Hubert Wohlan: - Angela Merkel jest jak budyń

fot. EPA/Carsten Rehder
fot. EPA/Carsten Rehder
- Przeciwnicy pani kanclerz mówią, że jej nie da się złapać za nogi i przygwoździć żadnym tematem. Bo jest jak budyń, którego gwoździem się do ściany nie przybije- mówi Hubert Wohlan, był szef sekcji polskiej Radia Deutsche Welle.

- W niedzielę Niemcy wybiorą posłów do Bundestagu. Jak wyglądają ostatnie dni kampanii wyborczej nad Renem?
- W powszechnej opinii kampania jest nudna. Mało jest w niej wystąpień polemicznych. Wszystko dlatego, że w Niemczech rządziła od roku 2005 wielka koalicja CDU/CSU-SPD. Nie sposób atakować politycznych przeciwników, a jednocześnie pokazywać, co się wspólnie przez cztery lata zrobiło. A zrobiono niemało. Gdyby nie kryzys finansowy, którego źródła nie leżą przecież w Niemczech, porządnie naprawiono by budżet kraju. Ostatnio wydano sporo pieniędzy na pobudzenie koniunktury i efekt tych reform jest mniej widoczny, ale wszystko było na dobrej drodze.

- Jaki wpływ na kampanię wyborczą ma kryzys?
- Decydujący. Jest to główny temat, zwłaszcza w wystąpieniach kanclerz Angeli Merkel. Ona jak nakręcona mówi wciąż o skutkach kryzysu i o tym, co trzeba będzie zrobić, jak się kryzys skończy. I to jest jedyna drobna różnica w programach CDU i SPD. Kiedy powróci koniunktura, lewica chce wracający strumień podatków wydać raczej na wzrost zapomóg społecznych. Chadecy woleliby obniżyć podatki dla najlepiej zarabiających, by ich sprowokować do reinwestowania. Różnice ideologiczne są jednak niewielkie, a w cieniu kryzysu znalazły się problemy edukacji, naprawy finansów państwa itd. Zaś o polityce zagranicznej w ogóle w kampanii się milczy.

- Faworytem są chadecy. A jak wygląda kondycja lewicy?
- To jest chyba najbardziej zajmujący Niemców problem. Tym bardziej że lewica jest niejednorodna. Składają się na nią die Linken Lafontaine'a - komunizujący, radykalni i mocno uzwiązkowieni, a także socjaldemokraci z SPD. Ci ostatni mieli fatalne notowania, ale ostatnio ich sondaże mocno się poprawiły. Lewica jest rozbita z powodów ideologicznych, bo od czasów Schrödera SPD przesunęła się ku środkowi sceny politycznej, ale także z powodu animozji personalnych między przywódcami SPD i die Linken. Głównym hasłem socjaldemokracji w tej kampanii jest sprawiedliwość społeczna. Wszystko po to, by nożyce między zarobkami robotnika i menedżera nie rozchodziły się jeszcze bardziej. By 30-letni menedżer splajtowanego banku nie dostawał odprawy rzędu miliona euro, bo to są rzeczy niezdrowe. Lewica Lafontaine'a taki bank najchętniej by upaństwowiła. Ja temu rozłamowi nie daję więcej niż 4-5 lat. Nowi liderzy partii lewicowych poszukają drogi do zjednoczenia.

- Dlaczego, przy wszystkich wysiłkach lewicy, faworytem wyborów pozostaje CDU i Angela Merkel?
- Przeciwnicy pani kanclerz mówią, że jej nie da się złapać za nogi i przygwoździć żadnym tematem. Bo jest jak budyń, którego gwoździem się do ściany nie przybije. Ucieka od polemiki. Nie sposób jej zaatakować, bo zarzuty po niej spływają. Na każdy odpowiada, że rozwiążemy ten problem spokojną ręką, że panuje nad wszystkim. Jej plakaty wyborcze sugerują, jakoby wiedziała, którędy droga. Skutek jest taki, że zdominowała kompletnie także partię CDU. Jej dawni oponenci kompletnie ucichli. Jedynym lekarstwem na całe zło kryzysu zdaje się być ona. A dane statystyczne przemawiają na jej korzyść. W Niemczech gospodarka drgnęła, wzrósł o dwa procent eksport i media to eksponują.

- CDU jest partią bardzo zróżnicowaną. Merkel zyska poparcie wszystkich frakcji?
- Ma szanse. Jest wprawdzie protestantką rodem z byłej NRD i nie zawsze ma wyczucie wszystkich symboli, które w CDU są ważne. Pośrednio dała temu ostatnio wyraz Konferencja Episkopatu Niemiec, upominając się o obecność wartości chrześcijańskich w kampanii wyborczej. Biskupi nie oczekiwali ich raczej w programie SPD. Ale Angela Merkel robi postępy. Wie, że CDU ma w sobie silne skrzydło gospodarcze, ale także silne skrzydło katolickie. Jego symbolem był przez lata Konrad Adenauer. W ubiegłym tygodniu Merkel przyjechała do Nadrenii, poszła na grób Adenauera i głośno odmówiła pacierz, co było sygnałem wysłanym właśnie do katolickiego skrzydła partii. Jak powiedziałem, wewnątrzpartyjna opozycja w CDU praktycznie nie istnieje. Na dwa dni przed wyborami jest ona zatem murowanym faworytem do ponownego objęcia funkcji kanclerza Niemiec.

- Czy to wystarczy koalicji chadeków i FDP do zwycięstwa?
- Jeszcze trzy tygodnie temu wydawało się, że mają pewną wygraną. Sondaże dawały im 52 procent poparcia. W tej chwili bliżej jest do wielkiej koalicji, czyli do powtórki tego, co było przez minione cztery lata. A w powszechnej opinii wielka koalicja nie była taka zła. I to skutecznie blokuje dynamikę kampanii wyborczej. Zjednoczona lewica nie ma szans na wygraną. Ani arytmetycznie, ani ze względów ideowych. Teoretycznie mogłaby rządzić tzw. jamajka, czyli koalicja żółtych - FDP, zielonych - Die Grünen i czerwonych - SPD, ale na to nie zgadzają się zieloni. Więc "jamajka" też się nie uda.

- Wygrają wybory chadecy?
- Sondaże dają im 35-36 procent. SPD miała już taki moment w kampanii, że sondaże dawały jej ledwo 20 procent. Jak na partię masową był to wynik katastrofalny, najgorszy w historii tej partii. Ale ostatnio SPD się podnosi, dochodzi do 28-29 procent poparcia. Przyczynił się do tego Steinmeier, który z bezbarwnego dyplomaty przekształcił się w dobrego mówcę, który potrafi pozyskiwać serca wyborców.

- Co powtórka wielkiej koalicji oznacza dla stosunków polsko-niemieckich?
- Ostatnie cztery lata dla relacji Polska - Niemcy nie były złe. Steinmeier i Sikorski zrobili dobrą robotę. Warto podkreślić, że w pierwszym garniturze niemieckich polityków nie ma osób niezainteresowanych ich rozbudową. W Niemczech stało się rutyną, że w ważnych sprawach trzeba zadzwonić także do Warszawy, uzgodnić to z Polską. To się zakotwiczyło w umysłach takich polityków jak prezydent Kohler, jak przewodniczący Bundestagu Lammert, który z marszałkiem Sejmu Komorowskim utrzymuje tak bliskie relacje jak z żadnym z szefów parlamentów w całej Unii. To jest znakomita rzecz. Relacje polsko-niemieckie nie otrzymują wprawdzie wsparcia ze strony prezydenta RP i toczą się gdzieś ponad partią PiS, ale to powoduje po niemieckiej stronie raczej zwiększenie wrażliwości i to bardzo dobrze. Newralgiczne punkty w relacjach polsko-niemieckich są dziś załatwione. Nawet budowa muzeum upamiętniającego losy wypędzonych w Berlinie przestała drażnić. Fachowcy pilnie się przyglądają, jak to ma być pokazane, i są zgodni, że to nie jest wbrew doświadczeniom historycznym, że nie zaciera prawdy. Od strony gospodarczej też współpraca Polski i Niemiec przebiega bardzo dobrze. Nie ma powodów do niepokoju.

- W Görlitz i okolicznych miastach pokazały się plakaty "Brońmy się przed Polakami"...
- … i zostały kompletnie zlekceważone przez politykę centralną. Krytykowany jest burmistrz Görlitz, że powinien zareagować mocniej i szybciej te plakaty zdjąć, ale to wszystko. Polacy ze Szczecina i okolic chętnie zaludniają niemieckie pustostany i to polityków na szczeblu komunalnym cieszy. Bo budynki nie niszczeją, a ich mieszkańcy płacą podatki. Plakaty, o których mowa, powiesiła partia NPD, w dodatku wysoko na latarniach, by trudno było je zdjąć, więc zrobiło się o nich głośno, ale to kompletny margines niemieckiej polityki.

- Jaka będzie w niedzielę frekwencja wyborcza?
- Jak na niemieckie warunki niska. Będzie bardzo dobrze, jeśli do urn pójdzie 67 procent uprawnionych, ale nie można wykluczyć także 60. To jest uboczny skutek wielkiej koalicji. Skoro rządzić będzie i tak zarówno lewica, jak prawica, to po co się wysilać. W dodatku programy wyborcze głównych partii i ich ideologie są do siebie bardzo podobne. Obywatele Niemiec nie będą wybierać między czarnym i białym, a to dodatkowo demobilizuje. Wreszcie w Niemczech ze względu na strukturę federacyjną wybory odbywają się permanentnie. Wyborca jest "wołany" do urn praktycznie co roku. Jest więc tym zmęczony. Jeśli frekwencja będzie wysoka, zyskają partie masowe CDU, SPD i CSU w Bawarii. Niska frekwencja premiuje małe, zwarte partyjki, które lepiej mobilizują swoich wyborców, typu NPD, czy też powstałe w tej kampanii: partia spirytualna - Fioletowi, partia rencistów, a nawet partia kobiet rencistów. Ale nie spodziewam się, by któraś z nich przekroczyła próg pięcioprocentowy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska