Gdzie ten wilk, co szczerzy kły?

Zbigniew Górniak

W potocznym mniemaniu całej polskiej biedzie i beznadziei winny jest kapitalizm i jego dziecię pierworodne - wolny rynek. Opinia taka jest w Polsce równie popularna jak bezrobocie, bigos, Jacek Kuroń i wódka Bols. Czapkuje takiemu myśleniu spora rzesza kołtunów - tych zwyczajnych oraz intelektualnych, co oznacza ludzi wykształconych, ale niekoniecznie myślących. Kołtun, niezależnie czy pędzi swój owadzi żywot w popegeerowskim blokowisku Pomorza Zachodniego czy w luksusowym, naszpikowanym elektroniką i ochroniarzami, zespole apartamentów pod Warszawą, wie od lat swoje. W Polsce mamy według niego wilczy kapitalizm, który sprawia, że dzieci i emeryci stołują się na śmietnikach, bezdomni zamarzają w locie, a kultura leży i kwiczy.
Rzecz jasna bardziej szkodliwą odmianą kołtuna jest kołtun intelektualny, bo ma do swojej dyspozycji łamy gazety, ekran telewizora albo komputera, sejmową mównicę lub - co najgorsze - urzędowy przepis. Twórcze połączenie wszystkich tych możliwości może stanowić działalność Aleksandra Małachowskiego, który i jako parlamentarzysta, i jako publicysta, i jako bohater rzewnych programów w telewizji, prowadził tak zajadłą propagandę antykapitalistyczną, że plastikowy Lenin w moskiewskim mauzoleum powinien na chwilę ożyć, aby wręczyć mu swą WIELKĄ NAGRODĘ WALKI KLAS. Zapewniam, Małachowski, mimo wieku i powagi, jaką mu się przypisuje, pobieżałby po tę nagrodę w podskokach.
W starych dobrych czasach wolnego rynku, które na początku lat 90. błysnęły na polskim nieboskłonie niczym meteoryt, który szybciutko spalił się w gęstych obłokach socjalistycznej biurokracji, także tej o prawicowym rzekomo rodowodzie, no więc w tamtym malowniczym, pionierskim i zbyt krótkim okresie funkcjonowało w mediach powiedzenie "Brać swoje sprawy w swoje ręce". Powiedzonko zgrabne, treściwe i słuszne ideowo, co z tego, że zbyt szybko zarzucone i to przez samych jego twórców. Oni to bowiem, a była to pierwsze ekipa rządząca niepodległą, "pojaruzelską" Polską, dość szybko uznali, że jednak dla polskiego obywatela, konsumenta, biznesmena, lepiej będzie, gdy jego sprawy spoczną w ręku urzędnika. No i się zaczęło: mnożenie koncesji, wypiętrzanie biurokracji, rozdymanie podatków, tworzenie barier urzędowych, finansowych i psychologicznych. Im nowszy rząd, tym więcej przepisów gospodarczych. Im dalej w wolną Polskę, tym mniej wolnego rynku. I cały ten latynoamerykański system socjalizmu dla kolesi i kapitalizmu dla poddanych, cała ta ustrojowa hybryda, nazywana była dalej wolnym rynkiem, do boju z którym stawało coraz więcej rycerzy sprawiedliwości - tfu, tfu - społecznej. Za kapitalizmem opowiadało się w tym kraju jedynie maleńkie Centrum im. Adama Smitha, no i niezmordowany Korwin-Mikke. Poza tym nowego ustroju nie miał kto bronić, bo nawet najbogatsza i najbardziej wpływowa gazeta kraju uznała, że największe zagrożenie nie płynie z tego, że czerwoni zawłaszczyli i zmonopolizowali gospodarkę, lecz z tego, że jakiś proboszcz na zadupiu bąknie czasami w kazaniu coś złego o Żydach.
A skąd te moje gorzkie żale? Owszem, mało odkrywcze one, ale znów aktualne. Oto nastały czasy, kiedy biznes prywatny nie tylko nie może działać, ale nawet zarejestrować się. Sejm jeszcze za Buzka (ukłony dla pobożnej bolszewi gospodarczej) uchwalił, że biznes nie będzie rejestrowany w urzędach, ale w sądach. Rezultat dziś taki, że nie rejestrują ani urzędy, ani sądy. Co ma robić kandydat na polskiego biznesmena? Czekać na stosowne przepisy - radzą urzędnicy w opolskim referacie działalności gospodarczej. Ot i cały polski wolny rynek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska