Co się stanie z firmą Kler w Dobrodzieniu?

Komentarz.

Komentarz.

Nie trzeba tego robić po chamsku

Związkowcy z Solidarności urządzili w poniedziałek pikietę w firmie Kler.

Każdy pracownik może walczyć o swoje prawa, ale warto zachować trochę kultury.

Zabrakło kultury, kiedy związkowcy rzucali petardy pod samochód reporterki radiowej (czemu nie rzucaliście pod swoje nogi?).

Zabrakło jej, kiedy przyszli pod biurowiec z okrzykiem "Złodzieje, złodzieje!" (negocjacje chcecie zaczynać od takich oskarżeń?).

Zabrakło jej, kiedy wypisali na transparencie "Zarząd jest do d..." (jaka byłaby wasza reakcja, gdyby prezes napisał "związkowcy są do d..."?).

Protestować przeciw cięciom można, ale nie trzeba tego robić po chamsku.

Pracownicy Klera boją się, że najsłynniejsza i największa (aktualnie zatrudnia 690 pracowników) firma meblarska z miasta stolarzy przeniesie produkcję za granicę.

- Co za problem w dzisiejszych czasach przenieść w jeden dzień całą fabrykę do Chin? - pyta Darek,
jeden z pracowników Klera. - A drugiego tak dużego zakładu pracy w Dobrodzieniu nie ma.

Związkowcy z największej fabryki mebli skarżą się na podwyższanie norm i cięcie pensji.

Prezes firmy Andrzej Marek grozi, że protesty pracowników mogą doprowadzić do zwolnień i likwidacji zakładu.

- Prezes Andrzej Marek mówi o sytuacji firmy Kler.
- Pracownicy mówią, które decyzje zarządu są dla nich najgorsze.
Czytaj w piątek (1 października) w tygodniku "NTO Olesno-Kluczbork", bezpłatnym dodatku do papierowego wydania "Nowej Trybuny Opolskiej".