Dokąd prowadzi ta droga?

Beata Szczerbaniewicz
Dlaczego buduje się drogę, przy której jeszcze nikt nie mieszka - pytają mieszkańcy krapkowickiego osiedla domków jednorodzinnych.

Chodzi o oddaną niedawno do użytku ulicę Różaną na osiedlu leżącym przy granicy Krapkowic z wsią Steblów. Ulica ta została utwardzona wraz z krzyżującą się z nią ulicą Marusarzówny, chociaż nie była zapisana w planie inwestycji. Ułożono jezdnię z bloczków, zainstalowano ozdobne latarnie. Mieszkańcy ulic sąsiednich, które takimi są tylko z nazwy, bo nierównościami przypominają tor wyścigowy dla samochodów terenowych, mają za złe władzom gminy te inwestycje. Uważają, że zostały wykonane według klucza personalnego, na życzenie burmistrza.

Rzecz w tym, że przy wykonanym nadprogramowo odcinku ul. Różanej nikt nie mieszka, ale w trakcie budowy jest dom burmistrza Piotra Sollocha. Stoi dokładnie na skrzyżowaniu ulic Różanej i Marusarzówny.
- My monitujemy o naszą drogę bez przerwy od 1999 roku, ale bez skutku, choć nie prosimy o luksusy, wystarczyłoby nam utwardzenie jej tłuczniem czy żwirem - mówi pani Beata, właścicielka willi przy ulicy Azalii, oddalonej od domu burmistrza zaledwie o dwadzieścia metrów. - Myślę, że nie doszłoby do budowy tamtych ulic, gdyby nie to, że buduje się tam właśnie burmistrz! I to jak oni zrobili te ulice: super! Nawierzchnia z bloczków, chodniczki, latarnie, nawet wjazd do garażu burmistrza!

Burmistrz Piotr Solloch mówi, że ma już dość tłumaczenia się ze wszystkiego, co robi, by udowodnić, że nie uprawia prywaty. Minął miesiąc jak zarzucano mu, że nie ma prawa do wykupu najmowanego przez siebie mieszkania komunalnego. Sprawa mieszkania stanęła na ostatniej sesji Rady Miejskiej, ale radni przyznali wtedy, że burmistrz ma takie same prawo wykupić mieszkanie, jak inni najemcy. Teraz Piotr Solloch zarzuty o zbudowanie sobie drogi odpiera tak:
- Dom, który buduję, stoi akurat na początku ulicy Różanej, której utwardzenie nie ma zresztą żadnego znaczenia dla dojazdu do mojej posesji. Wykonano ją nadprogramowo - i to niecałą, tylko w trzech czwartych części - bo udało się rozstrzygnąć przetarg na ulicę Marusarzówny poniżej kwoty, jaką zaplanowaliśmy na ten cel, zleciliśmy więc dodatkowo roboty na ulicy przyległej. Co się zaś tyczy chodników i wjazdu do garażu, to zrobiłem je sobie prywatnie i mam na to faktury na sześć tysięcy złotych. Tak może zrobić każdy. Jeśli zaś chodzi o ulicę Marusarzówny, to zrobiono ją też nie dla mnie, tylko dla ludzi, którzy tam mieszkają i to znacznie dłużej niż ci niezadowoleni z innych ulic, którzy w większości dopiero się budują. I jeszcze coś: w naszej gminie pozostaje do utwardzenia ponad 100 kilometrów dróg, wszystkich naraz zrobić się nie da. Nikt nie zaczyna zaś od pola, tylko robi inwestycje po kolei: idąc od głównej ulicy, która już jest utwardzona.

Mieszkańcy ulicy Marusarzówny cieszą się, że utwardzono im drogę. Czekali na to po piętnaście lat, a niektórzy dłużej. Mówią, że nie pamiętają już nawet, ile petycji składali w tej sprawie. Faktem jest, że tę inwestycję przekładano już pięciokrotnie z planu budżetowego na następny rok - począwszy od roku 1997, bo wciąż brakowało na nią pieniędzy.
- Oj, tu też były wertepy i błoto - wspomina Norbert Fiegler, jeden z mieszkańców ulicy Marusarzóny. - Czekaliśmy i się doczekaliśmy. Nie dołączę się do ataków na burmistrza, bo są nieuzasadnione.
Mieszkańcy nieutwardzonych ulic są jednak w większości rozżaleni na władze:
- Oni nas ignorują, jak sprzedawali działki, to obiecywali, że wybudują drogę dojazdową. Jeszcze w zeszłym roku byłam zapytać o to wiceburmistrza Romualda Harafa, to obiecał, że w maju ją wyrównają i utwardzą, a w tym roku burmistrz Solloch stwierdził, że nie będą tu nic robić, bo nie ma pieniędzy - opowiada pani Sylwia. - To jest przecież tragedia, co tu się dzieje, kałuże nie schną, dzieci bawią się w błocie, fachowcy w ogóle odmawiają przyjazdu pod ten adres... A co by było gdyby doszło do jakiegoś wypadku ? Nie dojedzie ani straż pożarna ani pogotowie. Takich wertepów, jak u nas, nie ma nawet na przysłowiowej zapadłej wsi! Na własny koszt wysypaliśmy żwir przed domem, ale oni chyba czekają, że zrobimy też ulice.
Żwir kupuje sobie coraz więcej mieszkańców. Zrobił to także Jan Nowicki, który mieszka u wylotu ulicy Różanej. Przy jego posesji nie położono bloczków, zabrakło dosłownie 16 metrów.
- Ucieszyłem się, jak zobaczyłem, że mi drogę budują - wspomina Nowicki. - Do mnie nie doszli, ale dobrze, że choć tyle jest, mam nadzieję, że kiedyś dokończą. Na Zachodzie, jak ktoś sprzedaje działki, to droga musi już być, ale nam do Zachodu daleko.
Mieszkańcy ul. Azalii też ślą petycje.
Wiceburmistrz Romuald Haraf obiecuje, że jeśli udałoby się jeszcze w tym roku zaoszczędzić pieniądze, to ulica będzie utwardzona, ale:
- Nie można dać się zwariować, jeśli utwardzilibyśmy ulicę Azalii, obawiam się, że wtedy zaraz zgłoszą się z roszczeniami ci z Narcyzów, a potem ci z Tulipanów i tak dalej, a przecież są jeszcze inne inwestycje i wszystkiego naraz zrobić się nie da, i ludzie powinni to rozumieć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska