Wychowanie wielokulturowe i wielojęzyczne było świadomym wyborem rodziców Simona. Pani Aneta - na co dzień pracownica Urzędu Miasta w Prószkowie - spędziła w Niemczech 10 lat, nie ma więc żadnych trudności w posługiwaniu się językiem serca. A przecież potrzebowała trzech miesięcy, by wyrobić w sobie nawyk mówienia do synka po niemiecku.
- To nie było łatwe, bo przecież z mężem porozumiewamy się raczej gwarą śląską - przyznaje - ale teraz mówię do Simona po niemiecku wszędzie - na spcerze, w sklepie i u lekarza, choć wymaga to czasem pewnej odwagi.
Mąż pani Anety rozmawia z synem w gwarze śląskiej. Sam Simon mówi na razie niezbyt wiele, ale nie ma wątpliwości, że rozumie oboje rodziców. Kiedy pójdzie do przedszkola, nauczy się także poprawnej, literackiej polszczyzny i tak wyposażony trafi do szkoły.
- Nie mam żadnych obaw przed tym modelem - mówi pani Aneta, bo porównuję go do swojego doświadczenia. Nie przeszkodziło mi ono ani zdać matury, ani studiować po polsku. Radziłam sobie.
Podobny sposób wychowania do wielokulturowości realizuje w swoim domu Rafał Bartek, dyrektor Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej i sekretarz TSKN. On mówi do dzieci tylko po niemiecku, żona, Barbara rozmawia z nimi po polsku i gwarą. Niespełna 3-letnia Emily jest dzięki temu naturalnie dwujęzyczna.
Sama od siebie odzywa się raczej po niemiecku (w tym języku ogląda też zwykle poranne bajki w telewizji), ale zapytana po polsku, radzi sobie.
- Nasz dom jest 3-pokoleniowy i już widać, jak wielokulturowość go wzbogaca. Można powiedzieć, że niemiecki powrócił na łono naszej rodziny. Moja mama i tato dotychczas używali go głównie w kontaktach z moją siostrą i jej dziećmi. Teraz niemiecki - obok gwary i polskiego - stał się codzienną mową w domu.
Trzeba powiedzieć jasno, że takie wychowanie to w środowisku mniejszości niemieckiej na Śląsku Opolskim ciągle rzadkość. Co musi się zdarzyć, by urodzone tu dzieci przeżywały dzieciństwo w języku serca, w gwarze i w polszczyźnie?
Najpierw rodzice muszą sami posługiwać się nimi swobodnie. Ale to nie wszystko.
- Potrzebna jest konsekwencja - mówi Rafał Bartek - dzięki niej używanie więcej niż jednego języka staje się czymś naturalnym i dla dorosłych, i dla dzieci. Wielu rodziców nie decyduje się na taki sposób wychowania, bo mało wie o pozytywnych aspektach dwujęzyczności albo obawia się, że poznawanie dwóch języków będzie dla dziecka za trudne. Wreszcie dwujęzycznego wychowania nie ma się ani gdzie, ani z czego uczyć. Rodzice zdani są na własne próby i błędy.
Ale nie ma wątpliwości, że ten model będzie się upowszchniał. Niedawną modę na wyjazdy coraz intensywniej zastępuje moda na powroty. A wracający zazwyczaj posługują się już stale dwoma językami.
- Jeśli jeszcze dziecko pochodziło w Niemczech dwa-trzy lata do przedszkola - dodaje pani Aneta- to zwykle język zostaje mu na zawsze.
- A skoro rodzice z natury rzeczy chcą dać dziecku wszystko, co mają najlepszego, to dlaczego mieliby mu odmawiać poznania języków - dodaje Rafał Bartek. - Zaczynając naukę angielskiego taki dzieciak zna już dwa inne języki i tego kapitału już nikt mu nie zabierze.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?