Czuje się upokorzona. - Zrobili ze mnie złodziejkę

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
- Przeprowadzono na mnie kontrolę prewencyjną, zaglądano mi torebki. To jest skandal, dlatego żądam publicznych przeprosin - skarży się kobieta.
- Przeprowadzono na mnie kontrolę prewencyjną, zaglądano mi torebki. To jest skandal, dlatego żądam publicznych przeprosin - skarży się kobieta. Tomasz Kapica
- Przeszukali mnie na oczach kilkudziesięciu ludzi - mówi Aleksandra Kostrzewska. Ochrona w tym sklepie przeszukuje “na wyrywki".

Pani Aleksandra kilka dni temu robiła zakupy w sklepie E. Leclerc w Kędzierzynie-Koźlu. Zapłaciła za wszystkie towary i opuściła kasę. Wtedy jak spod ziemi wyrósł ochroniarz i nakazał jej pokazać co ma w torbach. Pod kobietą ugięły się nogi.

- Nikt wcześniej nie wziął mnie za złodzieja - opowiada. - Ludzie z kas zaczęli na mnie patrzeć. Stałam, jak sparaliżowana. Pokazałam wszystko co mam w torbach, oczywiście nie było tam żadnych kradzionych rzeczy.

Pani Aleksandra czuje się upokorzona. - Jeżeli nawet ochroniarz miał jakieś podejrzenia, to mógł dyskretnie poprosić mnie na zaplecze i ewentualnie wezwać policję, a nie robić przedstawienie na cały sklep - przekonuje.

Sęk w tym, że takiego pomieszczenia w sklepie nie ma. Jeśli ochroniarze zatrzymują kogoś, do przyjazdu policji delikwent czeka w magazynie, albo na schodach do pomieszczeń socjalnych. Najczęściej jednak ludzie sami dają się przeszukać, pokazując co mają w kieszeniach, bądź torbach i dzieje się to zazwyczaj przy kasach.

Aleksandra Kostrzewska złożyła oficjalną skargę do firmy ochroniarskiej z żądaniem publicznym przeprosin. Firma odpowiedziała, że nie ma zamiaru przeprosić, bo wszystkie procedury zostały zachowane.

- Przepraszamy naszą klientkę za to, co zaszło. Porozmawiamy z ochroniarzami, żeby do takich sytuacji więcej nie dochodziło - mówi z kolei Krzysztof Kałużny, kierownik marketu.

Szef ochroniarzy z Leclerca nie chciał się wypowiadać pod nazwiskiem. Twierdzi, że kontrole prewencyjne, na jaką trafiła pani Aleksandra, są czymś normalnym.

Co innego mówią jednak przedstawiciele innych firm handlowych. - Korzystamy z elektronicznych form zabezpieczenia towaru. Kiedy pojawia się sygnał z detektora, wówczas jest to dla pracownika ochrony podstawa do interwencji - mówi Grzegorz Nowak z biura prasowego sieci Real.

W kędzierzyńskim Leclercu nie ma jednak bramek, ochroniarze kontrolują klientów “na czuja". Problem w tym, że większość klientów nie wie, że ochrona do przeszukań nie ma prawa.

- Nie wolno im przeszukiwać klientów, ponieważ jest to czynność procesowa - mówi podinspektor Jarosław Dryszcz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu.

Ochroniarzom nie wolno też legitymować klientów. Za to klienci mogą legitymować pracowników ochrony, jeżeli mają zarzuty do ich pracy. Ochroniarz ma prawo jedynie do tzw. obywatelskiego zatrzymania, kiedy ma pewność, że doszło do kradzieży. Ale takie prawo ma każdy inny obywatel.

Właściciele sklepów tłumaczą się, że w Polsce straty handlowców wynikające z kradzieży wynoszą ponad 1,2 mld euro rocznie. - Wynoszone są głównie kosmetyki, alkohole i żywność - opowiada Tomasz Pietrzak, właściciel kilku sklepów spożywczych na Opolszczyźnie.

Przez nadgorliwość ochroniarzy dochodzi jednak do kuriozalnych sytuacji. Rok temu dwójka mieszkańców wsi Czarnowąsy miała poważny problem w sklepie sieci Kaufland. Kasjer uznał, że już po zważeniu jabłek dołożyli do torebki następne. I zarzucił im próbę kradzieży owoców wartych około 3 zł.

Oskarżone o kradzież małżeństwo twierdziło, że to wina wagi. Dyrekcja Kauflandu nie chciała pokazać zapisów monitoringu, które mogłyby być dowodem kradzieży. Ostatecznie sklep przeprosił klientów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska