Dariusz Stachowiak z Opola - nasz glina w Londynie

fot. Witold Chojnacki/WS
fot. Witold Chojnacki/WS
- Polacy na Wyspach nie tylko w pocie czoła zarabiają funty - mówi młodszy inspektor Dariusz Stachowiak z Opola. - Są i tacy, którzy kradną, gwałcą i zabijają.

Młodszy inspektor Stachowiak z opolskiej Komendy Wojewódzkiej Policji przez trzy miesiące służył w Wielkiej Brytanii. Pomagał rodakom w kłopotach i tropił polskich przestępców. Miał swój rejon, dzielnicę Ealing w zachodnim Londynie. Nie przypadkiem.

- To właśnie tutaj jest jedno z największych skupisk Polaków w stolicy Wielkiej Brytanii - mówi Dariusz Stachowiak. - Niemal na każdym rogu ulicy, w każdym sklepie czy w autobusie słychać język polski. Ale są tam również osiedla, w których biali ludzie są w zdecydowanej mniejszości.

W Ealing Polacy są od zakończenia II wojny światowej. To tu osiedlali się żołnierze, którzy na Zachodzie walczyli o wolną Polskę, a komunistyczne władze nazwały ich zdrajcami ojczyzny. Ale tak naprawdę Ealing stało się polskie po 2004 roku. Kiedy Wielka Brytania otworzyła swój rynek pracy dla obywateli nowych państw Unii Europejskiej. Wtedy setki tysięcy rodaków zaczęło przyjeżdżać nad Tamizę w poszukiwaniu lepszego życia. Duża część z nich osiedlała się właśnie w zachodnim Londynie.

- Potem ściągali tu swoje rodziny, znajomych, zaczęło tworzyć się takie polskie enklawy, a nawet getta - mówi młodszy inspektor Dariusz Stachowiak. - A od tego już bardzo blisko do łamania prawa.

Polak bohaterem kronik policyjnych

Chociaż zdecydowana większość rodaków w Anglii to spokojni ludzie, którzy w pocie czoła zarabiają funty, spora część pogubiła się w nowej rzeczywistości. Zaczęli popełniać przestępstwa. Od tych najdrobniejszych, jak kradzieże czy oszustwa, do najcięższych z gwałtami i morderstwami na czele. Z czasem brytyjskie tabloidy zrobiły sobie z przestępczości Polaków dyżurny temat.

Jak podaje jeden z polskojęzycznych portali internetowych w Anglii, jeden z najbardziej poczytnych angielskich brukowców - "Daily Mail" - opublikował dane, z których wynika, że aż 21 proc. sprawców zabójstw na Wyspach to imigranci. Polacy zajmują wśród nich pierwsze miejsce. Za nimi są Nepalczycy, Litwini oraz imigranci z Somalii i Sri Lanki.

Portal podaje też przykłady najsłynniejszych "polskich" zbrodni. W listopadzie ubiegłego roku wyrok dożywocia usłyszał 28-letni Łukasz R. Został skazany za zamordowanie 41-letniej Indonezyjki Ermatati Rodgers. Polak udusił ją w jej mieszkaniu, a zwłoki zakopał na pobliskim polu. Kiedy policja zaczęła przeszukiwać teren, Polakowi puściły nerwy. Postanowił wykopać ciało ofiary i przenieść w inne miejsce, ale nie udało mu się. Podczas śledztwa zapewniał, że kobieta zmarła z przyczyn naturalnych, a ciało ukrył ze strachu. Jednak sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci było uduszenie.

Inne brutalne przestępstwo na Wyspach popełnili Tomasz K. i Michał M. Porwali 24-letnią Australijkę, zaciągnęli do swojej kryjówki i gwałcili przez kilka godzin. Obaj zostali schwytani. Tomasz K. popełnił w celi samobójstwo. Michał M. przyznał się natomiast do winy.

Polacy zabijają również swoich rodaków. Tak było w październiku ubiegłego roku w Bournemouth. 26-letnia Polka zginęła od kilku ciosów nożem w serce. Potem zabójca wyrzucił jej ciało przez okno. Wszystko to działo się na oczach kilkuletniej córeczki ofiary. Zarzut zabójstwa usłyszał 32-letni Piotr Z.

- Podczas pracy w Anglii nie miałem do czynienia z aż tak brutalnymi przestępstwami - przyznaje Dariusz Stachowiak. - Najczęściej były to kłótnie rodzinne, awantury domowe, kradzieże, rozboje. Ich ofiarami byli zarówno Polacy, jak i rodowici Brytyjczycy.

Nasi rodacy mają też na Wyspach złą sławę, jeśli chodzi o alkohol. Po pijaku prowokują bójki, jeżdżą samochodami, powodują wypadki. Na przykład 29-letni Sławomir J. Został skazany na pół roku więzienia za to, że zasnął za kierownicą ciężarówki, która zatrzymała się na środku drogi. Zobaczył go przejeżdżający przypadkowo policjant.

Polak często jest bezradny

Największym problemem naszych rodaków w kontaktach z miejscowymi policjantami jest brak znajomości języka.

- Sporo Polaków mieszka ze swoimi rodakami, robi zakupy w polskich sklepach, chodzi na piwo do polskich pubów, strzyże się u polskich fryzjerów - mówi Dariusz Stachowiak. - Tak naprawdę na co dzień nie posługują się językiem angielskim. A kiedy zdarzy się coś poważnego i trzeba zwrócić się o pomoc do policji, zaczynają się schody.

W związku z tym polskie ofiary przestępstw bardzo rzadko decydują się iść na policję i zgłaszać, że stała się im krzywda.

- I między innymi na pomocy ofiarom przestępstw polegała moja praca - mówi Dariusz Stachowiak. - Służyłem m.in. za tłumacza w kontaktach z angielską policją i uczestniczyłem w przesłuchaniach Polaków. Staraliśmy się również przekonywać rodaków do tego, by współpracowali z miejscowymi stróżami prawa.

Oprócz tego Stachowiak pomagał w tworzeniu i uaktualnianiu baz danych oraz tłumaczył rodakom, jak funkcjonują tutejsze służby porządkowe.

- Polacy niezbyt dobrze orientują się, jakie mają prawa i obowiązki - dodaje Dariusz Stachowiak.
Rozmawiał też z bezdomnymi rodakami.

- Co ciekawe, większość z nich świadomie wybrała takie życie - podkreśla. - Część z nich już w Polsce była bez dachu nad głową, przyjechali jednak na Wyspy, bo i klimat lżejszy, a i ludzie bogatsi, więc łatwiej o pieniądze.

Stachowiak zapewnia, że ktoś, kto nie ma pracy, skończyły mu się pieniądze i nie ma dachu nad głową, a chce wrócić do Polski, to nie będzie miał z tym problemu.

- Jest wiele polskich instytucji, które w tym pomagają - wyjaśnia. - Wystarczy się tam tylko zgłosić.
Stachowiak przeglądał też bazy danych w poszukiwaniu przestępców, którzy uciekli z Polski. Z sukcesami. Dzięki jego pracy udało się wpaść na trop kilku z nich. To ludzie, którzy nie wrócili do więzienia z przepustek lub uciekli podczas prowadzonego śledztwa, bo nie byli tymczasowo aresztowani. Rozesłano za nimi Europejskie Nakazy Aresztowania, bo w Polsce ślad po nich zaginął. Okazało się, że są w Anglii.

- To pokazuje, że dzisiaj nawet ukrywający się za granicą przestępcy nie mogą czuć się bezpiecznie - podkreśla Dariusz Stachowiak.

W Anglii gliniarz chodzi bez broni

Do Londynu Dariusz Stachowiak pojechał w listopadzie ubiegłego roku jako oficer kontaktowy do spraw międzynarodowej wymiany informacji kryminalnych. Trafił do Metropolitan Police, czyli takiego odpowiednika naszej warszawskiej Komendy Stołecznej.

- Pracuje w niej 50 tysięcy osób - dodaje Dariusz Stachowiak. - Dla porównania cała polska policja ma 100 tysięcy funkcjonariuszy.

Natomiast w dzielnicy Ealing w trzech tamtejszych komendach służy 1100 policjantów. - Dla porównania na całej na Opolszczyźnie jest nas 2500 - mówi Stachowiak.

Na początku musiał zapoznać się z dzielnicą, w której miał pracować. - Objechaliśmy okolicę raz i drugi, odwiedziliśmy tamtejsze komendy, poznaliśmy tamtejszych policjantów - wylicza. - Potem pracowałem już sam.

Stachowiak służbę pełnił po cywilnemu. Nie nosił też broni.

- W Anglii policjanci bardzo rzadko noszą przy sobie broń palną - mówi Stachowiak. - Słynny Bobby, czyli odpowiednik naszego funkcjonariusza prewencji, lub policjant służb kryminalnych nie są uzbrojeni na służbie. To wynika z tradycji. Policjant zawsze w Anglii miał wielkie poważanie wśród społeczeństwa i nie potrzebował broni, by pilnować porządku. Oczywiście, po miastach jeżdżą specjalne patrole, uzbrojone w broń maszynową, ważniejsze instytucje ochraniane są przez policjantów z bronią długą, którzy przez cały czas trzymają rękę na spuście, ale to już inna sprawa.

Dzięki pobytowi w Wielkiej Brytanii Dariusz Stachowiak miał również okazję podszlifować język oraz zwiedzić gruntownie Londyn.

- Oprócz typowych atrakcji turystycznych Londynu widziałem m.in. parlament od środka, byłem w pomieszczeniach na co dzień niedostępnych dla turystów, zwiedziłem też Scotland Yard oraz muzeum tej instytucji - opowiada. - Są tam eksponaty dokumentujące najsłynniejsze zbrodnie popełnione w Wielkiej Brytanii od czasów Kuby Rozpruwacza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska