maria.

Lekarz, który przyjechał w karetce od razu stwierdził u dziewczynki zapalenie krtani. - Mówił, że poznaje je po charakterystycznym „szczekaniu” - mówi nasza Czytelniczka.

Jej wnuczka w końcu trafiła do WCM-u w Opolu, gdzie diagnoza z karetki się potwierdziła. - Lekarz powiedział nam, że to bardzo groźne u tak małych dzieci. Wnuczka mogła się bardzo łatwo zakrztusić – relacjonuje pani Maria.

W sprawie wyjaśnień skontaktowaliśmy z dyrekcją szpitala św. Rocha w Ozimku, który świadczy nocną i świąteczną opiekę w Kup.

- Pomoc na dyżurze nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej w Kup jest udzielana każdemu pacjentowi, niezależnie od wieku. Po niepokojących doniesieniach zarzucających nam nieprawidłowości przeprowadziliśmy wewnętrzne postępowanie, z którego wynika, że w tej konkretnej sytuacji rodzice nie przyprowadzili dziecka do lekarza, w związku z tym lekarz nie miał możliwości zbadania pacjenta i podjęcia decyzji o dalszym postępowaniu – tłumaczy Jolanta Ryndak, dyrektor szpitala św. Rocha w Ozimku.

Z ustaleń szpitala wynika, że mama przyszła na dyżur sama, bez dziecka i zapytała pielęgniarkę o to, gdzie może uzyskać pomoc. Po tym jak otrzymała informację, z dzieckiem już nie wróciła.

Nie zgadza się z tym, pani Maria. - Powiedziano nam, że nas nie przyjmą. Lekarz nie widział dziecka, bo nawet nas do niego nie dopuszczono. W każdym razie najważniejsze, że szpital w ogóle podjął się wyjaśnienia tej sprawy. Zgłosiłam to do gazety, żeby coś takiego nie spotkało innego rodzica chorego dziecka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska