Dziś chodzi o to, żeby sprzęt zepsuł się chwilę po gwarancji

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Teraz jak w telewizorze siądzie matryca, to koniec - mówi Kazimierz Gąska. - Nie to, co starsze telewizory, które można było naprawiać bez końca.
Teraz jak w telewizorze siądzie matryca, to koniec - mówi Kazimierz Gąska. - Nie to, co starsze telewizory, które można było naprawiać bez końca. Paweł Stauffer
Tego się już nie da naprawić - słyszymy coraz częściej, gdy chcemy oddać uszkodzoną pralkę albo telewizor do serwisu. Konsumenci są przekonani, że to spisek producentów...

Francuzi i Szwajcarzy już się za to biorą.

Francuzi i Szwajcarzy już się za to biorą.

We Francji powstał projekt ustawy, który nakłada na producentów kary za celowe zaniżanie jakości sprzedawanych produktów. W kraju Helwetów zbierane są opinie konsumentów na ten temat.

Pan Bartosz z Opola kupił nowoczesny, 42-calowy telewizor jednej z popularnych marek. Zapłacił za niego prawie trzy tysiące złotych. Dostał dwa lata gwarancji. Zaledwie pół roku po tym, gdy skończyła się rękojmia, telewizor przestał działać.

- Wysłałem telewizor do serwisu, a tam powiedziano mi, że padła matryca, czyli najważniejszy podzespół - opowiada pan Bartosz. - Koszt wymiany wyliczono mi wraz z robocizną na blisko 2 tysiące złotych. Sęk w tym, że ten sam telewizor kosztuje teraz w sklepie niecałe dwa tysiące złotych. Oczywiście zrezygnowałem z naprawy starego i kupiłem nowy, podobny, ale na wszelki wypadek innej marki. Mam nadzieję, że teraz wytrzyma nieco dłużej niż niecałe trzy lata.

W podobnej sytuacji znajduje się coraz więcej Opolan. Wielu z nich podejrzewa producentów o spisek, który ma polegać na celowym zaniżania jakości produktów. Celem takich praktyk ma być nieopłacalność napraw i w konsekwencji zmuszanie klientów do kupowania kolejnych nowych sprzętów. Czy teza ta jest prawdziwa?

Kiedyś człowiek kupował, bo chciał, teraz - bo musi

Odkurzacze - drobna awaria i sprzęt idzie na śmietnik.

Z danych czasopisma konsumenckiego "Pro-Test" wynika, że najczęstszą przyczyną awarii odkurzaczy jest zużycie szczotek. Tak jest w 80 procentach przypadków. Elementy te zużywają się. Wtedy odkurzacz nie nadaje się już do niczego, bo wymiana jest zbyt droga.
Mała część w silniku przesądza w ten sposób o żywotności całego odkurzacza. A czym jest spowodowanych pozostałe 20 procent awarii odkurzaczy? Z testów wynika, że ułamaniem któregoś z elementów.

Niedawno pochylili się nad nią niemieccy naukowcy z Uniwersytetu w Bonn. I doszli do bardzo ciekawych wniosków. Ustalili, że jeszcze 10 lat temu ponad dwie trzecie notebooków było wymienianych przez posiadaczy tylko dlatego, że chcieli mieć lepszy, nowocześniejszy model. Pozostali szli do sklepu, bo stary komputer im się zepsuł. Teraz te proporcje się odwróciły. Zaledwie co czwarty zakup notebooka powodowany jest chęcią posiadania lepszego sprzętu. Większość klientów wymienia komputery, bo stare się zepsuły i nie mogą z nich korzystać.

Podobnie jest w przypadku sprzętu AGD. Ponad połowa zakupów robiona jest niejako "z musu" i ma na celu zastąpienie zużytego sprzętu. Tylko jedna trzecia klientów, którzy przychodzą do sklepu po nowy towar, przyznała, że stara pralka czy lodówka wciąż działa im bez zarzutu. Mało tego, w 2012 roku aż 9 procent użytkowników białego sprzętu musiało go wymieniać przed upływem pięciu lat od zakupu. W 2004 roku tylko 3 procent właścicieli pralek i lodówek musiało się pożegnać z nimi, zanim minął okres pięciu lat.

Naukowcy tłumaczą, że nie dokończyli jeszcze badań. Ale na podstawie tego, co ustalili, jest bardzo prawdopodobne, że producenci sprzętu faktycznie celowo przykładają rękę do zwiększenia jego awaryjności.
Problem zresztą nie jest nowy. - Już w 1924 roku powstał tzw. kartel żarówkowy, zwany też kartelem Phoebusa - tłumaczy Piotr Koluch z ze specjalistycznego pisma "Pro-Test". - Najwięksi producenci żarówek umówili się wtedy, że ograniczą działanie swoich produktów do 1000 godzin. Żarówka miała teraz świecić o ponad połowę krócej niż w momencie wynalezienia jej przez Thomasa Edisona. W latach 30. ubiegłego wieku część polityków i ekonomistów twierdziła, że spisek żarówkowy ma moc uzdrowienia gospodarki z wielkiego kryzysu w Stanach Zjednoczonych.

W Kędzierzynie-Koźlu naprawą sprzętów AGD zajmuje się Józef Bielański, który prowadzi sklep i serwis na osiedlu Piastów.

- Jakość wykonania sprzętów, które teraz pojawiają się w sprzedaży, jest oczywiście inna niż tych oferowanych w sklepach przed laty. Bez wątpienia tamte były bardziej trwałe - mówi pan Józef. - Kiedyś zbiorniki w pralkach były emaliowane. Potem wykonywano je z inoksu, czyli stali odpornej na korozję. Osadzenia były żeliwne. To był porządny sprzęt, który służył przez lata

Od paru lat coraz częściej stosuje się coraz więcej elementów plastikowych. Dzięki temu cena pralki może być niższa, ale jednocześnie spada jej trwałość. Wystarczy, że w spodniach włożonych do prania zostawimy kilkugroszową monetę,by przy bardzo szybkich obrotach wybiła ona w bębnie dziurę wielkości śliwki.

Podobnie jest z programatorami, które kiedyś były mechaniczne. Dziś naszpikowane są elektroniką. W przypadku awarii bardzo często nie da się ich już naprawiać. - Niewielka zwyżka napięcia, prądy zwarciowe, przebicia, uszkadzają moduł sterujący - tłumaczy serwisant.

W wieżowcach pralki psują się częściej

Nowe pralki są bardzo czułe także na tak wydawałoby się drobne rzeczy, jak ciśnienie wody. To problem głównie dla mieszkańców opolskich wieżowców. Powyżej czwartego piętra wspomniane ciśnienie często jest zbyt niskie dla prawidłowej pracy urządzenia. Wówczas często dochodzi do jego uszkodzenia. Klient mieszkający na dziesiątym piętrze nie wie, dlaczego w ciągu kilku lat zepsuły mu się dwie pralki, podczas gdy sąsiad na parterze cały czas bezawaryjnie korzysta z jednej.

Właśnie dlatego ludzie wciąż wolą korzystać ze starych sprzętów. - Mieliśmy starą, rosyjską pralkę Wiatka - opowiada pan Bogusław z Opola. - Chodziła bez zarzutu, bardzo dobrze prała. Wymieniliśmy ją po ponad 20 latach tylko dlatego, że z zewnątrz pordzewiała i wyglądała po prostu nieładnie. Ale pracowała bez zarzutu. Gdyby nie obudowa, korzystalibyśmy z niej do dziś.

Do Józefa Bielańskiego jeden z klientów przywiózł niedawno taką samą 25-letnią wiatkę. Wystarczyło poprawić przepływ wody, by znów zaczęła dobrze prać. - Naprawialiśmy też 30-letnią czeską pralkę Tamat. Przewód na grzałce był upalony. Po wymianie znów chodziła jak należy - opowiada serwisant.

Problem dotyczy także sprzętu RTV, który dziś coraz rzadziej się naprawia.

- Wymiana matrycy w telewizorze kupionym przed trzema laty może wynieść około 800 złotych. Jednocześnie taki sam model można już kupić za nieco ponad 1000 zł. Bardziej opłaca się więc iść do sklepu i nabyć towar na gwarancji - mówi Kazimierz Gąska z "Tele-Radio-Mechaniki" z Opola.

Matryca wisi na samej obudowie i sobie wypada

Pan Kazimierz także przyznaje, że wraz z postępem technologicznym spada jakość produktów sprzedawanych na rynku.

- W pierwszych telewizorach LCD było dość sporo metalowych elementów, wszystko było dość solidnie wykonane - wspomina. - Dziś w nowoczesnych telewizora LED rezygnuje się nawet z metalowych ramek trzymających matrycę. W praktyce jest ona trzymana przez samą obudowę. Wystarczy nieumiejętnie ją zdjąć, by zniszczyć wspomnianą matrycę, której wymiana, jak wspomniałem, w wielu przypadkach może być nieopłacalna.

U niego także naprawia się stare sprzęty, do których właściciele mają nie tylko sentyment, ale cenią je za trwałość. - To np. stare radioodbiorniki. Do naprawy przynoszą je na przykład działkowcy, bo chcą, żeby przez kolejne lata służyły im w altankach - tłumaczy pan Gąska.

Cena wciąż gra jednak rolę. Nadal sprzęty tańsze psują się częściej.

- Na przykład szansa, że pralka za ponad 2800 zł przejdzie pomyślnie test trwałości, jest większa, niż ma to miejsce w przypadku modeli za mniej niż 2000 zł - tłumaczy Piotr Koluch z "Pro-Testu". - Takie graniczne ceny można określić w stosunku do wielu grup produktów. Na przykład wiertarki za mniej niż 200 zł mają dużą szansę na to, że szybko wylądują w śmietniku.

O spisku producentów głośno mówią także posiadacze aut. - Stare mercedesy były niemal "nie do zajechania" - opowiada Bogumił Jelonek ze Zdzieszowic, który przez lata jeździł popularnym modelem W-124. - Miał pół miliona "na blacie", gdy go sprzedawałem, a z tego co wiem, służył jeszcze kolejnemu właścicielowi. Auto praktycznie się nie psuło. Wystarczyły wymieniać oleje i choinki zapachowe w kabinie - uśmiecha się były właściciel.
Kolejny model, który nabył, to mercedes W-210, popularnie zwany "okularnikiem" ze względu na charakterystyczny kształt przednich reflektorów. Z zakupu nie był jednak zadowolony. - Ten model zaprzeczył wszystkiemu, na co mercedes pracował przez tyle lat - opowiada pan Bogumił. - Pomijam już awaryjność silników. Największym problemem była karoseria, która bardzo mocno gniła. Trzeba było wymieniać wiele elementów. Coś takiego nie przystoi przedstawicielowi solidnej, niemieckiej motoryzacji...

Mechanicy samochodowi przyznają, że nowsze modele nie tylko są bardziej awaryjne, ale coraz trudniej jest je naprawiać we własnym zakresie.

- Kiedyś do naprawy małego fiata wystarczył śrubokręt i kilka kluczy. Teraz nierzadko nawet specjalistyczny sprzęt nie pomaga, trzeba jechać do autoryzowanego serwisu i słono płacić za naprawę nawet drobnej usterki - mówi Mikołaj Brzozowski, jeden z mechaników. I podaje przykład popularnego wśród kobiet samochodu Volkswagen New Beetle. - Elementy drzwi są zanitowane, wskutek czego samemu trudno jest wymienić nawet głośnik z radia samochodowego - opowiada mechanik. - Generalnie chodziło o to, żebyśmy sami grzebali jak najmniej w samochodach, a jak najczęściej jeździli do autoryzowanych serwisów, które słono kosztują. Bo dziś zarabia się nie tylko na sprzedaży aut, ale także ich naprawach.

Z drogimi narzędziami jest trochę inaczej

Bywa jednak, że producenci bardzo dbają o to, by nie popsuć swojej marki, na którą pracowali przez lata. Producenci elektronarzędzi rozdzielają swoje urządzenia na różne linie. Na przykład Bosch produkuje niebieskie narzędzia dla profesjonalistów, zielone do użytku domowego, a pod marką Skil oferuje urządzenia dla początkujących. Testy wiertarek potwierdzają, że osobie, która musi wywiercić tylko parę dziur w ścianie w ciągu roku, wystarczy tani sprzęt Skil. Jeśli zaś wiertarki trzeba używać niemal codziennie, nie obędzie się bez modelu oznaczonego kolorem niebieskim, który jednak do tanich nie należy.

Problem coraz słabszej jakości oferowanych produktów dotyczy nie tylko Polski, ale całej Europy. W zeszłym roku komisja ds. środowiska francuskiego Zgromadzenia Narodowego przyjęła projekt ustawy, która zakłada karanie za ograniczanie żywotności urządzeń elektronicznych. Producent, któremu zostaną udowodnione takie praktyki, może zapłacić 300 tys. euro grzywny, a nawet zostać skazany na dwa lata więzienia. Gdyby ustawa weszła w życie, wszyscy producenci byliby zobowiązani do udzielenia obowiązkowej pięcioletniej gwarancji na terenie Francji. Dodatkowo koncerny miałyby obowiązek zapewnienia dostępu do części zamiennych przez… okres dziesięciu lat.

Również Szwajcarzy zajęli się problemem planowania awaryjności. Tamtejsza federacja konsumentów zbiera na razie zgłoszenia konsumentów w sprawie szybkiego psucia się sprzętu. Ma ich już kilkaset. A jak sprawa wygląda u nas? Niestety polskie instytucje w kwestii planowanej awaryjności produktów nie robią nic. - Polska zatrzymała się na etapie reklamacji butów, z którą przez 30 lat nie możemy sobie poradzić - stwierdza Piotr Koluch, redaktor naczelny "Pro-Testu".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska