Czy pies może kosztować tyle, co średniej klasy auto? Może. Warto wiedzieć, dlaczego

Redakcja
Nierasowce też są piękne, wierne i nad wyraz inteligentne. W azylach dla bezdomnych psów nie brakuje psiaków, które można adoptować.
Nierasowce też są piękne, wierne i nad wyraz inteligentne. W azylach dla bezdomnych psów nie brakuje psiaków, które można adoptować. Fot. Waldemar Wylęgalski
Chcesz kupić sobie psa. Zaczynasz przeglądać internet i natrafiasz na ogłoszenia hodowli „wyjątkowych i pionierskich”. Chwalą się, że mają pierwsze w Polsce, a nawet w tej części Europy psy danej rasy. Właśnie. Czy rasy?

Właściciel szczeniaka z wyraźną dumą pokazuje dyplom swego pupila. Papier ma poświadczać, że pies jest rasowcem. Dyplom jest wykonany na czerpanym papierze, tytuł wybity złotymi literami. Właściciel zastanawia się nawet, czy swego czworonoga nie wozić na wystawy dla psów.

- Ale na tym dyplomie nie widzę nawet imion i pochodzenia rodziców psa. I tu następuje rozczarowanie. Zaskoczonemu właścicielowi mówię, że ten pies nie jest - w świetle przepisów - rasowy. Nawet jeśli wygląda jak rasowiec i jest w typie psa rasowego, to niestety - nie jest uznawany przez związek kynologiczny i nie może w związku z tym brać udziału w naszych wystawach psów rasowych - mówi Ewa Florek, sekretarz opolskiego oddziału Związku Kynologicznego w Polsce. To ona - na pierwszej linii frontu w biurze - musi przeprowadzać z ludźmi takie rozmowy. I robi to coraz częściej. Dyplom ze złotymi czcionkami o niczym nie przesądza, nawet jeśli za psa, którego dotyczy, zapłacono i kilka tysięcy złotych, bądź... euro. W wystawach kynologicznych biorą udział psy z tzw. rodowodem, w którym wykazuje się co najmniej cztery pokolenia wstecz przodków zwierzęcia. Każde z tych pokoleń musi mieć także rodowody. Wtedy nie ma najmniejszej wątpliwości co do pochodzenia i rasy psa. - Najgorzej jeśli ktoś wydał na psa sporo pieniędzy, a nie miał świadomości, że nie może brać udziału w wystawach kynologicznych. Ludziom nawet puszczają nerwy - mówi.

A wszystkiemu winna… demokracja. Dawniej w Polsce działał tylko związek kynologiczny o przedwojennych tradycjach. Każdy pies kupiony poza związkiem, gdzieś na targu, bez metryk - nawet jeśli w jego żyłach płynęła szlachetna krew rasowca - sam rasowcem nie był. Jednocześnie kwitł uliczny handel żywym czworonożnym towarem. Ustawa o ochronie zwierząt ukróciła ten handel i nakazała kupować zwierzęta w hodowlach. A że jest wolność i demokracja, hodowle może prowadzić nie tylko członek związku kynologicznego, ale na przykład osoba zrzeszona w stowarzyszeniu miłośników psów. Ma to swoje wady i zalety.

Pamiętacie te wystawy psów rasowych, jeszcze 10-15 lat temu. Kiedy to tuż obok wejścia na wystawę psich piękności sprzedawano na ulicach psy różnej maści i pochodzenia, często zarobaczone, schorowane szczeniaki, wykończone długą podróżą.

Miłośnicy zwierząt i działacze z organizacji proekologicznych nie mogli jednak - i słusznie - spokojnie patrzeć na handel zwierzętami uprawiany na targowiskach, wiejskich placach czy nawet pod wystawami psów rasowych firmowanymi przez związek kynologiczny. W ustawie o ochronie zwierząt wprowadzono więc zakaz takiego handlu, zwierzęta można kupować z hodowli, nie z ulicy.

- Idea słuszna, ale wtedy pojawiły się w prasie ogłoszenia typu sprzedam smycz wraz z bonusem, cena 800 zł. Albo inne: oddam psa w zamian za pokrycie kosztów utrzymania i szczepienia - dodaje Ewa Florek. - Zaczęto wypaczać ideę.
To była taka partyzantka. Ale jest też inna droga - legalnego handlu szczeniakami, bez konieczności należenia do związku kynologicznego. Wystarczy założyć stowarzyszenie miłośników danej rasy, a nawet stowarzyszenie miłośników nierasowców. Są stowarzyszenia zakładane przez prawdziwych miłośników zwierząt, zakochanych w rasie np. uznawanej w Ameryce przez jakieś kluby, ale już nie przez FCI. Taki miłośnik rasy-nierasy chce jednak, aby była ona dostrzeżona i doceniana.

- Wszystko jest w porządku, dopóki stowarzyszenie jasno informuje, że te psy, nawet jeśli są we wzorcu rasy, rasowymi dla polskiego związku nie są - mówi Ewa Florek. Dodaje, że to związek kynologiczny zapewnia najwyższe standardy prowadzenia psich hodowli, a robi to np. poprzez przeglądy i regulaminy hodowlane, przeprowadzanie psychicznych testów zwierząt.

Tego nie czyni wiele ze stowarzyszeń miłośników rasowców czy też wielorasowców. Choć stowarzyszenia te organizują np. pikniki - wystawy czworonogów. Bywa, że na takiej wystawie na jednym ringu spotykają się jamnik z buldogiem oraz rottwailer. Nie ma w tym nic złego, dopóki takie wystawy są traktowane jako forma miłego spędzenia czasu z pupilem, a nie jako sposób na budowanie „rasowej” historii zwierzęcia.

- Ras psów na świecie jest niemal dwa razy więcej, niż uznaje FCI i związek kynologiczny - przekonuje Krzysztof Kałowski ze stowarzyszenia miłośników mini-yorków - związki kynologiczne i FCI są hermetyczne, zamknięte. A miłośnicy mniej znanych i nieuznanych ras chcą je propagować, dyskutować na temat wzorców, rozwijać hodowle. Więc tworzą własne stowarzyszenia, nie chcą ulegać monopolom. Dyskusyjne jest też, czy członkowie związku kynologicznego dotrzymują standardów hodowlanych, np. tego, że suka może mieć jeden miot rocznie.
Co jakiś czas w mediach pojawiają się opisy złych warunków, w jakich prowadzone są hodowle psów. W tym roku głośno było np. o hodowli z województwa podlaskiego - działaczy Fundacji Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt „Viva!” zaalarmowali sąsiedzi hodowcy. Po paru godzinach bezskutecznych prób kontaktu z właścicielem policjanci i działacze „Vivy!” weszli na teren hodowli. To, co zastali, było przerażające (pokazała to m.in. telewizja TVN).

- Totalna masakra. Szczątki zwierząt niewiadomego pochodzenia - nie wiadomo, w jaki sposób pozyskane. Wszystko zapleśniałe, w koszmarnym stanie - to relacja Anny Zielińskiej z „Vivy!”.

Inspektorzy doliczyli się w hodowli 110 psów, w większości delikatnych, małych ras. Część zwierząt trzymano w małych boksach w kompletnej ciemności, inne żyły w drucianych, pozbawionych podłoża klatkach dla... lisów.

Hodowla od blisko dziesięciu lat była zarejestrowana w związku kynologicznym.

Ale i w hodowlach niefirmowanych przez ZKwP zdarzają się równie dramatyczne sytuacje. Co więcej - reklamując swe szczeniaki - bywa, że nieuczciwi ich właściciele zamieszczają kradzione zdjęcia z hodowli ZKwP! Bywa też, że suka jest traktowana jak maszynka do produkcji szczeniaków, które można niemal hurtowo sprzedawać. Hodowcy z prawdziwego zdarzenia, nieważne czy zrzeszeni w związku, czy nie - określają takie działania: „promocja aż do wyczerpania suki”.
Pies z hodowli zarejestrowanej w związku kynologicznym jest sprzedawany z metryką, na jej podstawie można wyrobić rodowód, w którym znajdują się informacje o przodkach szczeniaka. To ma znaczenie, bo zyskuje się pewność, że pies nie pochodzi np. ze skrzyżowania brata z siostrą, matki z synem - wtedy szczeniaki są niemal zawsze słabe, opóźnione, chorowite.

Często psy pochodzące z hodowli pozakynologicznych są tańsze. Często, ale nie zawsze. W stowarzyszeniach często hoduje się rasy uznawane przez inne związki. Ostatnio nto informowała o kradzieży z hodowli spod Grodkowa dwóch młodych suczek rasy american bully (nie ma tej rasy w rejestrach Związku Kynologicznego w Polsce). Ich wartość właściciel wycenił w sumie na 40 tysięcy złotych. Wcześniej na internetowych serwisach ogłoszeniowych przedstawiał psa reproduktora tej rasy o umaszczeniu tricolor i informował, że krycie takim psem suczki potrafi kosztować... i 8 tysięcy euro.

Rok temu spod Brzegu skradziono psy podobnej rasy, wtedy wyceniono je po 8 tysięcy za sztukę.

- Cena 20 tysięcy za szczeniaka wydaje się i nieco przesadzona, choć, owszem, mogą taką w wyjątkowych przypadkach osiągać psy pochodzące z bardzo renomowanych na świecie hodowli, na dodatek faktycznie pojedyncze sztuki lub pierwsze okazy takiej rasy w kraju - mówi Stanisław Firlik, sędzia kynologiczny.

O tym, że kupno psa z hodowli czy z uznanego już stowarzyszenia to nie zwykła transakcja handlowa, świadczą też podpisywane przy tej okazji umowy.

- Mam taką umowę dotyczącą mojego maltańczyka - mówi pani Violetta z Opola. - Kupiłam ją z polecanej w środowisku kynologów i sędziów hodowli z Polski centralnej. Zapłaciłam za niego tyle, że… mąż się śmieje, że mogłabym za tę cenę zrobić sobie na starość kilka operacji plastycznych. Najciekawsze jest jednak to, że ja tak do końca nie jestem właścicielką mojej suczki. Bez zgody jej poprzedniej hodowczyni i dodatkowych opłat nie mogę suczki na przykład… pokryć. A najlepiej, żebym ją wysterylizowała, czego oczywiście nie zrobię, prędzej znajdę jej idealnego partnera, załatwię zgodę na „numerek”, niech mała ma coś z życia. Teraz trochę ironizuję, ale umowa jest dla mnie - zwykłego człowieka - co najmniej kuriozalna.
Jak tłumaczą kynolodzy, to działanie ma zabezpieczyć nie tylko interesy hodowców, bo jak wiadomo - im mniej szczeniaków na rynku, tym ich cena wyższa, działają tu prawa popytu i podaży. Chodzi też o to, aby przez zbyt swobodne i przypadkowe krycia rasowych psów nie marnować efektów wieloletniej pracy kynologicznej:

- Proszę zrozumieć, że hodowca często jeździ ze swym psem za granicę na wystawy, na krycia, na konkursy. Wszystko po to, aby mieć hodowlę psów o wyglądzie jak najbardziej zbliżonym do ideału - mówi Ewa Florek.

Dlatego też ktoś, kto chce mieć bardzo rasowego psa powinien być przygotowany na bardzo wysokie wydatki, nie tylko przy zakupie psa, ale podczas całego jego życia. I lepiej podejmować decyzje o kupne takiego wartościowego psa z prawdziwej potrzeby, nie np. dla szpanu czy mody. Trudno też pogodzić wodę z ogniem, czyli liczyć, że za psa superrasowego zapłacimy okazyjną cenę.

Poza tym warto pamiętać, że kundelki, chociażby wzięte ze schroniska i psich azyli, są równie, jeśli nie bardziej, wierne, kochane, przywiązane do właścicieli. I taką ogromną miłością zapatrzonego w nas czworonożnego przyjaciela też warto się pochwalić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska