Gotowanie to nie filozofowanie

Ewa Kosowska-Korniak
Początki były trudne. Zamiast leniwych pierogów, wyszły serowe gnioty. Obiad powędrował do kosza na śmieci.

Dziś Kasia Marulewska śmieje się na wspomnienie tamtych pierwszych nieporadnych prób kulinarnych. - Robiłam wszystko według przepisu, ale widocznie dałam dużo za dużo mąki - mówi. Teraz Kasia raczy swoją rodzinę smacznymi domowymi obiadkami - najlepiej wychodzi jej czerwony barszcz, pieczeń z karczku i młoda kapusta duszona w śmietanie. Piecze pyszne ciasta (m.in. świetne biszkopty) i marzy o pracy w zdobywanym podczas intensywnej nauki zawodzie kucharza-cukiernika.
- Ten zawód ma przyszłość. Powstaje tyle nowych restauracji i cukierni, wszędzie potrzebni są pracownicy wykwalifikowani. A my, podczas dwumiesięcznego kursu, dajemy im te kwalifikacje - podkreśla Irena Halota, przewodnicząca Zarządu Wojewódzkiego Ligi Kobiet Polskich w Opolu. - Od września zaczynamy następny kurs. Nie wiem, jak udałoby nam się to wszystko zrobić, gdyby nie życzliwość naszych sponsorów. Właśnie dostaliśmy za darmo płyny do mycia naczyń, których starczy co najmniej na miesiąc.
Kurs zaczął się w połowie maja, potrwa do 10 lipca. Czternastu kursantów, najczęściej skierowanych na naukę przez urząd pracy, uczy się nowego fachu. Niektórym zależy jedynie na zdobyciu papierka, który "a nuż się kiedyś przyda". Inni chcą zdobyć zawód, który daje realną szansę na znalezienie zatrudnienia, co więcej - pozwala otworzyć własny zakład gastronomiczny.
Młodzi ludzie popołudniami uczą się w liceum zaocznym dla dorosłych. Przed południem gotują specjały z kolejnych rozdziałów książki kucharskiej lub pieką ciasta - od najprostszych drożdżowych bułeczek po skomplikowany tort bananowy. Potem nakrywają do stołu, układają swoje dzieła na półmiskach i przystępują do konsumpcji. Choć potrawy są pyszne, bywa, że ich zjadanie jest dla nich przykrym obowiązkiem.
- Po skosztowaniu dwóch potraw na ogół mają już dosyć, a należy spróbować każdego z przyrządzonych dań, bo kosztowanie i poznawanie smaków to też cenna nauka - dodaje Irena Halota, która prowadzi kurs żywieniowy.
Gotowanie jest jej wielką pasją od przedszkola - wtedy wymyśliła pierwszą potrawę, którą pod dyktando małego berbecia przyrządziła mama. - To było coś w rodzaju dzisiejszego leczo, tylko niepotrzebnie kazałam mamie dodać buraczków, one trochę popsuły smak - wspomina pasjonatka gotowania, dodając, że obok prowadzenia samochodu jest ono jej ulubioną formą relaksu.
Pasją, którą z powodzeniem zaraża kursantów.

Zdobycie wymarzonego wykształcenia nie oznacza na ogół, że człowiek będzie mógł żyć z tego, czego się nauczył. Ania Chwist zrobiła dyplom ze specjalności teatralnej w studium animatorów kultury. Czuje się człowiekiem sztuki i chce pracować w swoim zawodzie. Ale pracy dla niej nie ma. Poszła więc na kompromis.
- Gotowanie też jest sztuką. Ja od dawna eksperymentuję w kuchni i... jeszcze nikogo nie otrułam - żartuje Ania Chwist. - Uwielbiam to robić. Dlatego postanowiłam zdobyć nowy zawód i poznać tradycyjną kuchnię.
Kucharzenie Ani rozpoczęło się od zakupu całej gamy mniej lub bardziej dziwnych przypraw, które dodaje do wszystkich dań, według własnego uznania. Nie kieruje się radami specjalistów, lecz własnym smakiem. Dlatego do niemal każdej potrawy oddaje ociupinę cynamonu. Rodzinie to smakuje.
Ania nie bardzo widzi się w roli pomocnika szefa kuchni. Nie wyobraża sobie siebie gotującej na ilość. Ona stawia na jakość. Widziałaby się raczej w kuchni artystycznej.
- Uwielbiam gotowanego kurczaka. Ale jakby on wyglądał na talerzu bez dekoracji? Bardzo nieciekawie. Ozdabiam go więc warzywami, owocami, sałatkami czy kolorowymi sosami. Talerz musi być małym dziełem sztuki - podkreśla.

Sztuki gotowania nie można nauczyć się z telewizji. Przyszli kucharze nie cenią zbyt wysoko programów prowadzonych przez mistrzów patelni: Macieja Kuronia czy Roberta Makłowicza. Cóż z tego, że proponowane przez nich potrawy są ciekawe, a sposób ich prezentacji zabawny, skoro... gotują brudno.
- Oblizują łyżki, którymi mieszają potrawę, kolejne składniki wrzucają do garnków rękami, a nie łyżkami, po prostu gotują nieestetycznie - mówi Irek, z zawodu piekarz, który zainteresowania kulinarne odziedziczył po babciu, mistrzu gastronomii. - A poza tym oni za bardzo filozofują, a gotowanie nie na tym polega.
Wszyscy są zszokowani na wspomnienie programu, w którym Makłowicz wycisnął cytrynę i wyrzucił ją na trawę, a potem podniósł z ziemi i dalej wyciskał do miski z sałatką.
- Czy klient zamówiłby w restauracji danie, wiedząc, że kucharz wylizywał z garnka? Nie. Dlatego my gotujemy w białych fartuchach, czysto i estetycznie - podkreśla Irena Halota.

Choć wszyscy kursanci uczą się gotowania praktycznie od zera, wszyscy mają za sobą mniej lub bardziej udaną praktykę w kucharzeniu na własny użytek.
Kasia Marulewska, mama trzyletniego Wojtusia, i jej szwagierka Ola Mazurkiewicz (trzyletni Damian, niespełna pięcioletnia Pamela) mimo młodego wieku, radzą sobie w kuchni całkiem nieźle, bo zmusiło je do tego życie. Trzeba gotować obiady dla rodziny.
- Wiadomo, że w domu gotuje się rzeczy proste, raczej typowe. Na kursie poznajemy dania wykwintniejsze, które później przyrządzamy w domu i częstujemy nimi najbliższych - mówi Ola.
- Na pewno kiedyś spróbuję upiec tort bananowy. To trudne ciasto, trzeba je ćwiczyć kilka razy, ale ciasta wychodzą mi dobrze - podkreśla Kasia.
Jednym z jej ulubionych, a prostych w wykonaniu, ciast jest cytrynowe. Bardzo chętnie zatrudniłaby się w jakiejś cukierni. Ma nadzieję, że po skończonym kursie jej się to uda. Pieczenie ciast jest przyjemniejsze niż gotowanie na masową skalę.
- Uważam tak, gdyż pracowałam kiedyś w smażalni ryb i wspominam te czasy koszmarnie - wyjaśnia.

Tylko pani Lucyna uczy się nie po to, by znaleźć pracę, od dwóch lat pracuje bowiem w znanej opolskiej restauracji. Robi kurs, za który płaci pracodawca, bo potrzebne jej są kwalifikacje. Nie kończyła szkoły gastronomicznej, lecz liceum medyczne, z zawodu jest opiekunką dziecięcą.
- Bardzo chciałabym pracować nadal w swoim zawodzie, który wykonywałam przez tyle lat i który naprawdę lubię. Ale mój żłobek zlikwidowano, wiele innych także, praca się skończyła. Gdybym nie zaczepiła się w tej restauracji, byłabym pewnie bezrobotna.
Pani Lucyna sprzedała kursantom kilka własnych ciekawych przepisów. Według jej receptury ugotowali m.in. zupę-krem ze świeżego ogórka i prosty, a bardzo smaczny sos sycylijski do ryby.
- Ale to naprawdę nie jest tak, że wszystko potrafię. Na kursie nauczyłam się wielu ciekawych i skomplikowanych potraw, miedzy innymi galantyny z kury - mówi.
Galantyna to rolada z kury bez kości. Mięso z kury musi być w jednym kawałku, układa się na nim dwie warstwy farszu: z mięsa wieprzowego i pieczarkowy, zawija, piecze w folii około półtorej godziny. Galantynę podaje się pokrojoną, na ciepło, lub zalaną w galarecie.
- To trudne, ale wykwintne danie - podkreśla pani Lucyna.
Iwona Szymanel uczy się w liceum zaocznym. Na kurs żywieniowy zdecydowała się, gdyż wie, że w tym zawodzie łatwo dostać pracę.
- Chciałabym otworzyć własny zakład i pracować na własny rachunek. Niestety, na to trzeba dużo kasy, a ja jej nie mam. Ale cóż, marzenia nic nie kosztują - mówi młoda dziewczyna.
Choć Iwona, jak sama mówi, gotuje sporadycznie, zaskoczyła wszystkich znajomością kuchni chińskiej. Nauczyła wszystkich, jak przyrządzić jej ulubiona potrawę, piersi z kurczaka w sosie słodko-kwaśnym.
Z kolei Diana Rostalska przyszła na kurs żywieniowy, mimo iż ma skończoną zawodową szkołę gastronomiczną. - Chcę pogłębić wiedzę wyniesioną ze szkoły. Gotowanie jest tak interesujące, że można się uczyć bez końca i zawsze człowiek pozna coś nowego - mówi Diana.
Irek z kolei zawsze lubił gotować i pomagał w kuchni swojej babci, mistrzowi gastronomii. Chciał nawet zapisać się na trzymiesięczny kurs kucharski w Izbie Rzemieślniczej, ale musiałby zapłacić za naukę 600 złotych, plus 200 złotych za egzamin. A pieniędzy nie miał, był bezrobotny.
- Babcia jak się dowiedziała, że rozpoczynam kurs żywieniowy, ogromnie się ucieszyła i powiedziała, że przekaże mi swój gruby, wysłużony zeszyt technologiczny. Wydaje mi się, że będę dobrym kucharzem. W końcu od dawna uważa się, że najlepszymi kucharzami są mężczyźni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska