Byli szczęśliwym i młodym małżeństwem mieszkającym w Połtawie, w środkowo-wschodniej części Ukrainy. Gdy na ich kraj 24 lutego spadły pierwsze rosyjskie pociski, nie chcieli od razu opuszczać swojej ojczyzny.
Z każdą kolejną godziną, gdy na ulicach miast ginęli ludzie, a ich dom przestał już być bezpiecznym schronieniem, przekonywali się, że ucieczka jest konieczna. Przede wszystkim z uwagi ich jeszcze nienarodzone dziecko.
Chcieli uciec do Polski, ponieważ dowiedzieli się, że tutaj otrzymają pomoc. Wsiedli do pociągu i ruszyli w naszym kierunku. Do pokonania mieli 1500 kilometrów. W pociągu dowiedzieli się od innych Ukraińców, którzy chcieli dotrzeć Opola, że w naszym mieście mieszkają ich rodacy, którzy od kilku dni pomagają innym wydostać się spod granicy.
Małżeństwo musiało jednak się rozdzielić, ponieważ mężczyzna był w wieku poborowym i nie mógł przekroczyć granicy. Zostawił więc żonę, dwadzieścia dni przed planowanym porodem i wrócił bronić ojczyzny przed rosyjską agresją.
Wielka mobilizacja mieszkańców i szczęśliwy początek życia w Polsce
Władysław Czerwiński, Ukrainiec mieszkający od prawie dziesięciu lat w Opolu, wraz ze swoimi przyjaciółmi zorganizowali jej oraz kilku innym osobom bezpłatny transport spod granicy do Opola.
- Gdy była jeszcze w drodze, zamieściłem apel w mediach społecznościowych, że szukam dla niej domu, a ludzie zaczęli udostępniać go po swoich znajomych. W ciągu godziny odezwała się do mnie ponad setka osób. Padały deklaracje o chęci pomocy i zaopiekowaniem się nią. Było to bardzo wzruszające i budujące, że tyle osób chciało udostępnić swój dom, aby pomóc uciekinierom przed wojną - podkreśla Władysław.
Zgłaszali się mieszkańcy m.in. Opola, Kluczborka, Otmuchowa czy Komprachcic. Ostatecznie ciężarna trafiła do rodziny w Zawadzie, która od razu zapewniła jej opiekę medyczną i wizytę u ginekologa.
- Dzięki takiemu zaangażowaniu ludzi dobrej woli mogę teraz zająć się kolejnymi osobami, które trafiły do Opola i potrzebują pomocy w znalezieniu dachu nad głową - podkreśla Czerwiński.
Do tej pory wraz ze swoimi znajomymi pomógł ponad trzydziestu uchodźcom, z których połowa to dzieci. Otrzymali także zapewnienie, że pomoc nie była jednorazowa i w każdej chwili mogą się do nich zgłosić np. po paczki z żywieniem, odzieżą czy zabawkami.
W trudnych czasach każda pomoc jest na wagę złota
- Najważniejsze to zapewnić w pierwszej kolejności warunki bytowe. To by się nie udało, gdyby nie bezinteresowne poświęcenie mieszkańców Opolszczyzny, którzy udostępniają swoje domy uchodźcom wojennym. Chcą dać im miejsce, gdzie kobiety i dzieci będą mogły poczuć się bezpiecznie. Wiadomo, że będzie to dom tymczasowy na parę dni, bo każdy prędzej czy później musi wrócić do swoich obowiązków i pracy. A my w tym czasie staramy się znaleźć stałe lokum i nauczyć samodzielności w nowym mieście - tłumaczy.
Czerwiński zwraca także uwagę, że największym wyzwaniem dla rodzin ukraińskich jest pokonanie bariery językowej. Bez tego trudno poczuć się komfortowo w nowym mieście, dlatego wolontariusze oferują swoją pomoc w załatwianiu spraw urzędowych, aby w tych pierwszych dniach po przybyciu do Polski uchodźcy nie musieli się tym dodatkowo przejmować.
- Przez ostatni tydzień wraz ze swoimi przyjaciółmi i wspólnikami śpimy po parę godzin dziennie. Cały czas zajmujemy się sprawami organizacyjnymi, jeździmy pod granicę, kontaktujemy się z różnymi osobami. Sami też mamy rodziny i dzieci, dlatego zagryzamy zęby, bo w tych trudnych czasach każda pomoc jest na wagę złota. Może nie pomożemy wszystkim potrzebującym, bo jesteśmy tylko małą grupką znajomych, ale zrobimy wszystko, aby dołożyć do tego swoją cegiełkę - dodaje Władysław Czerwiński.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?