Dużo szczęścia w nieszczęściu

Fot. Jarosław Cavour
Poszkodowani w Wojewódzkim Centrum Medycznym w Opolu.
Poszkodowani w Wojewódzkim Centrum Medycznym w Opolu. Fot. Jarosław Cavour
Dziewięć osób zostało rannych w wypadku wracającego z Niemiec rejsowego autokaru, do którego doszło w piątek rano niedaleko Skorogoszczy.

Dochodziła godzina 7.00, kiedy dwa autokary firmy "Orland" mijały wieś Borkowice. Jak później zeznał kierowca autobusu jadącego z przodu, nagle na drogę wyjechał jakiś rowerzysta. Kierowca gwałtownie zahamował.

Prowadzący drugi autobus także zaczął hamować, ale dystans między pojazdami był zbyt mały. Drugi autobus musnął tylny bagażnik pierwszego wozu, skręcił gwałtownie w prawo i wyjechał z drogi. Potem uderzył przodem w jedno drzewo, a bokiem oparł się o drugie. W autokarze było wówczas 46 pasażerów.
- Usłyszałem nagle straszny huk i poczułem uderzenie - opowiada Ludwik Kędzierski z Bad Neustadt, który jechał w tylnej części autobusu. - Głowa najpierw poleciała mi do przodu, a potem ją odbiło do tyłu i walnąłem w oparcie. W tym samym momencie spadł na mnie jakiś element z sufitu. Zasypały mnie też odłamki potrzaskanej szyby. Nie było paniki, ale po chwili rozległo się zewsząd stękanie ludzi. Jak się rozejrzałem, to zobaczyłem, że od środkowych drzwi w ogóle nie było szyb w oknach. To cud, że tylko tak się to skończyło.

Pan Ludwik oprócz bólu głowy i pokiereszowanej szkłem twarzy miał także zranioną rękę. Pierwszej pomocy jemu i innym poszkodowanym udzieliła lekarka, która przejeżdżała obok miejsca wypadku prywatnym autem. Po kilku minutach na miejscu były już karetki pogotowia z Brzegu.
- Nagle huknęło, szarpnęło, okulary spadły mi z twarzy, a na głowę posypało się szkło - opowiada jedna z najpoważniej rannych, Irena Korzeniowska z Chorzowa.
- Siedziałam z przodu, na miejscu numer 3, i kiedy zobaczyłam, że sypie się szyba, to zdążyłam tylko zasłonić rękami twarz - dodaje pani Elżbieta z Opola. - Uderzyłam się też w coś nogą, bo mnie boli. Bóg chyba czuwał nad ludźmi w tym autobusie, że nikt tutaj nie zginął.

O szczęściu mogą mówić pasażerowie, którzy kilkanaście minut wcześniej wysiedli z autokaru w Brzegu.
- Oni siedzieli na górze na samym przodzie, czyli tam, gdzie ten autobus walnął w drzewo - mówi jeden z pasażerów. - Teraz powinni dać na mszę, bo gdyby tam siedzieli, to nie mieliby żadnych szans.
Wszyscy ranni po udzieleniu im pierwszej pomocy wsiedli do trzeciego autobusu wezwanego na miejsce wypadku i przewiezieni zostali do Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu. W sumie lekarze udzielili pomocy dziewięciu osobom. Wśród nich był ośmioletni chłopiec, który w zderzeniu stracił kilka zębów.
- Wszyscy pasażerowie autobusu, którzy do nas trafili, mieli lekkie obrażenia ciała i po udzieleniu im pomocy ambulatoryjnej i zaopatrzeniu na oddziale ratunkowym zostali zwolnieni - powiedział nam po południu lekarz dyżurny w WCM.

Irena Korzeniowska z Chorzowa była jedną z najpoważniej rannych osób.
(fot. Fot. Jarosław Cavour)

Po wypadku lekarze zajęli się pasażerami, a policja autokarami i ich kierowcami. Byli oni trzeźwi, ale okazało się, że w tachografie (urządzeniu mierzącym wszystkie parametry jazdy) rozbitego autokaru brakuje tarczy i trudno określić, jak długo mężczyzna prowadzący pechowy autokar spędził za kółkiem oraz z jaką prędkością jechał pojazd.
- Kierowcy zmienili się za kierownicą w Oławie i być może wówczas nie założono tej tarczy - przypuszcza podkomisarz Jan Minosora, komendant Komisariatu Policji w Lewinie Brzeskim. - Jest to złamanie przepisów, za które także kierowca odpowie przed sądem.
Drugi autokar (ten, który został lekko najechany z tyłu) po oględzinach w bazie PKS w Opolu pojechał z pasażerami w dalszą trasę na Śląsk.
- Jesteśmy poważną firmą, dysponująca 24 autokarami, i to, że nie było w tachografie tarczy, uważam za rzecz wręcz niebywałą - mówi współwłaściciel "Orlanda", Andrzej Orłowski. - Co zaś do przyczyn wypadku, to nie widzę innego wytłumaczenia jak niezachowanie należytej ostrożności przez kierowcę.

Kierowca, który w Oławie wstawał zza kółka na odpoczynek, twierdzi, że zmienił wówczas tarcze tachografu i wszystko było w porządku. Sprawca wypadku z kolei nie potrafił podczas przesłuchania na policji wytłumaczyć, gdzie podziały się tarcze.
- Kierowca jest w szoku i chyba osiwiał, bo to drzewo weszło w autokar tuż obok niego - dodaje Łukasz Orłowski, drugi właściciel firmy. - Ten człowiek pracuje u nas od pięciu lat i do tej pory nie miał żadnych wypadków czy kolizji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska