Dobry zwyczaj - nie przezywaj

Edyta Hanszke
Edyta Hanszke
Opolscy uczniowie rzadko nadają "ksywki" swoim nauczycielom. Zwykle mówią o nich po nazwisku, trochę je ubarwiając.

Pani Ambroży to Ambrożyca, Pietruszka jest Pietruchą, Krupnik Krupą, a Schmidt Szmitką. Wymyślne, charakterystyczne nazwy pojawiają się sporadycznie. Pan z historii nazywany jest przez gimnazjalistów z Opola "Profesorkiem", bo nosi okulary i łysieje, nauczycielkę geografii określają ksywką "płyn do naczyń", bo nosi nazwisko takie samo jak nazwa detergentu. W innym opolskim gimnazjum angielskiego uczy pani "Pocahontas" (podobna do dziewczyny z filmu animowanego). Wysoką, dobrze zbudowaną nauczycielkę przekorni licealiści nazwali "Kruszynką". Nazwisko innej po przestawieniu liter daje nazwę "Nożyczki".

Częściej nauczyciele utożsamiani są z nazwami przedmiotów, które prowadzą. W ten sposób powstaje "geografica" i "chemica". Za plecami wychowawców dzieci nazywają ich zgrubiałymi imionami: Zofia staje się w szkolnej gwarze Zośką, Maria - Maryśką. Młodsi uczniowie chętnie mówią do pedagogów zdrabniając ich imiona: pani Marzenka, Asia, Kasia.
- Od kiedy wprowadziliśmy w szkole taką zasadę, zniknęły przezwiska - mówi Małgorzata Wróblewska, nauczycielka ze szkoły podstawowej nr 5 w Opolu. - Dzieci czują się bezpieczniej. Pani Małgosia jest bliższa niż pani Wróblewska. Dlatego chętniej zwracają się do mnie ze swoimi problemami. Takie nazywanie zbliżyło nas - uzasadnia.
Czesław Sajko, wuefista w opolskiej PSP nr 21, przyznaje, że uczennice czasami mówią do niego "panie Czesiu". Nie ma pojęcia, jak inaczej mogliby nazywać go wychowankowie. Większość nauczycieli i dyrektorów nie zna "ksywek" stosowanych przez dzieci.
- Nie zdarza się już chyba, żeby złośliwie wiązały się one z wyglądem czy sposobem bycia - zastanawia się Barbara Dzieszkowska z PSP w Szczedrzyku. Henryk Mielcarz ze Strzelec Opolskich, zapalony turysta i geograf, podejrzewa, że podopieczni mówią na niego "globus" - ze względu na zamiłowania - dodaje.
Tradycją w wielu szkołach stało się coroczne nadawanie nauczycielom tytułów: kosy, przyjaciela i mistrza.

- To bardzo sympatyczny zwyczaj. Nikt się nie obraża. Nawet ci z mianem "kos", bo oznacza to jedynie, że są wymagający. A sam sposób wyróżnienia jest bardzo przyjemny - uzasadnia Urszula Dudek, wicedyrektor PG nr 2 w Opolu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska