GOPR nie zawsze pomoże w Górach Opawskich

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Połamanego polskiego turystę zwieziono do miasteczka Zlate Hory w specjalnym „wózku austriackim” do przewożenia rannych.
Połamanego polskiego turystę zwieziono do miasteczka Zlate Hory w specjalnym „wózku austriackim” do przewożenia rannych. Fot. Horska Służba
Polski turysta złamał nogę w Górach Opawskich, po czeskiej stronie granicy. Ratowali go Czesi. Za transport wózkiem ze szczytu do samochodu żony musi zapłacić Horskiej Służbie 170 euro.

Był czwartkowy wieczór, dochodziła 20.00, gdy ranny turysta zadzwonił na telefon alarmowy Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratowniczego w Wałbrzychu, gdzie znajduje się centrala grupy wałbrzysko - kłodzkiej.

- Mężczyzna spadł lub skoczył ze skały, a upadając złamał nogę - opowiada Mariusz Rzepecki, naczelnik grupy GOPR w Wałbrzychu. - Do wypadku doszło w rejonie Przecznego Wierchu (Góry Opawskie, zwane po czeskiej stronie Zlatohorską Vrchoviną - przyp. red.), czyli kilka kilometrów od granicy już po stronie czeskiej. Nie możemy prowadzić akcji ratunkowych za granicą. Zresztą zapadał zmrok, liczyła się każda minuta, a nasi ratownicy musieliby jechać w ten rejon około 2 godzin. Zawiadomiliśmy więc Horską Służbę w Jeseniku, która miała do miejsca wypadku ok. 40 minut.

Jirzi Hejtmanek z Horskiej Służby relacjonuje, że na akcję poszukiwawczą wyruszyło trzech ratowników ze sprzętem. Polak nie miał ze sobą telefonu z lokalizatorem GPS, co trochę utrudniło poszukiwania, ale Czesi szybko go zlokalizowali. Jak się okazało, mężczyzna mimo późnej pory wybrał się na forsowny trening w góry, bo uprawia triatlon. Gdy chciał skoczyć, noga uwięzła mu w szczelinie skalnej. Ratownicy zabezpieczyli złamaną kończynę i specjalnym wózkiem zwieźli poszkodowanego do Zlatych Hor, gdzie czekała już na niego żona i zawiozła autem do polskiego szpitala.

Akcje ratunkowe GOPR w górach po polskiej stronie granicy są prowadzone nieodpłatnie. W Czechach za udzielenie pomocy i transport poszkodowani muszą płacić. Jeśli wykupili dodatkowe ubezpieczenie, koszty akcji pokrywa ubezpieczyciel. Połamany Polak za transport do 3 kilometrów przez trzech ratowników zapłaci 170 euro (jeśli w akcji uczestniczy więcej ludzi koszty rosną do 345 euro).

Leżące na Opolszczyźnie Góry Opawskie nie mają swojej stacji ratunkowej GOPR. Najbliższa jest w Międzygórzu pod Śnieżnikiem Kłodzkim, skąd samochodem jedzie się do Głuchołaz czy Jarnołtówka ok. 2 godzin. Dawniej pomocy w terenie udzielała Straż Graniczna, dysponująca samochodami i quadami. Teraz akcje ratownicze i poszukiwawcze po polskiej stronie może prowadzić straż pożarna.

Fakty

We wrześniu 2015 roku turystka wybrała się z mężem na szczyt Kopy Biskupiej. Wracając poślizgnęła się na kamieniach i skręciła nogę. Zadzwoniła na telefon alarmowy GOPR i na poszukiwania wyruszyła grupa ratowników z Międzygórza. Po trzech godzinach z pomocą miejscowego leśniczego ratownicy odnaleźli poszkodowaną i zwieźli do Pokrzywnej, gdzie przejęła ją załoga karetki pogotowia.

W lutym 2013 roku grupa młodych turystów z Poznania wybrała się na Kopę na wycieczkę połączoną z noclegiem pod gołym niebem w ekstremalnie trudnych warunkach zimowych. Kiedy rozbijali obóz, na jednego z turystów spadł z drzewa konar, raniąc go w głowę. Do rannego wezwano GOPR, ale zanim ratownicy pokonali 110 kilometrów z Międzygórza, koledzy sami sprowadzili poszkodowanego do szosy i przekazali zespołowi ratownictwa medycznego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska