Idzie Grześ przez wieś

Krzysztof Zyzik
Krzysztof Zyzik
- Jak mi synka zabiją, to pół biedy, gorzej - jak kaleką do domu wróci, kto go będzie żywił?! - martwi się matka młodocianego złodzieja.

Radny z Komprachcic: - Takiej plagi kradzieży nie było w naszej gminie od wojny. I wszystko przez jednego gnojka. Jak władze coś w końcu z tym złodziejem nie zrobią, to ludzie sami wezmą w ręce sprawiedliwość i zaczną się samosądy...
Grzegorz W., 16-letni złodziej z osady Sokolniki pod Dąbrową, od kilkunastu miesięcy nie daje spokojnie spać mieszkańcom gminy Komprachcie. Ten niepozorny, wychudzony młodzieniec ma już na koncie ponad 80 udowodnionych kradzieży - wiele innych śledztw jest w toku.
Krzysztof Sochacki, policjant: - Łapiemy tego nieletniego, ale zaraz potem go wypuszczamy. W poprawczakach brakuje miejsc...
Blady strach
Wawelno - bogata śląska wieś. Wystawne domy, wypieszczone obejścia. Ludzie drżą ze strachu o swoje majątki. Wawelno jest ulubionym miejscem złodziejskich wypadów Grzegorza W. Na ulicy Dąbrowskiej małolat opędzlował co drugi dom. Do niektórych włamywał się po dwa, trzy razy. Teraz ludzie montują kosztowne alarmy, kupują obronne psy. Na jednym z domów informacja: "obejście pod prądem, grozi śmiercią".
- Mam dwa rottweilery i lampę na fotokomórkę - mówi Arkadiusz Tylka. - Ale smarkacz i tak włamał mi się do auta. Fiknął przez ogrodzenie, zarzucił na lampę worek po węglu na grilla.
Krzysztof Przybyła, sąsiad pana Arka, przeżył w ostatnich miesiącach aż trzy włamania. Od tej pory nie śpi spokojnie:
- Wystarczy, że jakiś pies w nocy szczeknie, to zrywam się i lecę do piwnicy, czy aby tam Grzegorz nie buszuje.
Grzegorz kradnie wszystko i wszędzie:
- Na "Dniach Wawelna" opędzlował orkiestrę - mówi Józef Kremer. - Muzykanci grali na scenie, Grzesiek zaszedł ich od tyłu i w trakcie koncertu ukradł im torby. Osobiście udało mi się go złapać.
Joanna Wiench (mieszka na skraju Wawelna) kupiła dwa groźne dobermany. Psy biegają po podwórku, warczą na reporterski samochód.
- Czujemy się tutaj jak pierwsi osadnicy na Dzikim Zachodzie - mówi. - Za naszym ogrodzeniem już tylko zboże, a dalej, o tam, już widać Sokolniki...
Coś chłopaka ponosi
Za domem Wienchów można by postawić szlaban graniczny. W Sokolnikach już inny świat - popegeerowskie bloki, w kałużach taplają się umorusane maluchy, młodzieńcy pociągają winko za klatkami na króliki. Tutaj, w małym domku-bliźniaku, wraz z matką i licznym rodzeństwem, mieszka Grzegorz.
- Nic, panie, nie poradzę, Grzesiek już taki jest - mówi mama. - Zaczął kraść w szkole, od ołówków i piórników. Świętej pamięci mąż próbował chłopaka wychować. Bił go - najpierw ręką, potem pięścią, potem kijem, a jeszcze potem deską. Ale Grześ czym więcej był bity, tym bardziej na złość robił.
Przed dom wychodzi rodzeństwo Grześka. Najstarszemu Rafałowi stuknęła już "osiemnastka" (czasem pomaga Grześkowi kraść). Najmłodszy, Dominik, ma dopiero 4 latka.
- Panie, ja mam w łapę dać tym sędziom, żeby mi Grześka do poprawczaka zabrali! - lamentuje matka. - Policja z psem nachodzi, dzieci płaczą, a oni po domu fantów szukają. A skąd ja mam wiedzieć, gdzie Grzegorz to chowa. On mnie nic nie mówi...
Kradnie na akord
Grzegorz kradnie na terenie całej gminy Komprachcice. Dom pani Rozwity Kansy z Polskiej Nowej Wsi tylko w jednym tygodniu okradł trzy razy - za każdym razem w biały dzień.
- W czwartek włamał się przez okno w kuchni - wylicza kobieta. - W piątek obrobił samochód, a w poniedziałek znów wszedł do domu, tym razem przez okno w łazience...
Pani Rozwita nie miałaby dowodów przeciwko małolatowi z Sokolników, gdyby nie przypadek. Narzeczony jej córki mieszka w Dąbrowie. W tamtejszym sklepie dostrzegł mamę złodzieja, która przyszła na zakupy z ortalionową torbą, taką samą, jaką Grześ ukradł z domu w Polskiej Nowej Wsi. Matka Grzegorza oddała torbę bez dyskusji ("Weźcie se ją razem z Grzesiem. Róbcie z nim, co chcecie, możecie go nawet zabić").
- Córka z narzeczonym pojechali do domu tego złodzieja - opowiada pani Kansy. - Młodszy brat zdradził, że w tej torbie Grzesiek przyniósł do domu wieżę. Po chwili do mieszkania wszedł sam Grzegorz. Moi go złapali, wsadzili do auta i przywieźli do Polskiej Nowej Wsi.
Pojmany przestępca opowiedział rodzinie Kansy, w jaki sposób ich okradał. Zdradził też, że nie działa sam.
- Ten Grześ jest od czarnej roboty - opowiada pani Rozwita. - On się włamuje, bo jest mały i zwinny. Kradnie z nim jeszcze taki Krzysiek, kawał chłopa. On wyważa drzwi, jak Grzesiek nie daje rady. Potem skradzione fanty przekazują jakiemuś paserowi.
Pani Kansy zadzwoniła po policję ("przecież nie zrobię samosądu"). Policjanci skuli chłopaka kajdankami, ale zaraz potem wypuścili ("nieletni, takie przepisy").
- Liczyliśmy na to, że policja odzyska biżuterię rodzinną, którą ten małolat wyniósł - mówi. - Ale oczywiście nic się nie znalazło. Potem dowiedziałam się, że jak się jeszcze w dniu kradzieży pojedzie do matki Grześka i narobi rabanu, to ona czasem zwraca towar. Ale w naszym przypadku było już za późno.
Wszyscy na jednego?
Sokolniki, przed domem złodzieja.
- Panie, ja nie jestem biuro rzeczy znalezionych! - żartuje matka. - Nachodzą mnie tu różni, ciągle coś ode mnie chcą. A Grześ już dawno nic do domu nie znosi, nie wiem, gdzie on to wszystko chowa.
Nasze auto zaczynają otaczać okoliczni mieszkańcy. Bronią złodzieja, pomstują na władze.
- Roboty ni ma, w mieszkaniu szczury, kanalizacja zamarza! - piekli się Stanisław Barabaś.
- Prawda! - przekrzykuje Władysław Franczak. - Zaś zimą będziemy srać do wiaderek, o tym piszcie!
Według Bogusława Szelesa, Grzegorz jest spokojnym, zastraszonym chłopcem. Pan Bogusław podejrzewa, że policja musiała sobie znaleźć kozła ofiarnego i wszystkie kradzieże zwalić na głowę "biednego Grześka".
- Chyba pan nie uwierzy, że ten mały chuderlak terroryzuje całe Komprachcice - mówi Szeles. - Grzegorz to jest uczynny i zdolny chłopak. Mojemu szwagrowi, Klusce Czesławowi, pomagał ostatnio kłaść glazurę.
W tym momencie coś zaszeleściło. To Grzegorz, bohater reportażu, poderwał się z dachu. Leżał tam plackiem i podsłuchiwał. Teraz wskakuje przez okno do domu, po chwili wybiega na podwórko w niebieskim kasku na głowie i z akumulatorem samochodowym pod pachą. Razem z bratem Rafałem wskakują na rometa i odjeżdżają z piskiem opon. Wcześniej Rafał zdążył jeszcze krzyknąć:
- My są niewinni! Gdzie co zajebią, od razu na nas!
Buszujący w zbożu
Krzysztof Przybyła, stolarz z Wawelna, nie rozumie, jak mieszkańcy sąsiednich Sokolników mogą kryć takiego zbira. Pan Krzysztof nie ma wątpliwości co do winy Grzegorza - osobiście złapał go na kradzieży i dwóch próbach włamania.
- Po raz pierwszy włamał się do mojego nowego domu - mówi Przybyła, pokazując na okazałą willę obłożoną klinkierem. - Tutaj, pięć metrów obok tarasu, rosło wysokie zboże. Grzesiek przedarł się w tym zbożu po sam dom, potem podbiegł pod okienko od piwnicy i wybił szybę polbrukiem.
Grzegorz przetrząsnął cały dom Przybyłów, ukradł między innymi sprzęt elektroniczny. Pan Krzysztof był w tym czasie u babci, po drugiej stronie drogi. Zauważył Grześka, kiedy ten wbiegał z łupami w zboże.
- Puściłem się za nim w pogoń - opowiada. - Uprawiam biegi długodystansowe, to nie miałem problemu. Dorwałem go i powaliłem, aż mu się wszystkie łupy z kurtki wysypały.
Przybyła, już z pomocą ojca, związali chłopakowi drutem ręce i nogi, porzucili na trawie i zawołali sąsiadów. Każdy mógł sobie obejrzeć, jak wygląda złodziej, który nie daje im spać ("policjant nam kiedyś powiedział: co mu dacie w dupę, to wasze").
- Najgorzej - mówi pan Krzysztof - że po tej nauczce on jeszcze dwa razy próbował się do mnie włamać. Raz go babcia przepędziła, drugi raz znowu na mnie trafił. To jest maniak, jego trzeba leczyć!
Kto stoi za Grzegorzem?
Mieszkańcy Komprachcic z rozrzewnieniem wspominają czasy, kiedy we wsi żyło się jak w Bawarii - pod sklepem można było zostawić otwarte auto. Tak było jeszcze kilka lat temu. Z roku na rok jest coraz gorzej.
- Kiedyś w każdej wsi był policjant - przypomina sobie Ireneusz Krzemień, właściciel trzech sklepów. - Teraz obcięli etaty, podciągnęli nas pod komisariat Niemodlinie. Efekt taki, że okradli mnie już osiem razy!
Krzemień mówi, że żadne zabezpieczenia nie skutkują. Złodzieje wiedzą, kiedy policji nie ma we wsi. Wtedy wchodzą do sklepu "na chama".
- Kiedyś wyrwali mi kraty z kawałkiem ściany - opowiada. - Teraz moje sklepy przypominają fortece. Mam kraty od wewnątrz i od zewnątrz. No i oczywiście pancerne drzwi...
Józef Kremer, członek zarządu gminy:
- Mieliśmy spotkanie z policją, okazuje się, że wzrost kradzieży w gminie jest niesamowity. Na małym Grzesiu przestępczość się nie kończy, choć jemu teraz przylepiają praktycznie wszystko. Zamknie się Grzegorza, przyjdą jego koledzy. Trzeba coś zrobić, żeby złodzieje nie byli tak zuchwali, żeby we wsiach było więcej policji.
Według Ireneusza Krzemienia, w gminie kradzieżami zajmuje się większa szajka. Nieletni Grzesiek W. jest co prawda najbardziej aktywnym, ale nie jedynym jej członkiem.
- Policja powinna odpowiedzieć na pytanie: dla kogo pracuje Grzesiek? - mówi handlowiec. - W Polskiej Nowej Wsi zwinęli ze stacji benzynowej kilkadziesiąt butli z gazem. Musiała je wywieźć ciężarówka. Skąd taki gówniarz ma ciężarówkę...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska