Dla dzieci spoza miasta nie będzie miejsc w brzeskich przedszkolach

Tomasz Dragan
- Jesteśmy tymi szczęśliwcami, którzy znaleźli miejsce w przedszkolu,  ale znamy wiele osób, które mają z tym problem - mówią Angelika i Andrzej Rolscy, rodzice niespełna 4-letniej Viktorii. Mieszkają w Brzegu, więc nie muszą się obawiać kontroli.
- Jesteśmy tymi szczęśliwcami, którzy znaleźli miejsce w przedszkolu, ale znamy wiele osób, które mają z tym problem - mówią Angelika i Andrzej Rolscy, rodzice niespełna 4-letniej Viktorii. Mieszkają w Brzegu, więc nie muszą się obawiać kontroli. Tomasz Dragan
We wrześniu do rodziców przedszkolaków przyjdą strażnicy miejscy. Burmistrz będzie w ten sposób kontrolował, czy nie nakłamali w papierach.

Zapowiedź takich kontroli znalazła się w ogłoszeniach rozwieszanych w przedszkolach. Według nich, we wrześniu pod adresy zamieszkania przedszkolaków mogą przyjść strażnicy miejscy lub pracownicy ośrodka pomocy społecznej. Skąd pomysł kontroli?

- Chciałbym, żeby wszyscy rodzice zdawali sobie sprawę z odpowiedzialności za podane w dokumentach informacje, takie jak adres zamieszkania - tłumaczy Wojciech Huczyński, burmistrz Brzegu. Chodzi bowiem o miejsca w przedszkolach: dla części dzieci zabrakło ich już w tym roku szkolnym, a od września sytuacja będzie jeszcze trudniejsza. Obecnie na listach oczekujących jest nieco ponad 70 dzieci, a praktycznie wszystkie 1045 miejsc jest zajętych.

Tymczasem tajemnicą poliszynela jest, że do brzeskich placówek chodzą również dzieci faktycznie zamieszkałe w sąsiednich gminach: Skarbimierz i Lubsza. Burmistrz postanowił to zmienić i w pierwszej kolejności zapewnić miejsca dla maluchów zameldowanych i faktycznie mieszkających w mieście.

- Muszę pilnować, żeby pieniądze brzeskich podatników zostały właściwie wykorzystane - podkreśla burmistrz Huczyński. - Dlatego nie mogę pozwolić, żeby ludzie pisali w dokumentach, co chcą. Tym bardziej, że mamy taką tendencję, iż zasobniejsi obywatele budują się poza miastem. Skoro tam mieszkają, to władze ich gmin powinny zadbać o miejsca dla przedszkolaków.

Efekt jest taki, że tegoroczny nabór do przedszkoli jest sformalizowany do granic absurdu. Rodzice najpierw musieli wypełniać wnioski i zaświadczenia, a teraz - podczas podpisywania umów - powinni udowodnić, że wpisali w papierach prawdę, przynosząc na potwierdzenie dokumenty.

Potem zostaje tylko podpisać się pod oświadczeniem, że wpisany adres stanowi "centrum życiowe" rodziny i czekać na wizytę strażnika miejskiego.

Sytuacja może się diametralnie zmienić już za dwa lata, kiedy do szkół obowiązkowo pójdą 6-latki. Wtedy z brzeskich przedszkoli (jest ich 10) ubędzie około 300 dzieci i niewykluczone, że znów znajdzie się w nich miejsce dla maluchów z innych gmin.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska