Człowieka wzięli, nogę zostawili

Anita Koszałkowska
- My jesteśmy od zbierania złomu, a nie części ludzkiego ciała - mówi Mieczysław Cisiński, szef strażaków ochotników z Dobrodzienia. Wczoraj na miejscu wypadku pokazywał nam strzępy stacyjki zmiażdżonej ciężarówki.
- My jesteśmy od zbierania złomu, a nie części ludzkiego ciała - mówi Mieczysław Cisiński, szef strażaków ochotników z Dobrodzienia. Wczoraj na miejscu wypadku pokazywał nam strzępy stacyjki zmiażdżonej ciężarówki.
Ekipa karetki pogotowia z Olesna, która zabrała z ulicy ciężko rannego kierowcę ciężarówki, odmówiła wzięcia odciętej kończyny poszkodowanego mężczyzny. Teraz służby ratownicze spierają się, kto powinien to zrobić.

Była środa, 31 października, godzina piąta rano. W Bzinicy Starej pod Dobrodzieniem, na drodze wojewódzkiej nr 901 z Olesna do Gliwic, zderzyły się trzy samochody ciężarowe.

- W najgorszym stanie była scania. Tak zmiażdżonej kabiny dawno nie widziałem. Kierowcę wyrzuciło z szoferki. To był młody mężczyzna. Leżał kilka metrów od wozu - relacjonuje Mieczysław Cisiński, szef strażaków-ochotników z Dobrodzienia.
Akcję reanimacyjną podjęto błyskawicznie.
- W tym czasie któryś z kolegów zobaczył na jezdni urwaną nogę tego chłopaka i podbiegł do lekarza. Ten stwierdził, że nogi nie weźmie do karetki. Byliśmy w szoku - dodaje inny strażak (nazwisko znane redakcji).
- Ktoś nawet zasugerował, żebyśmy to my nogę zabrali! A przecież my jesteśmy od zbierania złomu, a nie części ludzkiego ciała. Nawet zwykłego worka nie mamy - denerwuje się Cisiński.
Karetka z ciężko rannym kierowcą odjechała do szpitala. Po pewnym czasie na miejsce wypadku przyjechała kolejna erka, po drugiego kierowcę.
- Wtedy policjanci i strażacy po prostu wymusili na tej ekipie pogotowia, by zabrała nogę - opowiada Andrzej Rzemiński, komendant komisariatu policji w Dobrodzieniu.

Dobrodzieńscy strażacy i ich koledzy są zbulwersowani. - Na co dzień pracujemy z ludźmi z pogotowia. Chcemy, by w końcu jasno określić, jak postępować w takich wypadkach - dodaje Cisiński.
A jak postępować? Opinie są rozbieżne.
Jerzy Kuźniak, dyrektor oleskiego ZOZ: - Jeśli nastąpiła amputacja nogi i nie ma szans na jej przyszycie, za kończynę na pewno nie są odpowiedzialne służby medyczne. Kto? Nie wiem, czy policja czy straż.
Lekarz Jacek Skrzeszowski, kierownik oddziału ratunkowego w Oleśnie: - Nie wiadomo.
- Nie ma jednoznacznego przepisu, który mówiłby, że straż ma zabezpieczyć i odwieźć szczątki ciała - twierdzi kpt. Czesław Noga, komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Oleśnie. - Moim prywatnym zdaniem głównie ze względów humanitarnych trzeba je zabezpieczyć. A w związku z tym, że w akcji biorą udział różne służby, każda może się tym zająć.
Nadkomisarz Andrzej Rzemiński, komendant komisariatu policji w Dobrodzieniu: - My nie jesteśmy lekarzami, nie wiemy, w jakim stanie jest oderwana część ciała. To lekarz decyduje, kto, w jaki sposób i gdzie powinien odwieźć kończynę.
Podinspektor Kazimierz Baran, komendant powiatowy policji w Oleśnie: - Jeśli jest to część ciała człowieka, który żyje, powinno nią się zająć tylko pogotowie. Nam tego robić nie wolno.
Dr Jacek Karniewski przyjechał na miejsce wypadku z ekipą ratunkową. Jest lekarzem ortopedą.

- Pacjent był w stanie krytycznym. Druga noga była mocno zmiażdżona, poza tym ten chłopak miał urazy wewnętrzne i głowy. Z medycznego punktu widzenia umierał - opowiada dr Karniewski. - Rozpoczęliśmy reanimację. Zobaczyłem kikut na podudziu. Był poszarpany i zabrudzony. Na pewno nie nadawał się do rekonstrukcji. Uznałem, że porzucona kończyna jest bezużyteczna. Żadna klinika, nawet najsłynniejsza, nie przyszyłaby tych dwóch części nogi.
- W momencie gdy staramy się nie stracić pacjenta, gdy utrzymujemy jego oddech, robimy kolejne nakłucia, słyszę strażaków, którzy mówią, że na jezdni leży noga. Ja nie mogę zostawić umierającego człowieka i zająć się jego nogą. Powiedziałem strażakom, że kończyny nie weźmiemy. Pogotowie nie jest od tego.
Karetka odjechała do Olesna. Strażacy i policjanci pozostali z poszarpaną nogą na miejscu wypadku.
- Zdziwiłem się, że druga karetka przyjechała z nogą. Wciśnięto im tę kończynę - dodaje Karniewski.

W oleskim szpitalu rannego operował dr Włodzimierz Brzęczek: - Wie pani, jak wygląda pędzel do golenia? Tak koszmarnie wyglądał ten fragment nogi. Nie było szansy na przyszycie.
Pacjent przeżył operację. Ma amputowaną kończynę powyżej kolana. Jego stan jest stabilny.
Doktor Brzęczek zastanawia się, dlaczego pacjent przyjechał bez nogi:
- Jeśli człowiek żyje, to gdy trafia do szpitala, powinien mieć przy sobie wszystkie części ciała, nawet gdy są one rozczłonkowane.
Pytanie: kto powinien je przywieźć? Zdaniem Brzęczka erka raczej nie.

- W mojej 21-letniej pracy pamiętam tylko jeden podobny przypadek. Kobieta straciła rękę z obręczą barkową. Do szpitala dowieziono tę część prywatnym samochodem - kończy dr Brzęczek.
- Wypadek z Bzinicy to precedensowa sprawa - twierdzi komendant Noga ze straży pożarnej. - Musimy w końcu spotkać się z wszystkim służbami i powiedzieć sobie wprost: kto ma obowiązek zabezpieczania oderwanych części ciała. Pomyślmy, co by było, gdyby pacjent umarł. Rodzina ma przecież prawo pochować go w całości. Gdzie miałaby szukać fragmentów ciała?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska