Gacek i Kurek: - Kurczę, zrobiliśmy coś wielkiego!

Redakcja
Piotr Gacek, pseudonim "Gato" i Bartosz Kurek, pseudonim "Kuraś" od najmłodszych lat zdzierali gardła, dopingując siatkarzy nyskiej Stali. Marzyli, żeby kiedyś grać tak, jak ich idole. Spełniło się, dziś Piotr i Bartek są bohaterami milionów Polaków.
Gacek i Kurek: - Kurczę, zrobiliśmy coś wielkiego!

Piotr urodził się we wrześniu 1978 roku. Od najmłodszych lat pasjonowała go siatkówka. Kiedy chodził do podstawówki, sportową wizytówką miasta stawała się drużyna Stali. W latach 90. odnosiła największe sukcesy (4 medale MP, Puchar Polski).

- Już jako mały chłopak chodziłem na mecze z namalowanymi na policzkach barwami nyskiej Stali - wspomina Gacek. A kibiców ówczesna Stal miała słynnych na całą Polskę. W nyskim kotle, jak mawiano z racji niewielkich gabarytów hali, panującego w niej gorąca i ogromnego hałasu, przegrywały najlepsze drużyny. Kotłem dyrygowali kibice zajmujący miejsca na scenie.

- Tam też bywałem - przyznaje nasz reprezentacyjny libero. - Czasami działy się tam dantejskie sceny. Byłem na paru meczach, gdzie lała się krew. W starciach nie brałem udziału, bo z natury jestem spokojnym człowiekiem.
Bartosz przyszedł na świat w sierpniu 1988 roku. Niektórzy żartują, że urodził się z piłką. W jego wypadku powiedzenie, że był skazany na siatkówkę nie jest przesadzone. Współautorem sukcesów Stali był Adam Kurek, ojciec Bartka. A młody od najmłodszych lat przebywał na sali przy ul. Głuchołaskiej.

- Przeszedłem wszystkie szczeble w hierarchii: od mopersa, podawacza piłek przez kadetów, juniorów aż do zawodowej Stali - opowiada Bartek. - Na mecze zabierała mnie mama, a ja nie wiedziałem, co ci panowie robią. Ale wszystko wokół mi się podobało i chyba tak została mi zaszczepiona miłość do siatkówki. Jak miałem parę lat, to już sam siedziałem za ławką rezerwowych. Wszyscy znali małego Bartka, który się kręcił wśród zawodników. Potem już świadomie dopingowałem Stal i tak jest do dziś. Kiedy tylko mogę, to pojawiam się na meczach i mam nadzieję, że jeszcze będę miał okazję zagrać w Nysie.

Uczniowie przerośli mistrzów
Dla młodzieży z Nysy wzorcami byli siatkarze. Gacek uwielbiał grę Krzysztofa Wójcika. Wtedy nawet nie przypuszczał, że w sportowej karierze pójdzie dokładnie jego śladami.

- Podziwiałem Wójcika za to, że będąc niewysokim zawodnikiem, potrafił ośmieszać blok - opowiada nasz mistrz Europy. - Był dynamiczny i zadziorny. Grał na przyjęciu, a później był bardzo dobrym libero. Zawsze był moim idolem i dążyłem do tego, by grać tak jak on.

Pozycja libero jest w siatkówce stosunkowo nowa. Dzięki niej wielu zawodników nie dysponujących znakomitymi warunkami fizycznymi mogło grać na najwyższym poziomie. Tak było z Wójcikiem, który z racji wieku i przebytych kontuzji "przekwalifikował" się na libero i przez lata należał do najlepszych specjalistów w Polsce. Libero odpowiada za przyjęcie zagrywki, obronę w polu. Niestety, nie może atakować. A Piotr Gacek atakować uwielbiał. Karierę zaczynał jako przyjmujący i był dumny z każdego kolejnego punktu. Chciał się rozwijać. Dlatego z Mechanika Nysa przeniósł się do opolskiego AZS-u, który miał I-ligowe aspiracje. Trener opolan Paweł Czerepok widział go w drużynie, ale..
- Z pozycji przyjmującego trener Czerepok przestawił mnie na libero - opowiada zawodnik. - Nie byłem zachwycony tym pomysłem. Miałem do trenera pretensje i nie odzywałem się do niego kilka dni, bo zabrał mi możliwość zdobywania punktów. Jednak z dnia na dzień rozumiałem, że to jest moje miejsce na boisku i w tym potrafię się odnaleźć. Do dzisiaj jestem wdzięczny trenerowi Pawłowi za to, co zrobił. Tak naprawdę pomógł mi osiągnąć to, co zdobyłem.

Kurek junior też poszedł śladami swego idola - Kurka seniora. Co więcej, już w wieku 16 lat zadebiutował w ekstraklasie mężczyzn, grając w jednej drużynie z ojcem.

- Bardzo mocno się tym stresowałem - wspomina pan Adam. - Chyba czasami zapominałem o swojej grze, tylko koncentrowałem się na tym, co zrobi Bartek. To przecież była seria A.

Adam Kurek z dumą śledzi rozwój syna. Przyznaje, że pod względem sukcesów uczeń przerósł mistrza, ale ma jeszcze nad czym pracować.

- Olbrzymi przeskok Bartek zrobił w wieku 15 lat, kiedy trener Ryś zabrał go z nami, seniorami, na obóz przygotowawczy przed sezonem - wspomina Kurek senior. - Był wysoki, ale bardzo wątły, podczas ciężkich ćwiczeń nie dawał sobie rady. Jednak sześć miesięcy później świętej pamięci trener Salwin nie bał się wziąć go do pierwszego zespołu i wpuszczać na boisko. Oczywiście grał nierówno, jedną fantastyczną akcję przeplatał zepsutą piłką, ale wtedy zobaczyłem jego wielki potencjał. W każdym elemencie ma jeszcze rezerwy, ale na razie jego wielką zaletą jest to, że szybko podnosi swoje umiejętności. Ze względu na świetne warunki fizyczne naturalnie jest dobry w ataku. Natomiast dość szybko nauczył się dobrze przyjmować, a to w siatkówce najtrudniejszy element.

Dopisało im szczęście
Bartek szybko się usamodzielnił. Po spadku AZS-u Nysa z ekstraklasy wybrał ofertę ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Miał 17 lat. Jednak już wcześniej w rodzinnym domu zaczął bywać gościem, bo jako reprezentant Polski kadetów i juniorów często wyjeżdżał na zgrupowania i turnieje.

- To prawda, jednak mam to szczęście, że mimo wielu wyrzeczeń dzieciństwa mi nie brakowało - mówi Kurek. - Rodzice bardzo się cieszą, że moja kariera dobrze się rozwija, ale w domu nigdy nie było presji, że muszę zostać siatkarzem. W pewnym momencie pomyślałem, że fajnie byłoby robić to, co tato. On był szczęśliwy za czasów kariery zawodniczej i nadal takim jest. Polubiłem rywalizację i współdziałanie w grupie. Ciągnęło mnie do hali, bo tam się najlepiej czułem. Kolegów z piaskownicy też miałem i na podwórku spędzałem czas. Miałem kompletne dzieciństwo. Kiedy w seniorach spadliśmy do niższej klasy rozgrywkowej, chciałem się rozwijać i kontynuować karierę. Dlatego przeniosłem się do Kędzierzyna-Koźla.

- W Kędzierzynie Bartek ruszył z kopyta - uważa ojciec mistrza Europy. - Dla jego rozwoju to był świetny krok.
- Na razie mam to szczęście, że w odpowiednim momencie podejmuję dobre decyzje i na swej drodze spotykam wartościowych ludzi - mówi Kurek. - Takich spotkałem w Kędzierzynie-Koźlu i trzy lata tam spędzone były ważnym okresem w moim życiu i karierze. Prezes klubu Kazimierz Pietrzyk, trenerzy Wojciech Drzyzga i Andrzej Kubacki mieli wielki wpływ na mój rozwój. Bez przygody w tym klubie dziś nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem. Tam też skończyłem szkołę i zrobiłem maturę. Na razie mam przerwę w dalszej edukacji. Przyznam, że byłem zapisany na wielu uczelniach, ale niewiele lat na nich zaliczyłem. Podziwiam chłopaków, którzy potrafią pogodzić sport na wysokim poziomie ze studiami. Inna sprawa, że w Bełchatowie, gdzie teraz gram, nie ma wyższej uczelni, na jakiej chciałbym się uczyć.

Gacek też "wylądował" w Bełchatowie. Trudno się dziwić, wszak Skra to w Polsce taki siatkarski Real Madryt, do którego trafiają najlepsi. Mieszka jednak w Częstochowie, gdzie grał przez cztery lata. W mieście pod Jasną Górą poznał swoją drugą żonę - Karolinę, którą poślubił w 2008 roku.

Bartek wybranki serca jeszcze nie ma.
- Jestem kawalerem do wzięcia - śmieje się mistrz Europy.
A w sercu mają Nysę

- Zawsze do tego miasta będę miał sentyment, nawet jeśli się stąd wyprowadzą moi rodzice, to z ogromną radością będę tu przyjeżdżał - zapewnia Kurek. - Muszę się przyznać, że za każdym razem, nawet po krótkiej nieobecności, kiedy wjeżdżam do Nysy, to mam uśmiech na ustach.

- Jestem zameldowany w Częstochowie i teraz to jest moje miasto, ale serce zawsze mi mocniej bije, kiedy słyszę słowo Nysa - mówi Gacek. - Z Nysy pochodzę i moje korzenie tam zostaną. Z rodzinnego domu wyprowadziłem się dawno, bo od czasu studiów w Opolu, ale zawsze czuję się nysaninem.
W przypadku Piotrka stało się już rytuałem, że podczas pobytu w Nysie odwiedza - poza rodzinnym domem - dwa miejsca.

- Pierwszego nie zdradzę, bo wiąże się z nim pewna osobista tajemnica - tłumaczy. - A drugie to restauracja "Lucia". Pan Radek, szef lokalu, był moim sponsorem i pomógł mi wystartować, kiedy zaczynałem grać w siatkówkę plażową. To też miało wpływ na moją dalszą karierę.
Bartek Kurek poleca nyski Rynek, bo jak tłumaczy, jest piękny i grzechem by było nie odwiedzić tego miejsca. Swoich magicznych miejsc nie ma, po przyjeździe do domu odpoczywa, spotykając się z rodziną i znajomymi. Jada również w domu, bo "kuchnia mamy jest wyśmienita".

- Po tureckim kebabie marzyłem o polskim jedzeniu - dodaje Bartek. - Nie musiałem niczego specjalnego zamawiać, bo wszystko, co mama ugotuje, jest pyszne i zdałem się na jej inwencję. Nie zdradzę, co mi przygotowała, ale jak zwykle się nie zawiodłem.

Nawet nie marzyli o takim sukcesie
W niedzielę pod wodzą Daniela Castellaniego polscy siatkarze po raz pierwszy w historii wywalczyli mistrzostwo Europy. W podstawowym składzie zagrali Bartosz Kurek i Piotr Gacek. To ich największy sukces w karierze. Po zwycięstwie, podobnie jak cała polska kadra, nie mieli zbyt wiele czasu na odpoczynek.
- Pierwsza doba po przylocie była szalona: byliśmy rzucani po konferencjach prasowych, spotkaniach, był przejazd przez miasto, powitanie kibiców, wizyta u premiera - opowiada Bartosz Kurek. - To nas trochę męczyło, ale też miało swój urok i zapamiętam ten dzień, jako jeden z lepszych w życiu. W tygodniu też miałem wiele spotkań. Jednak jesteśmy profesjonalnymi sportowcami i nie możemy się obyć bez takich uroczystości, bo to tworzy nasz wizerunek. Postanowiłem, że do piątku jestem siatkarzem, ale w weekend już tylko Bartkiem Kurkiem prywatnie: czyli relaks, rodzina, znajomi.

- Pierwszy raz od finału wyspałem się w środę - mówi Piotr Gacek. - Po meczu mieliśmy fetę, potem wspaniałe powitanie przez kibiców, spotkania, konferencje, wywiady. Chyba dopiero w środę rano dotarło do mnie, co się stało. Przy śniadaniu pomyślałem sobie: "Kurczę, faktycznie odwaliliśmy kawał dobrej roboty. Zrobiliśmy coś ogromnego, co na długi czas zostanie w pamięci wielu Polaków". I przypomniałem sobie czasy, kiedy byłem kibicem nyskiej Stali. Marzyłem wówczas, by zagrać na parkiecie i zdobyć jakikolwiek medal. I w moim wypadku marzenia się spełniają, choć mistrzostwa Europy nie było w moich najśmielszych snach.

Opolski rodowód ma także inny zawodnik złotej drużyny - Jakub Jarosz. W jego metryce, w rubryce miejsce urodzenia wpisana jest... Nysa. Urodził się w 1987 roku. W tym czasie jego ojciec, trzykrotny wicemistrz Europy Maciej Jarosz, grał w Stali. Jednak nie wychowywał się w naszym regionie, bo jego rodzice zakorzenili się we Wrocławiu. W tamtejszej Gwardii zaczynał też sportową karierę. To nie znaczy, że Kuba nie ma związków z Opolszczyzną. Po ukończeniu Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Spale w 2006 roku wybrał grę w ówczesnym Mostostalu Azoty Kędzierzyn-Koźle. Po rocznym pobycie w Skrze Bełchatów od nowego sezonu znów będzie zawodnikiem ZAKSY Kędzierzyn.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska